środa, 21 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Do Niemiec? Na kilka dni? Ale... ale w jakim celu? Dlaczego teraz? I co złego w tym, że chciałam jechać z nim? Jego stanowczość zdecydowanie mi nie pasowała i tylko wprowadzała w większą niepewność. To była typowa zagrywka o to abym nie pytała więcej niżeli mi powiedział. Chyba sam nie chciał ponownie sobie uświadamiać. Odsunęłam się, siadając obok po turecku i zmierzyłam go badawczym spojrzeniem, jakbym mogła za jego sprawą wyczytać, o co dokładnie chodzi.
-Po co tam jedziesz? - spytałam przybierając niewzruszoną minę, choć w środku poczułam jak zaciska mi się żołądek, a serce szybciej zaczyna pompować krew. Szkoda tylko, że mózg przestał spełniać swoje funkcje i nasuwał wiele scenariuszy.
-Muszę załatwić pewne sprawy. To na prawdę tylko kilka dni - pokręcił głową, wzruszając ramieniem.
-Kilka dni? A dokładnie? Sama podróż do Irlandii trwała dwa, a co dopiero do Niemiec - brnęłam dalej. I wcale nie jestem przeciwko wyjazdowi, bo sam fakt, że wyjeżdża pokazuje, że dzieje się coś niedobrego. Przewrócił oczami, odchylając głowę do tyłu, tym samym odwracając ode mnie spojrzenie. Wolałam widzieć jego oczy - Zrozum, że nie wyjeżdża się ot tak i to ledwie trzy dni po powrocie.
-Wierz mi, że gdybym miał wybór, zostałbym. Ale nie mogę - wsparł się rękoma o łóżka, siadając na nim i oparł plecy o ścianę. Przez cały czas uważnie obserwowałam jego twarz, niby nie wzruszoną, ale po dokładniejszym przypatrzeniu, widziałam niepewność, ból, a nawet strach. Bał się? Czego? - I nie robię tego z zachcianki, ale dla ciebie i innych...
-Nie mów tak - pokręciłam głową, przerywając mu - I nie rób tak.
-Ale ja muszę...
-Lewis - z delikatną bezradnością przysunęłam się, przekładając nogę i usiadłam na jego udach. Ujęłam twarz w swoje dłonie i nie pozwoliłam mu opuścić spojrzenia tych jedynych i pięknych, niebieskich oczu - Ja nie będę wyciągać od ciebie tego, czego nie chcesz mówić, ale nie próbuj mnie nie martwić, bo to jest nieuniknione. Kiedyś ktoś ci powiedział, że nie myślisz o innych, lecz właśnie za bardzo się nimi przejmujesz. Tym samym cierpisz najbardziej, a ja obiecałam sobie, że nie pozwolę na to, zanim jeszcze było mi dane ciebie mieć na wyłączność - jeździłam opuszkami palców po jego rozgrzanych policzkach - Ufam ci i wierzę, ale widzę też, że jedziesz tam nie ze swojej woli. Sam mi to powiedziałeś.
-Więc nie pytaj mnie co się dzieje - objął mnie rękoma i przysunął, wtulając głowę w moją szyję. Westchnęłam głośno, gładząc jego czarne włosy. Nie znoszę tej pozostawionej pustki. Łatwo wmawiać sobie, że nie ma powodu do zmartwień, ale nie w moim przypadku. Nie wiedzieć co się dzieje to najgorsze, a fakt, że kilka dni, jak określił, spędzi daleko w innym kraju odeszły na moment w zapomnienie. Na moment, bo po chwili zamierzałam spytać o to czy poradzi sobie w Niemczech. Oczywiste, że sobie poradzi. Radził przez całe dzieciństwo, później dorosłość, być może w pewnych momentach potrzebował wsparcia. Chciałam być jednym z nich.
-Chodź ze mną na spacer - odsunęłam głowę, by na niego spojrzeć i uniosłam kąciki ust w uśmiechu. Missiouri jakby rozumiejąc nasze słowa, wskoczył na górę i usiadł obok. Pogłaskałam go, robiąc proszącą minę - Zabierzemy Aishę, z Valegro nie widziałam się dosyć długo...
-Chcesz zabrać cały zwierzyniec ze sobą? - parsknął, a jego policzki delikatnie się uniosły.
-Pamiętasz jak zostałam wolontariuszką w schronisku... Nie mam problemu z pilnowaniem dużej grupki zwierząt. Poza tym, patrząc na naszą grupkę, pilnuje ich od dziecka - ucałowałam go w nos i wstałam, podchodząc do swojej szafy. Wyciągnęłam ubrania i rzuciłam nimi w chłopaka. Odwrócił głowę, przez chwilę wlepiając we mnie wzrok.
-To za to, że mi szybciej nie powiedziałeś - podeszłam, zdejmując górę piżamy. Zresztą i tak powiedział najbardziej lakonicznie jak tylko mógł. Odwróciłam się, chwytając w rękę szarą bluzkę z krótkim rękawkiem - A to za to, że jednak powiedziałeś - wspięłam się na palce i pocałowałam, przesuwając ustami po jego podbródku - Szykuj się - poklepałam go po klatce piersiowej i skończyłam ubieranie się.

Chwyciłam Valegro za kantar, próbując opanować jego nerwowe ruchy głową i przy okazji obserwując lisa, który wpychał nos w podściółkę boksu. Zapięłam uwiąz ogierowi i wyprowadziłam z boksu, przywołując Missiouri`ego. Drava podreptała za Lewisem, dlatego przyjdzie wraz z nim i Aishą. Usiadłam na murku przed stajnią, dając Valegro rozkopać trawnik przed budynkiem. Stajenny mnie zabije, ale puki nikt nie wie, nie widzi i nie ma z tym problemu, nie przyznaję się. Po chwili czarnowłosy do mnie dołączył.
-Dokąd zmierzamy? - wzruszyłam ramionami.
-Przed siebie.
-Lubię mieć wszystko zaplanowane - mruknął.
-Mnie też planowałeś? - odparłam uszczypliwie, wystawiając dłoń w kierunku Santiago, który obniżył swoje delikatne chrapy w dół i powąchał moją dłoń. Chłopak przewrócił oczami - Zostawiłem Dravę i Aishę w pokoju. Nie ogarnęłabyś tego wszystkiego.
-Nie wierzysz w moje umiejętności organizacyjne - złapałam jego dłoń.
-Oczywiście, że wierzę... - zaprzeczył.
-Lewis, jeśli mam cię puścić do Niemiec samego - w myślach dodałam, że wcale tego nie chcę, ale zgadzam się - Zamierzam spędzić te dwa dni jak najlepiej - zamknęłam oczy, dając się mu prowadzić. Będę tęsknić. Będę się martwić. Będę wkurzać Malika i resztę. Ale czasu, który przeznaczam na Lewisa nie potrafię zastąpić i nie chcę tego robić. Już wtedy, gdy wyjechał do akademii sam, czułam pustkę i delikatny żal, że mnie zostawia, ale teraz tym bardziej będzie mi go brakować.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz