-A pani nie za dobrze? - chwyciłem z szafki nocnej telefon i zrobiłem zdjęcie kotce, wysyłając je do Waliyha`y, swojej młodszej siostry. Nie dawała mi spokoju z pytaniami o Shar, do której również zdołała się przywiązać. Szybko napisałem treść "Dla mnie nie ma już miejsca" i odchyliłem skrawek kołdry, wbijając głowę w swoją zajętą poduszkę obok szarej. Dmuchnąłem jej delikatnie w ucho. Podniosła głowę, od razu gładząc sobie zmierzwione futro. Zaśmiałem się pod nosem, chwytając zwierzę w ręce. Kotka chwyciła mnie pazurami, lekko gryząc palce. Miało to oznaczać "puszczaj, bo użyję siły".
-Dobrze, dobrze kochanie - ułożyłem się wygodnie i położyłem Sharikę na swoim brzuchu, gładząc ją za uchem. Zwinęła się w kłębek i położyła pyszczek na kołdrze. Ustawiłem budzik na 5, bo czemu nie? Coś czuję, że to będzie dla mnie istna męczarnia. Piąta nad ranem to dla mnie jest niczym środek nocy. Potem przez cały dzień wyglądam jakbym miał problemy ze snem i nie spał co najmniej kilka dni. Cóż, mówi się trudno. Słowo się rzekło. Zgasiłem lampkę i zamknąłem oczy, wsłuchując się w ciche mruczenie kota.
*5:00 rano. Choćby mnie sam diabeł wywalał z łóżka, nie wstaję*
Jęknąłem, słysząc jak telefon wścieka się na stoliku nocnym. Zmarszczyłem brwi, chowają bardziej twarz w poduszkę i nakrywając się kołdrą. Jednak dźwięk był na tyle głośny by wyprowadzać człowieka po kolei z równowagi. Okazało się jednak, że bardziej niezawodnym kogutem jest Sharika niż najlepszy dźwięk budzika na telefonie. Kotka wskoczyła na łóżko, ostrożnie przechodząc po mnie całym i usiadła obok mojej głowy, ostrząc sobie pazury na mojej poduszce. Wolne żarty. Dźwięk był na tyle irytujący bym podniósł zaspane oczy.
-Shari... błagam cię - mruknąłem, próbując wyszukać dłonią nadal grającego telefonu. Miauknęła oczekująco - Już wstaję - podparłem się na łokciach, chowając buźkę w dłoniach - Za pięć minut - z powrotem opadłem cały na łóżko. Jednak po chwili ktoś do mnie zadzwonił. Z wyrysowanym wkurzeniem spojrzałem na ekran telefonu. Doniya?
Z: Halo? ~ odparłem niewyraźnym głosem.
D: Cześć braciszku. Miałam cie obudzić ~ dziewczyna odpowiedziała słowiczym głosem, co nie spotkało się z moim entuzjazmem.
Z: Kiedy niby kazałem ci mnie budzić? ~ przetarłem twarz dłońmi, ziewając ~ Nie masz lepszego zajęcia o piątej zero trzy?
D: Wczoraj napisałeś mi sms-em, zresztą... to dla mnie czysta przyjemność. Tu gdzie jestem jest siódma, więc wybacz Zain.
Porozmawiałem chwilę z siostrą i ruszyłem nieprzytomny do łazienki z bryczesami i pierwszą lepszą koszulką. Ubrałem się, po czym nakarmiłem pupila i wyszedłem z pokoju. O tej godzinie pewnie rzadko kto wychodzi jeszcze z pokoju. Że też wpadłem na taki durny pomysł... Najciszej jak tylko umiałem wyszedłem z budynku i skierowałem się w stronę stajni. Georgii nie było nigdzie widać, więc pewnie jestem pierwszy. Punkt dla ciebie, Zain. Podszedłem do boksu Morrigan, która jeszcze leżała na ziemi. Uniosła głowę, nastawiając uszy. Uśmiechnąłem się pod nosem i ruszyłem w kierunku siodlarni.

~~~

-Wszystko w porządku? - moja towarzyszka podjechała do leżącego mnie bliżej.
-Pewnie, nie takie upadki się przeżywało - zaśmiałem się, ciężko wstając na nogi ze skrzywieniem na twarzy. Co jak co, ale zawsze jakiś ból jest. W tym przypadku ucierpiał jedynie mój mały palec, który nieprzyjemnie zaczął pulsować. Jednak w tej chwili niezbyt się nim przejąłem - Żyję, czterema kończynami mogę ruszać, nie trzeba wzywać pogotowia - Georgia uśmiechnęła się delikatnie, rezygnując z zejścia z grzbietu swojego wierzchowca.
Spojrzałem w kierunku gdzie pogalopowała kara. No tak. Teraz pytanie czy wróci do stajni czy też urządzi sobie sama zwiedzanie po okolicy.
-Przeczuwam, że zostałem pozbawiony przez swój środek transportu... właśnie środka transportu - uniosłem do góry brwi, otrzepując się z pozostałego na moim ubraniach piasku.
-Zawsze posiadasz jeszcze nogi - odparła uszczypliwie dziewczyna. Posłałem jej porozumiewawcze spojrzenie - Tak czy inaczej... ja spadam - tego ruchu się nie spodziewałem. Zobaczyłem jak Georgia ściska łydkami boki Herculesa i rusza przed siebie.
-Hej! A co ze mną?! - krzyknąłem za nią z szerokim, zdezorientowanym uśmiechem, robiąc kilka kroków w przód.
-Nie wiem! Dasz radę, chyba trafisz do domu! - odkrzyknęła mi, galopem znikając za krzakami.
Tego nie spodziewałby się nawet Chuck Norris. Zostałem sam na leśnej ścieżce bez konia, towarzysza, a nawet mapy. Nie znając okolicy... trudno będzie cokolwiek wykombinować. Przewróciłem oczami, idąc wzdłuż ścieżki, bo tak na prawdę nic innego mi nie pozostało. Jednak po chwili spaceru w ciszy przede mną pojawił się zarys jeźdźca, a mianowicie była to Georgia. Czyżby postanowiła wrócić? Koń przeszedł do kłusa, potem do stępa aż w końcu zatrzymał się tuż przede mną, mieląc w pysku wędzidło. Spojrzałem już totalnie zbity z tropu na dziewczynę. Uśmiechnęła się szeroko, a ten uśmiech przerodził się później w śmiech.
-Gdybyś widział tylko swoją minę...
-Bardzo śmieszne - skrzyżowałem ręce na piersi, patrząc na nią spod byka, a jednak z uśmiechem.
-Dzisiaj pierwszy kwietnia. Prima Aprilis - Georgia zsiadła z konia, przekładając wodze nad głową zwierzęcia - Nie mogłam się powstrzymać.
Rzeczywiście. Totalnie o tym zapomniałem. Pewnie dlatego siostra dzwoniła o tak wczesnej godzinie, pewnie nawet nie zdając sobie sprawy, że i tak musiałem wstać. Dopiero teraz zacząłem wszystko kojarzyć.
-Udało ci się to, przyznaję - uniosłem wysoko głowę, mimiką twarzy gratulując dziewczynie - Tak samo jak Morrigan. Widocznie i ona stwierdziła, że zrobi mi kawał...
-Widziałam ją na polanie. Zjadała pierwsze kępki wiosennej trawy. Wsiadaj i jedźmy do niej, zanim się zapopręży - dziewczyna wsiadła na siodło, podając mi dłoń. Wskoczyłem przy jej pomocy na tył i ruszyliśmy na polanę.


Gerogia?
I jak dalej z wycieczką i paluszkiem? c;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz