Lustrowałam wzrokiem każdego, patrząc to na otaczające mnie osoby to na swój obiad. Bliźniaki zaczęły karmić się nawzajem, robiąc przy tym niezły bałagan na stole. Hugo wystrzelił w brata niedokończoną porcją tartej marchewki, która niestety odbiła się również od bluzki Oliviera. Jego wkurzony wzrok padł na dwójkę rozrabiaków. Ciężko westchnął z wyraźną niechęcią do dalszego jedzenia. Za to Gabriel zajęty był dyskusją z Nath`em o jakiejś rzeczy, która według mnie wydała się mało interesująca. Mama wkroczyła do akcji, gdy Howard zaczął bawić się jedzeniem brata bliźniaka, a Richard zajęty swoim kurczakiem, przysłuchiwał się rozmowie dwójki braci co jakiś czas wtrącając swoje zdanie.
-Nic nie ruszyłaś - mama spojrzała na mnie badawczo z podzielną uwagą, uspokajając bliźniaków.
-Nie jestem głodna - podniosłam głowę, odkładając widelec- Zjem później - wstałam i wyszłam z kuchni.
Nie mogłam jeść od paru dni. Denerwowałam się sprawą jaką była prośba o przyjęcie mnie do akademii. Nadal nie przyszła żadna informacja na ten temat. Ani negatywna ani pozytywna. Nawet jeśliby miała być ta pierwsza to przynajmniej uspokoiła by mnie i sprawiła, że apetyt wróciłby. A tak ani spać ani jeść, ani cokolwiek innego godnego skupienia.
Położyłam się na łóżku, chwytając za telefon i przeglądając ostatnie wpisy osób, których kompletnie nie znam. Ktoś zapukał do drzwi i ostrożnie uchylił je. Nathaniel zajrzał do środka, uśmiechając się jakby pocieszająco.
-Mogę? - zapytał niczym niepewne dziecko wchodzące do pokoju rodziców. Faktem było, że zanim to wypowiedział zamknął za sobą drzwi, stając przed nimi. To miał być znak, że i tak nie udałoby mi się go spławić. Zresztą, wcale nie zamierzałam.
-Jasne - odparłam, siadając pośród poduszek i spojrzałam na chłopaka, który z głośnym oddechem usiadł na skraju i zaplótł palce, opierając dłonie na kolanach - O co chodzi? - wzruszyłam ramionami, widząc jak w myślach buduje sobie jakąś wypowiedź.
-To ja się pytam - przeniósł na mnie spojrzenie. Jego oczy były tak przenikliwe. Zastanawiałam się czy moje spojrzenie również tak działa na drugą osobę, biorąc pod uwagę to, że jestem jego siostrą bliźniaczką - Tak się tym denerwujesz, że nie możesz nawet jeść. W twoim przypadku nie jest to zbyt dobre dla organizmu i zdrowia - uniósł brew do góry. Westchnęłam, kręcąc głową i nie zdając sobie sprawy, że moje palce zaczęły bawić się końcówką pościeli.
-Od tygodnia nie dostałam żadnej odpowiedzi - odparłam pełna zawodu - Wiem, że może to zbyt krótko, ale... - zawahałam się. Nath posiadał w sobie coś co sprawiało, że otwierałam się w pełni przed nim. Nieraz mi to przeszkadzało - Ale zależy mi na tym. Nie tylko na uczeniu się tam, ale także dla Silverino. Potrzebujemy nowej stajni, miejsca gdzie mogłabym z nim przebywać ile tylko chce czasu - chłopak uśmiechnął się, przyciągając do siebie.
-Chcesz nas opuszczać?
-Nigdy - zaprzeczyłam z opuszczonymi brwiami w dół - Po prostu chcę spełniać swoje oczekiwania. Nie mogłabym was zostawić. Nie przeżyłbyś dnia bez mojej porady co do ubioru - posłałam w jego stronę złośliwy uśmiech, choć co do jego stylu nie miałam żadnych zaprzeczeń. Cokolwiek założył, wyglądał w tym świetnie i przystojnie.
Zaśmiał się, gdy oparłam głowę na jego ramieniu.
-Pani Isabelle Mortensen? - siwowłosy mężczyzna w czapce czytał z koperty zaadresowanej do mnie. Oczy pewnie błyszczały mi niesamowicie. Patrzyłam łapczywie na biały papier, oczekując chwili kiedy to listonosz wręczy mi w dłoń kopertę.
-Tak - odpowiedziałam, gładząc niespokojnie palce.
-Do pani - odebrałam możliwie spokojnie przesyłkę i pożegnałam się z mężczyzną. Zamknęłam drzwi i nie czekając, wyjęłam pismo ze środka koperty. Zaczęłam czytać. To wiadomość z akademii.
Szanowna Isabelle Mortensen,Mój uśmiech poszerzał się z każdą chwilą czytania tejże krótkiej wiadomości. Na zewnątrz nie było widać mojego szczęścia, które po prostu rozrywało mnie wewnętrznie. Po schodach zszedł Olivier, jedząc własnie kanapkę i spojrzał na mnie, przyglądając mi się.
Pozytywnie rozpatrzyliśmy prośbę o przyjęcie do Morgan Academy i podjęliśmy decyzję o przyjęciu Pani do naszego grona. Prosimy abyś zgłosiła się do dyrekcji dnia 1.04.2017 br. Dziękujemy.
Z poważaniem, Państwo Stewart.
-Wygrałaś na loterii? - energicznie uniósł ramiona w górę.
-Lepiej - spojrzałam na niego, rzucając mu się na szyję, niemal go nie wywracając. Z trudem utrzymał antyczny talerzyk po matce Richarda - Zostałam przyjęta do Akademii! - ucałowałam go w policzek i pobiegłam do mamy. W ciągu niespełna minuty cały dom dowiedział się o nowinie.
~~~
-I pamiętaj, że posiadasz takie coś jak telefon, laptop, pocztę mailową i inne tego typu rzeczy żeby się skontaktować - Richard skręcił w kamienną uliczkę. Usłyszałam jak Nathaniel z tyłu podśmiewa się z nas. Spojrzałam w jego stronę przez lusterko karcącym spojrzeniem.-Wiem... codzienne raporty na temat czy nie połamałam sobie karku mam omówione już z mamą. Rick, na prawdę nie macie się czym przejmować, bo...
-Bo masz aż dwadzieścia lat - dopowiedział Nath. Po co on w ogóle z nami jechał?
-A właśnie, że nie. Bo jestem osobą odpowiedzialną i dbającą o własne zdrowie - odgryzłam się.
-Z całą pewnością. W szczególności gdy chodzi o niejedzenie - jego wypowiedź przepełniał sarkazm. Warknęłam niezadowolona, przyglądając się okolicy. Była piękna. Cisza i spokój przepełniająca te tereny budziła we mnie od razu poczucie nie tylko radości, ale i zadowolenia. Rzadko jakiekolwiek miejsca były w stanie zrodzić we mnie takie uczucia.
Wyprowadziłam przy pomocy brata, Silverino, który z zaciekawieniem rozglądał się po miejscu. Łapczywie wdychał świeże powietrze, wyglądając przy tym nad wyraz śmiesznie.
-Ja go wprowadzę do boksu, a ty tymczasem leć do dyrekcji - Nath pogłaskał konia po delikatnych chrapach. Posłałam mu dziękujące spojrzenie, widząc jak Richard zajmuje się resztą sprzętu. Chwyciłam niewielką, turkusową teczkę i ruszyłam w kierunku budynku, który wyglądał na serce wszystkiego.
Po stawieniu się i wysłuchaniu wszystkich informacji na temat pobytu w ośrodku, wróciłam do rodziny. Z uśmiechem pożegnałam Richarda, który jak to miał w zwyczaju przejechał palcem po moim nosie, sprawiając, że na twarzy pojawił się uśmiech. Nathanielowi uniosły się mocno w górę kąciki ust. Objęłam go w pasie, gdyż musiałabym stanąć na placach by dosięgnąć jego szyi. A tego nie lubiłam. Po chwili z oczu zniknęło mi czarne Audi. Weszłam do stajni, rozglądając się dookoła. Przystanęłam obok siwka, który wychylił swój pysk i przystawił do mojej twarzy, którą objęło ciepłe powietrze dobywające się z jego chrap. Nie wiem co skusiło mnie by wejść do jego boksu i usiąść na ziemi, opierając się o ścianę. Ogier po chwili przestał zwracać na mnie uwagę, zajmując się sobą. Zamknęłam oczy, czując przyjemne ciepło promieni słonecznych na udach.
Daleka droga z Australii kosztowała mnie nie mało wysiłku. Dziewiętnaście godzin w samolocie i to tylko z Sydney do Londynu. Dodać jeszcze drogę z Adelaide do stolicy Australii, a potem, już w Wielkiej Brytanii, z Londynu do uniwersytetu. Z tego też powodu musiałam przysnąć w boksie. Obudził mnie jednak dźwięk czyjegoś głosu. Uniosłam powieki, nie wiedząc w jakim punkcie zatrzymać wzrok.
-Widzę, że ciężki dzień... - nieznajoma postać stała przed wejściem do boksu. Nie zdążyłam się jej przyjrzeć. Szczerze mówiąc, nawet nie zwróciłam na nią zbytniej uwagi.
-Raczej droga - poprawiłam, wstając na nogi i otrzepując się ze ściółki wyścielającej boks.
Nieznajomy / nieznajoma? c:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz