piątek, 14 kwietnia 2017

Od Lewisa C.D. Olivii

Przez chwilę po prostu na nią patrzyłem. Weszła na bardzo kruchy lód... najważniejsze to się nie denerwować, Lewis. Zgarnąłem do tyłu opadające mi na twarz włosy i się na chwilę skupiłem. Dużo czytałem, nawet na ten temat, jakby chcąc sobie udowodnić, że nie mam prawa się użalać nad sobą, ponieważ inni mają, mieli i będą mieć gorzej.
- Co wzięłaś jako pierwsze? - zapytałem.
- To jakaś powieść o ojcu katującym swoje dzieci...
- Corteza - przerwałem jej. - W takim razie, możemy pójść w przeciwną stronę...
- Nie musisz.
- Wiesz Olivia, troszeczkę sobie nad tym wszystkim myślałem... jeśli nie boję się zabójczej prędkości, pod wypadku, który ledwo przeżyłem, ponownie wsiadam na motocykl i robię wiele innych chorych rzeczy, to nie mogę pozwolić aby ta sytuacja ze mną wygrała. Nie mogę dla mnie i dla mojego brata.
- Masz brata? - zainteresowała się.
- Tak, Alexandra - na mojej twarzy, chyba po raz pierwszy przy niej, pojawił się najszczerszy uśmiech. - Jest sporo ode mnie młodszy, to taki słodki dzieciak, którego uwielbiam... A teraz został tam sam... Wracając do naszej pracy, mam kilka przykładów - dodałem po chwili.
- Jest już dość późno - odparła z wahaniem.
- Nigdy nie jest za późno na bibliotekę - wstałem i zgarnąłem ze sobą buty. - Idziesz?
- Ale... - zamilkła na chwilę. - Nie sądziłam, że łamiesz zasady jak leci.
- Od tego są zasady, żeby je łamać. Można to robić bez najmniejszych problemów, tylko jest jedna zasada.
- Jaka?
- Musimy być szybcy i cisi, a jak już wejdziemy do biblioteki, to będziemy mieć spokój.
- Skoro tak uważasz - odparła. Wzrokiem krążyła po mnie, od góry do dołu. Skrzyżowałem ramiona.
- No co?
- Od kiedy łazisz nocą po akademii?
- Od pierwszej nocy.
- Nie potrzebujesz snu?
- Potrzebować snu, a móc spać to dwie całkowicie różne rzeczy - podszedłem do drzwi i wychyliłem się za nie, na korytarzu było pusto. - Szybka decyzja.
- No idź - syknęła stojąc za mną. Otworzyłem szerzej drzwi, puszczając ją przodem. Jednak kiedy tylko znaleźliśmy się na korytarzu, wyprzedziłem ją, ponieważ to ja wiedziałem jak w tym półmroku dojść do biblioteki. Wyszliśmy z naszego skrzydła i ruszyliśmy w stronę głównego wejścia. Przed nami majaczył już hol, kiedy z bocznego korytarza wyszedł stróż nocny. Automatycznie schowałem się za jedną z rzeźb, których wszędzie było pełno i pociągnąłem za sobą Olivię.
- Co nam zrobi jak nas zobaczy? - zapytała szeptem.
- Zastrzeli - widząc jej minę ledwo powstrzymałem się od śmiechu.
- Przestań - warknęła.
- Odprowadzi nas po prostu do pokoi. Tyle... a i jutro cała akademia będzie wiedzieć o naszym spacerze.
- Jak?
- Nie wiem, ale zawsze tak jest - złapałem ją tuż nad nadgarstekiem i wyciągnąłem zza rzeźby, po chwili zniknęliśmy w mroku bocznego korytarza. Przemykanie przez pół akademii nie ma sensu, podszedłem więc do okna i je otworzyłem. Wskoczyłem na parapet i wyciągnąłem rękę do Olivii.
- Nie - odparła.
- To parter, szybciej obejdziemy ten budynek - po chwili wahania, z moją pomocą weszła na parapet. Wyskoczyłem pierwszy i pomogłem jej w tym samym.
- I po co się zgodziłam...
- No co? Na ucieczkę przed strażnikiem, czy spacer po nocy z chłopakiem, który zachowuje się jak psychopata?

Olivia?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz