sobota, 22 lipca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

Patrzyłem z uśmiechem jak dziewczyna się rozbiera i wchodzi do wody. Niby ocean, jednak woda była w nim nagrzana przez całodniowe upały. Spojrzałem na jej ubrania. Nie przewidziała, że będzie musiała je założyć, albo nago przebiec przez całą plażę. To, że ludzie mieszkają daleko stąd nie znaczy, że ktoś nie może tutaj zawędrować. Spojrzałem na zegarek, aby upewnić się, że jest na to wystarczająco późno. Później pomahałem do Hail i zniknąłem we wnętrzu domku, gdzie dobiegły mnie jej krzyki. Skierowałem się do łazienki, z której zabrałem dwa spore ręczniki i z nimi wróciłem na plażę. Rzuciłem je oraz swoje ubrania na skraju suchego piasku, obok rzeczy Hailey i wszedłem do wody podobnie jak ona nagi.
- Myślałam, że mnie zostawiłeś - warknęła.
- Miałaś tak pomyśleć - złapałem ją za nadgarstek i przyciągnąłem do siebie. Druga dłoń spoczęła na jej plecach. 
- Coraz mniej mi się podobasz... złośniku.
- A ty mi... - odwróciłem ją i odparłem o siebie. Wiedziałem, że mocno zamknęła oczy. - Równie mocno, co wtedy, gdy zobaczyłem cię na balu...
- Dlaczego na balu? - głos jej lekko zadrżał, bo zacząłem ją prowadzić głębiej w wodę, jednak mocno ją trzymałem. Tylko dlatego szła dalej.
- Bo wtedy łuski mi spadły z oczu, można powiedzieć.
- A ja cię uderzyłam...
- Nieważne, to tak bardzo nieważne, bo jesteś tutaj teraz, a ja mogę... Mogę cię dotknąć, pocałować, mogę być twój - przesuwałem dłoń w górę i w dół jej talii.
- Od kiedy to Lewis Draxler jest romantykiem? - zaśmiała się.
- Zaskoczę cię jeszcze moimi pokładami romantyzmu - zaśmiałem się razem z nią. Woda sięgała już mi do bioder, a Hail trochę wyżej, więc zaczęła stawiać opór. Zatrzymałem się.
- Chcesz mnie utopić? - prychnęła nerwowo.
- Już w Irlandii ustaliliśmy, że nie - szeptałem jej do ucha. - Hailey, otwórz oczy.
- Nie.
- Zobacz jaki ocean jest spokojny i jaki piękny - pokręciła głową. - I ja cię trzymam. Nie doznasz tutaj krzywdy.
Niepewnie i powoli spełniła moją prośbę. Pocałowałem ją delikatnie w szyję. Z lekko roztwartymi ustami patrzyła na ogromną przestrzeń przed nami. Zachodzące słońce odbijało się milionami refleksów, a woda wydawała się być czerwonego koloru. To dosyć rzadko zjawisko, bo zazwyczaj jest wtedy ciemnofioletowawa.
- Pięknie... ale i tak to ty mnie przekonałeś - zachichotała.
- Moja obecność? - pokiwała głową. - Cieszy mnie to - objąłem ją w talii obiema rękami i oparłem podbródek o jej ramię.
- Chcę coś zrobić... - odparła niepewnie. - Od zawsze o tym marzyłam, a tylko tobie ufam do tego stopnia.
- Niech zgadnę, chcesz się położyć na wodzie? - pokiwała głową, ale mocniej się we mnie wtuliła.
- Albo nie... nie chcę.
- Posłuchaj, nikogo tutaj oprócz nas nie ma. Woda jest spokojna. Lepszej okazji nie będzie - odparłem i odwróciłem ją bokiem do siebie.
- No dobrze, ale będziesz mnie trzymał?
- Oczywiście - jedną rękę przesunąłem w górę jej pleców i wsunąłem dłoń pod ramię, a drugą dłoń położyłem na jej tyłeczku. - Rozluźnij się i przechyl...
Kiedy już leżała na jednej z moich rąk uniosłem drugą. Hailey oddała głęboko starając się ukryć przerażenie.
- Wypchnij trochę to przodu biodra - zrobiła to. Idealnie. Praktycznie nie czułem jej ciężaru. - No widzisz, można? Można - widziałam, że chce coś powiedzieć, ale za bardzo się bała. - Otwórz oczy - mocniej je zamknęła. - Otwórz bo cię puszczę.
Otworzyła te swoje piękne i przerażone oczęta. Patrzyła na mnie, a ja na nią. Tak zastygliśmy w miejscu. To musiało być przeznaczenie i tyle. Do tego musiało być to nam przeznaczone przed urodzeniem, bo inaczej czym bym sobie na nią zasłużył? Moja samokrytyka jest chorobliwa. Trzeba... trzeba... TRZEBA się jej powoli pozbywać. Dla niej. Ona jej nie lubi. A ja dla niej zrobię wszystko. Lewis wyzwanie rozpoczyna się dziś. Teraz. Nie będzie prosto. Nigdy nie jest...
Postawiłem ją ponownie na nogi, a ona przytuliła się do mnie.
- Nie puściłbyś mnie, prawda?
- Prawda - pogładziłem ją po włosach. - Ale chyba warto było otworzyć oczy.
- Warto - szepnęła. - Wracamy? Na deser lodowy? - ostatnie słowa wymruczała.
- Dobrze - uśmiechnąłem się chytrze. Chce deser lodowy? To będzie miała. Wyszliśmy na brzeg i od razu okręciliśmy się w śnieżnobiałe ręczniki. Hailey wzięła mnie za rękę i pociągnęła w stronę leżaków, które stały jeszcze na piasku, ale już za furtką. Popchnęła mnie na jeden z nich, ale zanim zdążyła usiąść na mnie, stałem.
- Chwileczkę - szybko poszedłem do kuchni i nałożyłem jej lody, które polałem czymś na kształt polewy czekoladowej, co ku mojemu zdziwieniu też znalazłem w tej kuchni. Po czym z takim deserem wróciłem do Hailey.
- Naprawdę? - wniosła brew.
- A nie o to ci chodziło? - udałem zdziwienie. Oddałem jej pucharek, po czym usiadłem na leżaku owijając się ręcznikiem. Taka pozycja do siedzenia nie była mi długo dana, bo ta mała żmija odwinęła mój ręcznik i swój także, usiadła mi na udach, a okrycie zarzuciła tylko na ramiona, aby być przede mną całkowicie odkrytą. Zagranie poniżej pasa. A jak już mówimy o tym poniżej pasa, to mój organizm bardzo szybko zareagował na tą sytuację. A problem był taki, że właściwie to nic nie mogłem na to poradzić. Hailey uśmiechnięta zajadała lody.
- Bardzo zabawne - mruknąłem. - I tak nie masz na co liczyć.
- Nie dasz rady? - to zabolało, nie mogę zaprzeczyć.
- Owszem, nie dam rady. Widzisz nie chcę za szybko znaleźć się ponownie w klinice w Niemczech, a to nie pomaga. Będzie musiała zaakceptować seks raz w miesiącu.
- Naprawdę? - zrobiła dziwną minę. Nie wiedziałem czy bardziej smutną, zdziwioną czy zmartwioną.
- Nie, głupia. Złaź ze mnie.
- Nie strasz mnie, idioto!
- I tak wiem, że przy pierwszym dotknięciu mi wybaczysz i że przestraszyłaś się tylko tego raz w miesiącu.
- A ja wiem, że tak naprawdę nie uważasz mnie za tak pustą - pocałowała mnie. To mi nie pomogło.
- Przecież czuję, że mnie chcesz. 
- Jeszcze jakbym mógł coś z tym co czujesz zrobić - mruknąłem.
- A nie możesz? - zainteresowała się.
- Proszę cię. Siedzi na mnie piękna, naga i cholernie napalona dziewczyna. Życie mężczyzny też czasem nie jest proste, a nawet żenujące, kiedy to się dzieje w miejscu publicznym - zaczęła się serdecznie śmiać. No pięknie. Chciała coś powiedzieć, ale ją pracowałem. - A teraz bądź cicho.
- Jakieś małe tabu?
- Nie, wytłumaczyłem co miałem i uważam to za zamknięty rozdział - prychnąłem. - Jedz i delektuj się moim widokiem - wyszczerzyłem się. Przymrużyła oczy dokładnie mi się przyglądając, po czym z uśmiechem zeszła z moich ud, jednak ku mojemu cholernemu niezadowoleniu, rozstawiła mi nogi i siadła między nimi opierając się plecami o mój tors, zakryła siebie i mnie swoim ręcznikiem.
- Powinniśmy zdecydowanie odwrotnie siedzieć - odparłem.
- Mi się tam podoba - ponownie wróciła do lodów.
- Skoro chcesz - objąłem ją ramionami, a ona wystawiła mi łyżeczkę przed same usta. - Nie chcę.
- Jedz, nie psuj romantycznej chwili - przewróciłem oczami i zjadłem.
- Dobre?
- Zdecydowanie znam lepsze smaki - wymruczałem.
- Zdziwisz się, ale ja też.
- Co? Niemożliwe?
- Naprawdę...
Zaczęliśmy się tak droczyć, trochę sprzeczać. Taka typowa nasza rozmowa. Czasem, nawet jak byliśmy młodsi zastanawiało mnie, czy kiedyś będziemy potrafili lub chociaż chcieli to zmienić. W tamtej chwili, pomyślałem, że problem będzie już przy samej chęci, bo znam zwyczajnie się do tego przyzwyczailiśmy, gdybyśmy to zmienili, to nie bylibyśmy to my.
- Chodź, idziemy do domu - odparłem, kiedy zaczęło się robić chłodno. Mokre ręczniki bardzo nas od temperatury nie chroniły.
- Dobrze - szepnęła dokładnie lustrując moją twarz. Była...
- Jesteś taka idealna - powiedziałem cicho. Podniosła oczy tak, że nasze spojrzenia się spotkały. Pogładziła dłonią mój policzek, a następnie bardzo delikatnie pocałowała. - To nie skończy się dobrze.
- Skończy się doskonale, tylko ty nie chcesz przegrać - opuszkami palców musnęła moje usta.
- To prawda i nie chęć też, aby nasze życie sprowadzało się tylko do seksu.
- A ja myślałam, że wywiozłeś nas na to pustkowie, by mnie brać cały dzień - zaśmiała się.
- Czasem wolę zwyczajnie popatrzeć jak nago wchodzisz do oceanu. Uwielbiam widok tej ogromnej przestrzeni, która mogłaby uczynić mnie całkowicie wolnym od wszystkiego. I z tym pragnieniem kontrastujesz ty, którą kocham, i która zatrzymuje mnie tutaj.
- Zatrzymuję? - zaczęła się bawić moimi włosami.
- Uratowałaś mi życie - odparłem poważnie.
- Już jesteś gotowy mi za to podziękować?
- Zbieram jeszcze na to siły - delikatnie mnie pocałowała.
- Chodźmy do domu - wyszeptała. Chciała wstać, ale ją zatrzymałem. Zarzuciłem sobie ręcznik na ramiona i ją podniosłem. Na szczęście wejście do salonu było odsuwane, więc szybko znaleźliśmy się wewnątrz. Zaniosłem ją do kuchni i posadziłem owiniętą w biały puch na blacie. - Co robisz?
- Jajecznicę - jakimś cudem udało mi się owinąć ręcznik wokół bioder, ale musiałem go niezłe poskładać.
- Głodny? - wymruczała.
- Tym razem nie tylko ciebie - zaśmiałem się.
- Czyli jesteś głodny mnie?
- Zazwyczaj tak.
- To są inne dni?
- Bardzo rzadko, ale są - zacząłem kroić obok niej pomidory, cebulkę i kiełbasę.
- Na przykład kiedy? - ta jej bojowa mina. Co za nerwowa kobieta.
- Kiedy mnie coś boli, to przede wszystkim, a szczególnie jeśli chodzi o plecy. Kiedy mnie denerwujesz, a oboje dobrze wiemy, że potrafisz być wkurzająca... lub po prostu nie chcę. Mężczyznom też się takie coś zdarza - zacząłem smażyć jajka, a później dodałem to, co było pokrojone. Hailey dokładnie mi się przyglądała.
- Nigdy nie zauważyłam - stwierdziła.
- Bo nigdy nie dałem po sobie poznać - puściłem jej oczko.

Hailey?
Następnym razem się o wiele bardziej postaram ❤

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz