niedziela, 18 czerwca 2017

Od Matthew cd. Mayi

Odwróciłem głowę, słysząc za sobą warczenie Shiloh i zobaczyłem, jak obrał sobie jakąś dziewczynę za ofiarę. Pochylił się gotowy do ataku, więc od razu musiałem zainterweniować. 
- Shiloh! - zawołałem, jednak pies ani drgnął - Chodź tu!
Przez dłuższą chwilę uważnie przyglądał się dziewczynie, jednak przestał warczeć, co oznaczało, że za chwilę odpuści. Zaraz potem tak się stało, Shiloh odwrócił się i podszedł do mnie. Kochałem obok, by go pogłaskać i w razie potrzeby przytrzymać, z nim nigdy nic nie wiadomo. 
- Przepraszam, Shiloh jest dość.. nerwowy - odezwałem się, przypinając smycz do jego obroży.
- W porządku, powinnam bardziej uważać - odpowiedziała lekko zmieszana. 
Uniosłem głowę, lepiej przyglądając się napotkanej osobie. Dziewczyna była średniego wzrostu, chociaż w porównaniu ze mną jestem skłonny powiedzieć, że dość niska. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy i uroczą buzię. Uśmiech sam cisnął mi się na twarz, był po prostu zaraźliwy. 
- Chodzisz tu do szkoły? - spytałem, nie przypinając sobie jej twarzy, a na pewno bym ją zapamiętał.
- Tak, niedawno przyjechałam - odpowiedziała i odgarnęła włosy za ucho. 
Podniosłem się i obserwując każdy ruch Shiloh, podszedłem bliżej dziewczyny. 
- Matthew. - Uśmiechnąłem się, wyciągając do niej rękę. 
- Maya. - Odwzajemniła uśmiech, ściskając moją dłoń. 
Od razu zapadła odrobinę niezręczna cisza, jednak chyba nie tylko dla mnie taka była, bo dziewczyna zaraz ją przerwała. 
- Od dawna tu jesteś? 
- Przedwczoraj przyjechałem. - Chciałem jeszcze coś powiedzieć, jednak przerwało mi nerwowe szczekanie psa. 
Dziewczyna odruchowo cofnęła się o kilka kroków, gdy Shiloh ponownie zaczął warczeć. Przerwaliśmy nasze codzienne bieganie i jeżeli go nie dokończymy, będzie miał zdecydowanie za dużo energii. 
- Wybacz, musi się porządnie wybiegać, żeby był trochę spokojniejszy - odezwał się, pocierając dłonią kark. 
- W porządku. - Uśmiechnęła się. - W takim razie.. do później? 
- Do później. - Odwzajemniłem uśmiech.
Shiloh już rwał się w stronę ścieżki, jednak postanowiłem odpiąć mu smycz dopiero wtedy, gdy oddalimy się bardziej od terenów MU.
Nie mam zielonego pojęcia ile przebiegliśmy, jednak patrząc na czas i stałe tempo mogło być to około dziesięciu kilometrów. Sam pewnie przebiegłbym połowę, jednak Shiloh lubi dbać o moją formę i ciągle wybiega na przód, chowając się za drzewami, bym pobiegł bliżej i go szukał. 
Powoli przestawiałem się na normalne życie, jednak było to o wiele trudniejsze niż sądziłem. Najbardziej boję się tego, że mój pobyt w więzieniu, mimo że nie byłem do końca winny, znacznie zaważy na mojej przyszłości. Każdy kogo poznam prędzej czy później się o tym dowie i znając życie i ludzi nie będzie z tego zadowolony. Zniszczyłem sobie życie ty, co zrobiłem, ale.. nie żałuję tego. Jest mi cholernie przykro, że moja mama zachowała się w ten sposób, czasem wydaje mi się, że wyrządziłem jej jeszcze większą krzywdę. Mam nadzieję, że kiedyś przejrzy na oczy, chociaż ja i tak już nie chce mieć z nią nic do czynienia.
Zaraz pod akademikiem przypiąłem Shiloh smycz i spokojnie weszliśmy do wnętrza budynku. Pies doskonale wiedział, gdzie znajduje się nasz pokój i bez większego problemu mnie tam doprowadził. Zatrzymał się przy samych drzwiach i usiadł czekając aż je otworzę.
- Mam nadzieję, że taki wypad wystarczająco zredukował twój nadmiar energii - odezwałem się, na co odpowiedziało mi radosne szczekanie.
Ledwo uchyliłem drzwi, a pies wbiegł do środka, wyrywając mi smycz z ręki. Pokręciłem głową i dokładnie zamykając drzwi, podszedłem do niego, by zdjął obrożę. 
W pokoju zachowywał się bardzo grzecznie, oczywiście tylko wtedy, gdy byliśmy tu sami. Każda osoba pojawiająca się w jego otoczeniu, staje się potencjalnym zagrożeniem i przez cały czas jest gotowy do ataku. Nauczenie go czegokolwiek wymaga naprawdę wiele cierpliwości i umiejętności, dogadanie się z nim jest cholernie trudne. 
Zerknąłem na zegarek i widząc, że mam jakieś dziesięć minut do kolacji, udałem się do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic po bieganiu. 
~~*~~*~~
- Bądź grzeczny, zgoda? Zaraz wrócę - odezwałem się do psa, naciągając buty.
Shiloh zaszczekał dwa razy i wyciągnął łapę w moją stronę. Gdy otwierałem drzwi, ułożył się wygodnie na dywaniku obok łóżka i nie wyglądał, jakby chciał nabroić podczas mojej nieobecności. Z nadzieją, że zastanę pokój w takim stanie, w jaki zostawiłem, udałem się na stołówkę. Po kilkukrotnym zabłądzeniu, w końcu nauczyłem się, gdzie dokładnie powinienem iść. Wszedłem do wielkiego pomieszczenia i biorąc swój posiłek, zająłem miejsce przy pierwszym lepszym stoliku. 
Byłem tu już trzeci dzień, a wciąż znałem tylko kilka osób, z którymi nawet nie rozmawiam. Nie powiem, że mam chęci zapoznawać nowych ludzi, przyjechałem tu by uczyć się jeździć i móc kontynuować naukę, a nie zawierać znajomości. Nie ukrywam też, że jednak w porządku byłoby móc z kimś porozmawiać.
Wyjąłem z kieszeni swój nowy telefon i postanowiłem sprawdzić stare portale społecznościowe. Ostatni raz logowałem się na Facebook jakiś rok temu, jeżeli nie dawniej, ale podejrzewam, że za dużo nie straciłem.
- Mogę? - Usłyszałem znajomy głos.
Uniosłem wzrok znad wyświetlacza komórki i zobaczyłem tą samą dziewczynę, którą widziałem wcześniej. Maya, jeżeli dobrze pamiętam.
- Jasne - odpowiedziałem mimowolnie się uśmiechając.
Maya?
miało być lepsze..


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz