≈Miałam wtedy już 18 lat, wracając ze szkoły weszłam do domu. Chciałam tylko zostawić plecak i wyjść do stajni. Niestety moje plany nie doszły do skutku ponieważ w salonie zobaczyłam moją mamę i siostre, obie płakały.
-Mamoo, co się stało?- zapytałam nie pewnie i nie uzyskałam odpowiedzi.
-Sam... Powiedz coś...- Sam to moja siostra, od niej też nie uzyskałam odpowiedzi. Wtedy chciałam wyjść z domu, byłam już przy drzwiach i usłyszałam głos rodzicielki.
-Esme, ojciec nie żyje - mówiła zapłakanym tonem.
Poczułam jak do moich oczu napływają łzy. "Ona kłamie", " to nie prawda" te słowa krążyły teraz w mojej głowie.
-Kłamiesz! On nie zostawił by mnie tu samej, nigdy, rozumiesz nigdy!Wybiegłam z domu odrazu poszłam do mojego ulubionego od dzieciństwa miejsca - stajni. Przebywałam tam często z moim ojcem, miałam z nim owiele lepsze kontakty niż z matką. Wtedy zobaczyłam moją czteroletnią klacz Diaboline Rumpstyck (w skrócie Diabolina) przy niej kilkoro mężczyzn. Jeden miał w dłoniach pistolet i celował prosto w klacz, w jej oczach widziałam strach.
- Co ty robisz?!- krzyknełam- Zostaw moją klacz w spokoju.
- To nie bezpieczny koń, zabił Pana Ruttel'a -powiedział dość przystojny mężczyzna- na zlecenie Pani Ruttel mamy go uśpić.
- Jestem córką Ruttel'ów i lepiej odejdź od Diaboliny bo to ty zostaniesz uśpiony- podbiegłam do mojej klaczy i ją przytuliłam. Wzięłam ją na zewnątrz i wyprowadziłam na wybieg. Moja matka i siostra mi się przyglądały.
- Jak mogłaś tak po prostu chcieć zabić Diabolinę? Niby ona zabiła ojca... To ty go zabiłaś tymi swoimi zdradami! Myślisz że nikt nie wie? To się cholernie myliłaś. On wiedział i ja wiedziałam. A teraz wie też Sam. Jak mogłaś mi to zrobić.
- I tak nigdy nie dosiądziesz tej szkapy, ojciec próbował i co dobrze na tym skończył? Nie sądzę.
- Jesteś okropna nie chce cię znać, po pogrzebie ojca nigdy więcej mnie i Diaboliny nie zobaczysz.≈
Tak jak obiecałam matce tak zrobiłam. Od razu po pogrzebie ojca spakowałam swoje rzeczy, wziełam Diabolinę i Smilli'ego, wyjechałam do szkoły w Wielkiej Brytani Morgan University. Teraz zaczynam swoje nowe życie po za Florydą, bez matki, siostry i przeszłości. Chcę się teraz zająć sobą i Diaboliną. Widzę w niej duży potencjał, jej wysokie skoki i szybkość mogą dać jej dobrą przyszłość. Szkoda tylko że nikomu nie chce dać się dosiąść, nawet mi. Chciała bym tu w Morgan Universiti zacząć wszystko od nowa, znaleźć męża i założyć rodzinę, ale najpierw skończyć studia.
Mieszkam w uniwersytecie, a Diabolina w stajni która należy do nich. Pracuję jako kelnerka w jednym z barów. Najgorsze w byciu kelnerką jest to że z każdej strony ktoś się na ciebie patrzy i ci brzydcy mężczyźni któży cię podrywają. Często słyszę komplementy na mój temat. Nie powiem, że nie bo to jest całkiem spoko, wtedy moja samo ocena jest jeszcze wyższa... Poznałam tu kilka osób. Niestety z moim charakterem jest mi trudno kogoś poznać, a szczególnie chłopaka.
Moje plany na dziś: zająć się Diaboliną. Ufa mi ale nie każe się dosiąść. Czasem nie wiem już co mam robić z tym koniem. Jesteśmy obie tak samo uparte i tak samo szalone, nikt nie wie co nam kiedyś odwali.
- Elo młoda, co tam? Hmmm... Dasz się dzisiaj dosiąść? - tak gadam z koniem... No co? Nie wolno... Tak wiem dziwna jestem.
Po drodze po siodło i kantar zaczełam śpiewać. Tak kocham śpiewać i mam cudowny głos.
Dancing with danger, talking to strangers
Don't care where I go, just can't be alone
They'll never know me, like you used to know me, no
For tonight, I'm going to get my mind off it
Don't care that someone's got his hands all over my body
Stay out all night, go where the music is loud
So I don't have to think about it, I'm beggin', please, don't play
No more! (Sad songs)
No more! (Sad songs)
No more! (Sad songs)
I'm beggin', please, don't play
No more sad songs)
Wracałam z siodłem. Moja klaczka stała w swoim boksie, gdy prawie dochodziłam i mijałam ostatni boks nagle coś pojawiło mi się przed oczami.
- O bosshh... Zawału bym dostała przez ciebie... -nie znałam tego konia pierwszy raz go tu widziałam- Heckers... Ty chyba nowy jesteś, albo to ja cię nie widziałam... Nie wnikam. - Ta i znów gadam do konia, to chore muszę znaleźć sobie przyjaciół...
Gdy osiodłałam Diabolinę poszłam na małą ujeżdżalnię. Spisywała się wręcz cudownie, nie stawiała oporu i wykonywała każde moje polecenie. Po pół godziny lonżowania stwierdziłam, że czas na to czego chciałam już od dawna. Podaszłam do Diaboliny, pogłaskałam ją po pysku. Ma taką cudowną grzywę. Ugh kocham ją całą.
- Dasz się dosiąść wkońcu? Proszę cię mała...
Byłam na ostatnim szczebelku od drabinki kiedy klacz się spłoszyła, na ujeżdżalnię zostały otwarte drzwi. No tak koń który się boi małego szelestu, a co dopiero otwieranie drzwi.
- Kogo tu do niesie?! - syknełam ze złością
Odwróciłam się i zobaczyłam Heckersa a przy nim stała osoba...
-Japierdole - krzyknełam kiedy poczuła że zaczynam spadać z drabinki
- Nic ci nie jest?- brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie. Hola, hola po hamuj się Esme. I ten jego uśmiech.
- Nie, jest wszystko spoko... To twój koń?
-Tak, Heckers.
- Wiem dziś rano bym przez niego zawału dostała - oboje zaczeliśmy się śmiać.
- To mojego konia już znasz, ale mnie nie.
- No widzisz, a ty nie znasz mnie ani mojej klaczy.
- A może się poznamy?- No i musiał dać ten uśmiech
- Wiesz, nie mam teraz zbytnio czasu, muszę ogarnąć Diabolinę...- Nie było dane mi do kończyć odpowiedzi bo On mi przerwał
- Diabolina. No to konia już znam to teraz kolej na nas.
- Naprawdę nie dziś, śpieszę się- Podniosłam się z ziemi, wziełam swoje rzeczy no i Diaboline i wyszłam z pomieszczenia.
Kolejny bad boy w moim życiu... Nie dzięki, najpierw karjera potem przyjemności.
- Oj młoda, było tak blisko. Może następnym razem cię dosiąde, a teraz muszę iść do pracy bo ktoś na nas zarabiać musi. Co prawda dobrzę się uczę i mam stypendium, dostaje pieniądze od matki, ale to nie wystarcza.
Wychodząc poinformowałam stajennego Jacoba, żeby nie zapomniał o moim skarbie i wprowadził ją do boksu, ponieważ zostawiłam ją na padoku. Weszłam do i przywitał mnie mój slodziak Smill'i,
wzięłam prysznic i ogarnęłam się. Dojazd do pracy trwał dziesięć minut i potem siedem godzin rozdawania jedzenia, wódki i napojów napalonym zboczeńcą. Zawsze mogłam zrezygnować i wrócić do matki i Sam, ale nie umiałam wybaczyć rodzicielce tego co zrobiła ojcu i tego co chciała zrobić Diabolinie.
Moje pierwsze opowiadanie jejj.
Jak by ktoś odpisał była bym wdzięczna ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz