Już wcześniej uważałam, że poruszanie takiego tematu na lekcji to zły pomysł i może sprawić komuś przykrość, ale nie sądziłam, że może dotyczyć to Lewisa. Byłam obrażona za jego zachowanie, w końcu nic mu nie zrobiłam, a potraktował mnie jak potraktował. Prawda, nie zraniło mnie to, ale zezłościło, bo nie jestem zabawką, po której można się wyżywać bez powodu. Ale nie jestem bezuczuciowa, słysząc jego słowa zrobiło mi się przykro.
Usiadłam obok chłopaka i zacisnęłam usta, nie miałam pojęcia co mam odpowiedzieć. Przykro mi? Współczuję ci? Skąd miałam mieć niby pojęcie co czuł, skoro na mnie w domu może dwa razy w życiu podniesiono głos.
Przez chwilę zastanowiłam się nawet, czy po prostu nie udaje, by wymigać się od zadania, ale gdy na mnie spojrzał, od razu odrzuciłam tę myśl. Jego niebieskie oczy nie były przepełnione tym niechętnym wyrazem co zwykle, była w nich tylko gorycz, przykrość.
Właściwie to były naprawdę bardzo ładne, takie jasne i przenikliwe.
- Lewis... - zaczęłam, a on się podniósł i gwizdnął na stojącego z boku psa.
- Nieważne, nie myśl o tym - powiedział cierpko, jakby żałował wcześniejszych słów. Westchnęłam cicho.
- Mogę napisać to sama, najwyżej cię o coś poproszę - mruknęłam, spuścił wzrok i kiwnął głową. Pogładził psa po głowie, chciałam cokolwiek dodać, ale nie miałam pojęcia co. Mruknął tylko, że idą na spacer. W milczeniu odprowadziłam dwójkę wzrokiem, a później wróciłam do pokoju.
Kolejny dzień jakoś mi się ciągnął, Lewis wyraźnie mnie unikał, a ja sama nie widziałam sensu w zagadywaniu go na siłę, cała ta sytuacja była dziwna. Po popołudniowym treningu byliśmy umówieni z Paulem i Melody na kawę, całą sobotę spędziłam u dziadka, bo była piękna pogoda i postanowiliśmy trochę rozruszać jego starsze konie, natomiast w niedzielę mama uparła się, bym wpadła na obiad.
Za zadanie zabrałam się dopiero we wtorkowy wieczór, wbrew moim spodziewaniom - biblioteka była niemal pusta. Usiadłam przy stoliku i wyciągnęłam telefon, zaczęłam przeglądać internet w poszukiwaniu jakichś informacji, lektur. Szybko zaczęłam się denerwować, nie mogłam nic znaleźć, a kiedy już mi się tu udało, to z pięciu znalezionych książek, biblioteka miała na stanie dwie, z czego jedna zupełnie się nie nadawała. Z westchnieniem oparłam głowę o dłoń i zaczęłam czytać. Powieść, a właściwie reportaż, był napisany nieprzyjemnym stylem i drażnił mnie, aczkolwiek chciałam wiedzieć coś więcej. Sprawdziłam z ciekawości autora, był aktualnie niezbyt znanym aktorem.
Strona po stronie zagłębiałam się w historii, potem oderwałam się na chwilę i zaczęłam skrobać na brudno wstęp i jakieś pojedyncze informacje, zabrałam się za subiektywną część pracy. Czułam się głupio pisząc ją, lałam wodę, byleby tylko zapełnić miejsce. Tego wszystkiego wyszło mi może dwie i pół strony. Przeczytałam ją jeszcze raz i poprawiłam błędy, a potem wróciłam do książki. Po prawie stu stronach od płaczu bolały mnie oczy, były spuchnięte i z pewnością rozmył mi się tusz, ale nie obchodziło mnie to. Nie wiem co ostatnio ze mną było, nigdy nie ruszały mnie problemy obcych ludzi, a na takie książki nawet nie zwracałam uwagi. Zamknęłam gwałtownie niedoczytaną powieść. Historia była inna, nie przypominała tego, co powiedział mi Lewis. Bohater żył wraz z licznym rodzeństwem w skrajnym ubóstwie, ojciec wyładowywał swoją frustrację na dzieciakach. Z powodu zaniedbania były wyszydzane i gnębione w szkole.
Jak wyglądałoby moje życie w takiej sytuacji? Skąd mam wiedzieć, co bym robiła, gdyby mnie bito na przemian pogrzebaczem i kablem, gdybym miała myć się w wiadrze? Jeśli musiałabym spać w łóżku z dwójką moczącego się w nocy, młodszego rodzeństwa?
Rzuciłam z irytacją pracą domową o stół i podniosłam się, wciąż pociągając nosem pozbierałam moje rzeczy i ruszyłam korytarzem. Było już po dwudziestej trzeciej, spędziłam w bibliotece mnóstwo czasu. W mojej sypialni pierwszy w oczy rzucił mi się podręcznik Lewisa. Podniosłam go i zabrałam czekoladę, która leżała obok, dostałam ją ostatnio od dziadka, staruszek był nie do przegadania w tej kwestii i zupełnie nie docierał do niego fakt, że nie jem słodyczy. Może Lewis będzie miał na nią ochotę, szkoda marnować. Zapukałam w drzwi pokoju chłopaka, po chwili usłyszałam stłumione "otwarte". Nacisnęłam klamkę i otworzyłam, światło było zgaszone, usłyszałam ciche warczenie psa.
- Aisha, spokój - mruknął Lewis. - Co się stało?
Włączyłam światło, a chłopak podniósł się z łóżka i zmrużył lekko oczy.
- Zabrałam ci ostatnio przez przypadek książkę od retoryki, przyszłam oddać - położyłam ją razem z czekoladą na szafce stojącej w rogu. Chłopak skinął głową.
- Obudziłam cię? - spytałam, opierając się o futrynę.
- Nie spałem, położyłem się tylko na chwilę - wzruszył ramionami i wbił we mnie spojrzenie.
- Znalazłam tylko jeden przykład do zadania, nie znasz czegoś, co można dać jako uzasadnienie? - dodałam po chwili. Nie mam pojęcia dlaczego tak się przejmuję ta praca.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz