Przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. Weszła na bardzo kruchy lód... najważniejsze to się nie denerwować, Lewis. Zgarnąłem do tyłu opadające mi na twarz włosy i się na chwilę skupiłem. Dużo czytałem, nawet na ten temat, jakby chcąc sobie udowodnić, że nie mam prawa się użalać nad sobą, ponieważ inni mają, mieli i będą mieć gorzej.
- Co wzięłaś jako pierwsze? - zapytałem.
- To jakaś powieść o ojcu katującym swoje dzieci...
- Corteza - przerwałem jej. - W takim razie, możemy pójść w przeciwną stronę...
- Nie musisz.
- Wiesz Olivia, troszeczkę sobie nad tym wszystkim myślałem... jeśli nie boję się zabójczej prędkości, pod wypadku, który ledwo przeżyłem, ponownie wsiadam na motocykl i robię wiele innych chorych rzeczy, to nie mogę pozwolić aby ta sytuacja ze mną wygrała. Nie mogę dla mnie i dla mojego brata.
- Masz brata? - zainteresowała się.
- Tak, Alexandra - na mojej twarzy, chyba po raz pierwszy przy niej, pojawił się najszczerszy uśmiech. - Jest sporo ode mnie młodszy, to taki słodki dzieciak, którego uwielbiam... A teraz został tam sam... Wracając do naszej pracy, mam kilka przykładów - dodałem po chwili.
- Jest już dość późno - odparła z wahaniem.
- Nigdy nie jest za późno na bibliotekę - wstałem i zgarnąłem ze sobą buty. - Idziesz?
- Ale... - zamilkła na chwilę. - Nie sądziłam, że łamiesz zasady jak leci.
- Od tego są zasady, żeby je łamać. Można to robić bez najmniejszych problemów, tylko jest jedna zasada.
- Jaka?
- Musimy być szybcy i cisi, a jak już wejdziemy do biblioteki, to będziemy mieć spokój.
- Skoro tak uważasz - odparła. Wzrokiem krążyła po mnie, od góry do dołu. Skrzyżowałem ramiona.
- No co?
- Od kiedy łazisz nocą po akademii?
- Od pierwszej nocy.
- Nie potrzebujesz snu?
- Potrzebować snu, a móc spać to dwie całkowicie różne rzeczy - podszedłem do drzwi i wychyliłem się za nie, na korytarzu było pusto. - Szybka decyzja.
- No idź - syknęła stojąc za mną. Otworzyłem szerzej drzwi, puszczając ją przodem. Jednak kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu, wyprzedziłem ją, ponieważ to ja wiedziałem jak w tym półmroku dojść do biblioteki. Wyszliśmy z naszego skrzydła i ruszyliśmy w stronę głównego wejścia. Przed nami majaczył już hol, kiedy z bocznego korytarza wyszedł stróż nocny. Automatycznie schowałem się za jedną z rzeźb, których wszędzie było pełno i pociągnąłem za sobą Olivię.
- Co nam zrobi jak nas zobaczy? - zapytała szeptem.
- Zastrzeli - widząc jej minę ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
- Przestań - warknęła.
- Odprowadzi nas po prostu do pokoi. Tyle... a i jutro cała akademia będzie wiedzieć o naszym spacerze.
- Jak?
- Nie wiem, ale zawsze tak jest - złapałem ją tuż nad nadgarstekiem i wyciągnąłem zza rzeźby, po chwili zniknęliśmy w mroku bocznego korytarza. Przemykanie przez pół akademii nie ma sensu, podszedłem więc do okna i je otworzyłem. Wskoczyłem na parapet i wyciągnąłem rękę do Olivii.
- Nie - odparła.
- To parter, szybciej obejdziemy ten budynek - po chwili wahania, z moją pomocą weszła na parapet. Wyskoczyłem pierwszy i pomogłem jej w tym samym.
- I po co się zgodziłam...
- No co? Na ucieczkę przed strażnikiem, czy spacer po nocy z chłopakiem, który zachowuje się jak psychopata?
Olivia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz