poniedziałek, 26 czerwca 2017

Od Marie CD James'a

Seks po pijaku nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, ale mając ze sobą takiego chłopaka jakim jest Loss, można pokusić się o odrobinę szaleństwa. Zaczął składać łapczywe pocałunki na mojej szyi, przygryzając momentami. Oddałam mu się całkowicie.  Przesunęłam swoje dłonie po jego biodrach, aż po klatkę piersiową, wbiłam w nią moje długie pazurki.  On sam nie próżnował, mącąc ręką między moimi nogami, co jeszcze bardziej mnie nakręcało.  Pośpiesznie pozbyłam się jego ubrań.
- Mówiłeś, że wieczorami ostatnio robisz się głodny. - wymruczałam. - A z tego co wiem po alkoholu głód narasta.
- Masz rację, jestem straszliwie głodny. - odparł, a język lekko plątał mu się.
Sama rozpięłam guziki swoich shortów i zrzuciłam je z siebie wraz z bluzką. Popchnęłam James'a na łóżko siadając na nim okrakiem. Zaczęłam powoli przesuwać się na jego kroczu, a on chwycił moje piersi w obie dłonie i zaczął je ściskać. Chwilę później całkowicie nie miałam na sobie bielizny.
- Teraz się najesz skarbie. - zadziornie przygryzłam wargę. Przesunęłam się trochę wyżej, siadając mu na twarzy.

~*~

W końcu nasz plan o cudownych wakacjach w rodzinnym kraju stał się rzeczywistością. Prócz mnie, James'a i setki bagażów, nie mogło zabraknąć Kopenhagi i Pyrrusa. Taak, zabrałam moje dwa miśki ze sobą. Nawet podczas urlopu nie mogę pozwolić na to, by wybiły mi się z rytmu. Ojciec ma dużą stajnie, więc nie martwię się dosłownie o nic. Konie będą miały  zapewnione najwyższe standardy, lepsze niż w Morgan, przy okazji będą mogły godzinami wygrzewać się na zielonym padoku w towarzystwie palem, a to wszystko w przydomowej stajni. Lot z Londynu do Sydney strasznie nam się wydłużył, ale gdy tylko wysiadłam z samolotu i zaciągnęłam się tym powietrzem przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Ahh, antypody. Mało kto kocha swoją ojczyznę jak ja. To miejsce można nazwać po prostu rajem na ziemi. Nie mogę się doczekać kiedy znów wskoczę na deskę, albo zobaczę kangury.  Wcześniej ogarnęłam już sprawę z końmi, z lotniska pojadą prosto do mojego rodzinnego domu.
- No, to gdzie teraz? - spytał James ściągając nasze walizki z taśmy.
- Jak to gdzie, do mnie. - w tym czasie ja byłam zajęta kupowaniem sobie słodyczy w automacie.
- Do mieszkania, grubasku? - uszczypnął mnie w pośladek. Gwałtownie się odwróciłam.
- Nie. - zmarszczyłam brwi. - Mówiłam ci przecież, że zaraz po przyjeździe jedziemy do moich rodziców na obiad i zostajemy przynajmniej na dwa lub trzy dni.
- Nie pamiętam, żebyś mi to mówiła. - ruszyliśmy w kierunku wyjścia z lotniska.
- Mówiłam ci to w samolocie, ale ty byłeś zajęty otwieraniem paczki orzeszków. - warknęłam.
- No dobrze, dobrze misiaczku nie denerwuj się. - chłopak podszedł bliżej mnie, objął jedną ręką w pasie i kontynuował tak drogę. - Lubię twoich rodziców, oni lubią mnie, ale tego kundla nie znoszę i bardzo dobrze o tym wiesz.
- Chester? Chester to najsłodszy mopsik na świecie. Zobaczysz jak się ucieszy, gdy zobaczy tatusia. - rzuciłam żartobliwie.
- Ah no tak, zapomniałem, to twój kochany synek.
- Najukochańszy.
- Czuję się zazdrosny. - mruknął Loss.
- A głodny jesteś? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Cały czas. - szepnął.
- Lepiej się pośpiesz, ojciec pewnie już na nas czeka. - pociągnęłam go za rękę.


James?
Pseplasam, że tak zwlekałam ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz