Po całym dniu treningów z klaczą, postawiłem wybrać się z nią do lasu-uwielbia je, a ten był wyjątkowo uroczy, a do tego blisko Uniwersytetu. Puszczając luźno uzdę konia, usiadłem na jednym z większych kamieni, a Kanne stanęła obok mnie. Był już wieczór, więc zrobiło się chłodniej, ale taka właśnie pogoda była według mnie najlepsza. Zero wiatru, chłodne powietrze, cisza i wieczór.
Gdy już relaks wydawał się całkowicie oddzielić mnie od otaczającego mnie świata, zadzwonił telefon będący w mojej kieszeni. Tak bardzo nie chciałem teraz z nikim rozmawiać, ale duży napis "Tata" sprowadził mnie na ziemię.
- Mów- Mruknąłem szybko, przecierając zmęczone oczy. W słuchawce usłyszałem tylko głośne wzdychnięcie, świadczące o tym, że zaraz zaczną się te pytania...
- Jesteś pewien, że przyjazd tam był dobrym pomysłem?- Mężczyzna przerwał ciszę swoim twardym, ale przepełnionym wątpliwościami głosem.
- Był, a nawet jeśli nie, to co z tego? Będziecie mieli ze mną trochę spokoju, może Nolan w końcu zrobi coś pożytecznego ze swoim życiem...
- Zwyczajnie martwimy się, że zrobisz coś głupiego- Odparł pół śmiechem. No tak...o mnie się nie martwią, ale o to że mogę zrobić coś głupiego. Standard.
- Nie zrobię. A teraz, jeśli pozwolisz drogi Ojcze, wrócę do zachwycania się tymi ładnymi Paniami w bieliznach.- Uśmiechnąłem się lekko, a on tylko mruknął coś zażenowany,
- Jedyną kobietą którą widziałeś w bieliźnie to była twoja matka. Miałeś w tedy 6 lat.
- Dzięki, jak zawsze pomocny. I ty się dziwisz że nie chcę rozmawiać z tobą o kobietach?- Rozłożyłem ręce. Pamiętam jeszcze, jak kiedyś zapytał mnie czy uprawiam już stosunki z kobietami...ta rozmowa nie wyszła tak jak to sobie zaplanował, więc uznaliśmy że nie miała miejsca.- Poza tym...nie znasz swojego syna, staruszku.
- I chyba nie chcę poznać cię od tej strony...Muszę kończyć, tylko przysięgnij że..
-Tak, będę zachowywał się jak należy. Czy przyniosłem Ci kiedyś wstyd?- Przerwałem mu.
- No wiesz..-Zamyślił się, zapewne szukając idealnej sytuacji z mojego życia kiedy palnąłem coś głupiego. Niestety, nie dane mu było zdążyć gdyż rzekłem szybkie "muszę kończyć" i się rozłączyłem. Jako ojciec był serio dobry, ale czasem zachowywał się jak nastolatek...mimo to, rozmowy z nim były najlepsze.
Położyłem rękę na grzbiet Kanee, a ta machnęła głową. Jednak coś innego przykuło jej uwagę, coś czego ja nie widziałem. Wzrokiem jeździłem po drzewach, zastanawiając się czego mogę szukać. A, no tak. Blisko nas, była dróżka na której stała przeszkoda. Między krzakami widać było tylko czarnego, masywnego konia, z wyglądu przypominającego Shire. A na nim, czarnowłosa dziewczyna. Przykułem chwilę do niej źrenice, obserwując tę dwójkę ostro hamujące przy kończącej się ścieżce. Zanim jednak zdążyła zawrócić, jakaś biała...płachta? W każdym razie coś z jej kieszeni wypadło prosto na drogę, a nawoływania nic nie pomogły. Zszedłem z mojego aktualnie ulubionego miejsca na wypoczynek i łapiąc uzdę skierowałem się w tę stronę. Poszłoby to szybciej, gdyby nie powolne ruchy ruchy nadąsanej Kan.
Stawiając coraz dłuższe kroki, znalazłem się przy jakiejś kartce, coś na niej pisało ale jakoś tak nie chciałem tego czytać. To mogło być coś...co nie nadaje się na publiczne udostępnianie, więc schowałem skrawek i wsiadłem na szary grzbiet, by chwilę później pojechać galopem w stronę Morgan Uniwersity.
Nie mogłem nigdzie znaleźć właścicielki kartki, a że robiło się ciemno, chciałem zaprowadzić moją klacz do stajni. W między czasie odbyłem z nią małą pogawędkę, która mogła wyglądać dziwnie z perspektywy osób trzecich. Ale, ale. Jeżdżąc prawie po całym tym terenie, nie sprawdziłem właśnie boksów. W jednym z nich stał koń, a trochę dalej stała ta sama dziewczyna którą widziałem w lesie.
Podszedłem do jednego z pustych boksów, wpuszczając tam Nokotę i kątem oka obserwując czarnowłosą.
- Hej...widziałem cię w lesie i coś puściłam, więc chciałem to wrócić ale gdzieś uciekłaś i cię szukałem i znalazłem więc jeśli to coś dla ciebie znaczy... -Powiedziałem najszybciej jak potrafię, wyciągając wymiętą już białą kartkę. Zanim się jednak zorientowała o co chodzi, trochę ją wyprostowałem.
Patrząc na mnie jak na debila, z nieśmiałym uśmiechem wzięła rzecz.
- Dzięki, ale...trzeba być zdesperowanym ganiając po całym terenie za dziewczyną gubiącą kartkę która w sumie nic nie znaczy. - Mruknęła cicho. Palnąłem się niewidocznie w głowę, kręcąc głową.
- Próbowałem. - Wzruszyłem ramionami- Levinn.- Przedstawiłem się, bo tak najwyraźniej wypadało.
- Maxim - Podała mi rękę którą uścisnąłem.- W skrócie Max.
- Do mnie możesz mówić jak chcesz, możesz nawet wymyślić- wyszczerzyłem się w jeszcze szerszym uśmiechu.
Maaax?
Może być czy jednak mnie zabijesz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz