czwartek, 20 lipca 2017

Od Isabelle cd. Harry`ego

To było naprawdę miłe, że Harry chciał opuścić występ bym tylko znalazła się jak najdalej od tego miejsca. Naturalnie, że mu nie pozwoliłam, szczególnie jeśli należy wywiązywać się z obietnic. Ukrywałam przed nim swoje zmęczenie i niewyspanie, ale za każdym razem wzdrygałam się gdy ktoś mnie zaczepił. Ciągle miałam to nie dające mi spokoju wrażenie, że osoba łapiąca mnie za ramię czy też stojąca z tyłu może być moim ojcem. Skupiłam całą swoją uwagę na występie wsłuchując się w melodyjny głos chłopaka. To mogłoby mnie uspokajać. Taki lek antystresowy. Specjalnie nie założyłam zegarka by nie wiedzieć, która jest godzina. Czas też był denerwujący. Owszem, byłam podenerwowana i tak, martwiłam się, że nie zdążymy, chociaż do odlotu było jeszcze dużo czasu. Więc gdy wiedziałam, że piosenka się zakończy, czekałam już przy schodkach na scenę, ukrywając się nieco w cieniu, tak aby tylko schodzący ze sceny piosenkarz mógł mnie zobaczyć.
Minęliśmy panią Ruby, a dla mnie nie miało już żadnego znaczenia co się dzieje wokół mnie. Nareszcie się doczekałam i nic nie zniszczy tego.
-Pójdę tylko po swoje rzeczy do pokoju - rzuciłam szybko w stronę Harry`ego i pobiegłam do pokoju. Brittany siedział przy drzwiach. Zawsze było mi go szkoda zostawiać. Nie lubił być sam, ale zadbałam o to by nie czuł się samotnie. Zabrałam z łóżka walizkę, rozejrzałam się dookoła aby upewnić samą siebie czy wszystko wzięłam i uklęknęłam przy psie - Bądź grzeczny i nie zdemoluj mi mieszkania - podrapałam go za uchem, dostając porządnego całusa w policzek. Uśmiechnęłam się, otwierając drzwi i zostawiając pokój za sobą. Odwróciłam się, a gdy to zrobiłam z mojej twarzy zaczął powoli znikać uśmiech, który spowodowany był uciechą z wyjazdu. Patrzyłam teraz na wysokiego, całkiem postawnego mężczyznę o jasnych włosach, nienaturalnie jasnobrązowych oczach i przystojnie zarysowanej twarzy. Jego wzrok utkwił w moich źrenicach tak mocno, że moje nogi odmówiły posłuszeństwa. Isabelle.... uspokój się, nawet nie wiesz czy....
-Dzień dobry. Pomóc w czymś? - zapytałam drżącym głosem, choć starałam się aby moja postawa wyglądała w miarę normalnie.
Mężczyzna opuścił swoje spojrzenie, a ja dopiero teraz zauważyłam, że jestem w ślepej uliczce. Z tyłu nie było wyjścia, zostawały mi tylko pokoje innych uczniów, a droga ucieczki znajdowała się za plecami tego faceta, który chyba układał sobie odpowiedź w głowie. Błagam, tylko nie mów tego czego nie chcę usłyszeć. Po prostu odpowiedz, że się zgubiłeś albo coś w tym stylu. Błagam.
-Właściwie to już nie. Chodziło mi o ciebie - mogłabym udawać, że wszystko jest dobrze i nadal sprawiać wrażenie niedoinformowanej od świata zewnętrznego, ale po co udawać? To było pewne, a ja poczułam, jak moja twarz mimowolnie się skrzywia. Tak jakby widok stojącego przede mną Edwarda Bensona był widokiem przeczącym wszelkim prawom natury. Gdy nie odpowiedziałam, mężczyzna nieznacznie się zbliżył, zauważając mój ruch głową w bok. Natrętnie zacisnęłam palce na metalowym kluczyku od pokoju, nerwowo bawiąc się zawieszką. Dlaczego on przyjechał właśnie teraz? Dlaczego, jeśli już musiał, nie zrobił tego nieco później? Gdyby mnie nie było, pewnie pomyślałby, że nie warto czekać. Przynajmniej tak to sobie wyobrażałam.
-Przepraszam, ale... śpieszę się - pokiwałam głową na potwierdzenie samej siebie o tych słowach. Zamierzałam go wyminąć, ale to tylko był plan. Wyciągnął rękę, a ja odskoczyłam do tyłu jak oparzona niewidzialnym dotykiem. Nie próbuj mnie dotykać. W żadnym wypadku nie rób tego nigdy.
-Isabelle... - wypowiedział moje imię, a to był dowód na to, że nie mogłam się mylić.
-Nie. Ja... ja naprawdę się śpieszę na samolot - po co ja mu to powiedziałam, przecież to nie powinno go obchodzić.
-Musimy porozmawiać...
-Mogliśmy to zrobić kilka lat temu, teraz... teraz przepraszam, ale muszę iść - mój głos zdawał się być poirytowany, ale zdenerwowanie wprawiało go w drżenie, które natomiast robiło ze mnie niepewną i czującą faktyczny brak wyjścia. On jednak się nie odsunął, a ja wbijałam w niego swoje spojrzenie, nie czując odwagi aby spojrzeć w jego oczy.
-Isabelle? - usłyszałam z dali korytarza głos, który zmusił mnie do spuszczenia wzroku z mężczyzny. Zacisnęłam dłonie aby ukryć ich nienaturalny ruch i wzięłam głęboki wdech, patrząc na mierzącego nas spojrzeniem Harry`ego. Wykorzystując chwilę rozproszenia, wyminęłam go i podeszłam do chłopaka.
-Chodźmy stąd, błagam - stałam plecami do niego, łapiąc odruchowo dłoń bruneta i pociągnęłam w stronę wyjścia. Jednak ten stał jak kamień w miejscu, zmuszając mnie do odwrócenia. Stanęłam tak aby zasłaniał mi sylwetkę Edwarda i spojrzałam niepewnie na jego pytającą twarz.
-To on? - spytał cicho.
-Tak, nie... nie wiem, proszę, wyjdźmy stąd - gdybym tylko mogła się ruszyć, zaczęłabym prosić go na kolanach aby tylko uniknąć usłyszenia kolejnego słowa.
-Chcę tylko porozmawiać. To zajmie dosłownie kilka minut - jego ton nie był taki jak w moich wyobrażeniach. A ostatnio bardzo często próbowałam sobie wyobrazić jak wygląda, jak się zachowuje, głównie opierając się n tym co bardzo lakonicznie opowiadała mi kiedyś mama. Nie były to przyjemne opowieści. Dopiero teraz zauważyłam różnice. Nie pamiętam sprzed ilu lat było zdjęcie, ale wydawało mi się, że był na nim całkiem inny człowiek. Wiadomo, teraz się postarzał, jego twarz pokrywały delikatne zmarszczki, dodając mu tylko powagi, chociaż nie były na tyle widoczne by wskazywać jego prawdziwy wiek. Właściwie to obliczyłam sobie ile mógł mieć lat. Tyle samo co moja matka. Kiedy tak próbowałam zobaczyć te wszystkie niezgodności, coraz bliżej dochodziłam do wniosku, że tak na prawdę jest okropnie do mnie podobny. Albo raczej to ja jestem do niego podobna. Tak bardzo przypominał mojego brata, który miał jego rysy twarzy, a że był moim bliźniakiem to i ja muszę mieć coś z niego. Mama była od zawsze ciemna, miała bardziej urodę wschodnią niż typowo australijską, ale była rodowitą Australijką. On natomiast... właściwie to skąd on jest?
-Przykro mi, ale nie mam czasu na rozmowę. Są wakacje i zamierzam je spędzić najlepiej jak się da - odparłam nerwowo, niemal wzdrygając się z powodu jego kolejnego ruchu. Odległość między nami dzielił tylko Harry, przyglądając się badawczo mężczyźnie.
-To ważne - nalegał. Ale ja nie zamierzam wyszukiwać się czegokolwiek, a tym bardziej wchodzić w jego sprawy. I zamierzam mu to oświadczyć.
-Nie chcę mieć nic wspólnego z czymś co jest związane z tobą. Po co przyjeżdżałeś? Nikt ci nie powiedział, że nie jesteś tutaj mile widziany? A przynajmniej przeze mnie? Szczytem było pokazywanie się pod domem w Australii - to powinno mu dać do zrozumienia, że naprawdę nie chciałam z nim rozmawiać. Nie teraz.

Harry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz