środa, 28 czerwca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Ja nie chciałam, ale czułam żal połączony ze złością. Całkiem podobnie było po tym cholernym balu, do którego myślami nie zamierzam wracać. Wolałam tego nigdy więcej nie odczuwać, ale emocje powodowały, że w środku wszystko się we mnie gotowało. Nie potrafiłam powiedzieć kiedy odczuwam smutek i przykrość, połączone z radością zobaczenia go. Jednak gdy weszłam do szpitala, z trudem powstrzymując się od rzucenia mu się na szyję, to jedno słowo utkwiło w moim mózgu jak i duszy na stałe. Onkologia... po co onkologia. Przecież było dobrze. Miło być dobrze. Przez chwilę zapomniałam o wyciągnięciu z niego jakichkolwiek informacji, które miały tłumaczyć tego jego nagłe zniknięcie, słowo "problemy" i krótkie stwierdzenia kuzynki co do tajemniczych wizyt w szpitalu. Chciałam usiąść, aby opanować nagłą słabość nóg. Cały mój organizm mówił, że nie zniesie ani chwili w jednym miejscu i potrzebuje ruchu, najlepiej jak najdalej od tego wszystkiego. Łzy same nazbierały mi się w oczach. Byłam ślepa... a może głupia, że tego nie widziałam? Nie rozpoznałam, chociaż tyle czasu spędzałam z nim sam na sam. I nie dopuszczałam myśli o samotności.
Ten pocałunek jedynie dał mi do myślenia jak bardzo mi go brakuje. Jeden dzień, nie widziałam się z nim jeden dzień, a czułam jakby ten jeden dzień miał nieskończoną liczbę godzin w sobie. Być może moje myśli krążyły gdzieś daleko w przestrzeni, ale czułam, że był czymś więcej niż tylko przywitaniem. Wyrażał emocje i był oświadczającym dokumentem na jego strach. Jego usta się trzęsły, drżały jak w tej samej chwili moje dłonie, które oparłam najpierw na jego brzuchu, potem przejechałam nimi po boku i objęłam go całego, w poczuciu obrony przed wszystkim co tylko możliwe. Miałam ochotę wyjść, zaczerpnąć świeżego powietrza i w jakiś sposób uspokoić skołatane serce, ale zamiast powiedzieć, że potrzebuję spaceru, kiwnęłam tylko głową.
-Nawet... nawet nie znam Niemiec - uśmiechnęłam się nieco wymuszenie - Języka ani miasta... Gdzie miałabym pójść? - wzruszyłam ramionami, spuszczając głowę - Chyba jedynie wrócić do Anglii i... - zamrugałam oczami, wycierając zbierające się łzy. Cholera, nie chcę płakać.
-Lewis - usłyszałam głos dobiegający z korytarza. Zaczerpnęłam głośno powietrza do płuc i zmierzyłam go smutnym spojrzeniem. Nie ukrywałam tego, ale  nie chciałam też by to było powodem jego zadręczania się.
-Wołają cię - odparłam niemal szeptem. Tak jakbym nagle straciła głos w gardle.
-Ale...
-Będę tu czekać - pokiwałam głową, z całych sił ściskając jego dłoń. Nie miałam sił na kłótnie, na nic. Byłam w stanie jedynie wypowiedzieć ciche słowa, puścić jego rękę i dać mu zniknąć w gabinecie. Sama usiadłam, chowając twarz w dłoniach. Moje włosy opadły na dół. Nieporadnie zaczesałam je do tyłu. Czekanie nigdy nie było dobre. Nie byłam cierpliwa i nie mogłam obecnie usiedzieć w jednym miejscu. Miał rację. Zadręczałabym się i to właśnie robię. Ale nigdy nie zapewniałam go, że tego nie będę robić. To było nieuniknione, bo teraz zdałam sobie sprawę, że sytuacja jest poważna. Znaczy to zależy od wyników... Ona była poważna. Język mi się plączę i sama nie wiem co myśleć. Obieram najgorsze scenariusze, a mówię, że jest optymistką. W ten sposób nic nie zdziałam. Przejechałam dłońmi po udach, wypuszczając powietrze z płuc. Wpatrywałam się nieporadnie we wszystkie mijające mnie postacie. Wszyscy ludzie, których los najprawdopodobniej pokarał zbyt brutalnie. Muszę znaleźć jakąś toaletę. Takie osobne miejsce i zajęcie na mijający czas. Nie liczyłam ile czasu spędziłam w tym cichym i odosobnionym miejscu, ale gdy pojawiłam się znowu na tym samym korytarzu, miałam wrażenie, że wokół jest więcej ludzi niż poprzednio. Minęłam kobietę, która rozmawiała z lekarzem. Obiły mi się o uszy dwa słowa... rok maksymalnie. To miejsce... nie chcę tu być. Chcę stąd iść, wyjść i nie wrócić. Usiadłam w kącie, opierając głowę o ścianę. Kusiło mnie aby opuścić budynek. Ale nie ucieknę, nigdy nie uciekam. Zamknęłam oczy, wsłuchując się w szpitalne odgłosy.

Lewis?
Króciutkie, ale rozumiesz...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz