środa, 12 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

Rozmowa z młodszym bratem mnie przytłoczyła. To ja zawsze byłem obiektem wyładowań moich rodziców, po kłótniach. Kiedy byłem mały bardzo to przeżywałem, jednak z czasem zacząłem robić się coraz silniejszy... czytaj zamknięty, milczący, agresywny. Może agresywny to złe słowo, po prostu nie pozwalam na polubienie mnie, ponieważ wtedy przyzwyczaję się do tej osoby, poczuję coś, a ona mnie zrani. Tacy w końcu są ludzie. W nocy nie spałem. Niby jak zwykle, ale to była całkowicie inna sytuacja niż każdej innej nocy. Nie mogłem przestać myśleć o chudym, jeszcze bardzo niskim brunecie o zielonych oczach, który pewnie tak jak ja leży na swoim łóżku i patrzy się w swój sufit... nienawidzę tego świata. Świata, który pewnie nie pozwoli mi go adoptować, żeby zabrać go od tych despotów. Dlaczego? Bo to despoci w garniturach i z milionami na koncie.
Mimo wszystko nie powinienem tak ostro odpowiadać Olivii. Zna mnie dzień, a ja już zdążyłem chyba wystarczająco ją odstraszyć. Po lekcjach i treningu postanowiłem zabrać Aishę na dłużej, na dwór. Usłyszałem przed nami kroki, więc automatycznie uniosłem głowę, żeby zobaczyć kto to. Olivia widząc nas odsunęła się do ściany, aby nas puścić. "Nawet na ciebie już nie spojrzę..." Co za irytująca dziewczyna. Albo to ja jestem idiotą... nie przesadzajmy, po prostu jestem trudny.
- Możesz przestać? - zapytałem trochę bardziej zirytowanym tonem, niż zamierzałem.
- Nie chcę się przywalać.
- Co za dziecinna riposta.
- Jakiś problem z moją dziecinnością? - skrzyżowała ręce na piersi, widać po niej, że była wściekła.
- Okey, nie zamierzam wdawać się w dyskusję. Jaki mamy temat?
- Nie wiesz?
- A raczyłaś mi powiedzieć? - prychnąłem.
- Przemoc rodzinna - chyba się przesłyszałem. Mam już omamy słuchowe od myślenia o Alexandrze.
- Możesz powtórzyć? - zapytałem.
- Masz problemy za słuchem? Mamy zrobić pracę o przemocy rodzinnej - to była jedna z tych chwil, kiedy czułem jak robię się blady. Trudno mi było oddychać, jakbym znowu miał połamane żebra. Przemoc? RODZINNA? I ja mam o niej mówić? Nie. To nie prawda. To nie może być prawda! - Dylan?
- O mój Boże - szepnąłem. Spojrzałem na nią aby po chwili ruszyć szybkim krokiem przed siebie. Potrzebowałem powietrza. Miałem wrażenie, że się zaraz uduszę. Złapałem się za bok. Fear doesn't exist? Istnieje... istnieje, ponieważ zawsze podświadomie bałem się tej sytuacji. Wyszedłem na dwór, a zaraz po zamknięciu się drzwi, usiadłem na schodach, oparłem łokcie o kolana i splotłem palce dłoni za karkiem.
- Dylan? - obok mnie pojawiła się Olivia.
- Nie dam rady - odparłem, ale przecież ona nic nie wie. - Posłuchaj. Alkoholicy mówią o swojej chorobie, aby ostrzec innych, tak samo byli ćpuni i wielu innych. Ale to nie działa u ludzi, którzy byli gnębieni w domu, a już przede wszystkim, którzy byli bici.
- Czy...
- Czy byłem bity? - spojrzałem na nią. Patrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Przynajmniej nie był on pełen współczucia. - Wiesz... mali szczęśliwi chłopcy bez przyczyny nie stają się takimi chamami, jak ja. Ale nie mogę powiedzieć, że to było nagminne. To białe kołnierzyki, oni wolą niszczyć psychikę, bo to nie rzuca się w oczy.

Olivia?
Trochę dramatycznie się zrobiło...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz