piątek, 28 lipca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Trochę tak +17 żebym się zaliczała

Nie wierzę? I co to miało niby być? Poważnie sobie panicz grabi. Poza tym, czuję się mało doceniona.
- To sprawię, że uwierzysz i będziesz wiedział, że nie należy wątpić w moje słowa - zbliżyłam swoje wargi do jego ust na tyle blisko by było czuć każdy mój wydech ciepłego powietrza. Jednak to na jego pierwszy ruch czekałam. Wiedziałam, że w końcu uniesie głowę i zmusi mnie do opuszczenia swojej niżej. Na to czekałam, a ja potrafię być do takich spraw cierpliwa. W przerwie uśmiechnęłam się triumfalnie. Wyraźnie to poczuł i gdyby mógł, odwdzięczyłby się jakimś drobnym uszczypnięciem. Ścisnęłam mocno jego krocze, przechylając głowę z coraz bardziej szerszym uśmiechem.
- Rozkoszuj się tą chwilą - wyszeptałam, przygryzając płatek jego ucha i zjechałam pocałunkami na szyję, tors, brzuch, delikatnie musnęłam ustami skórę na podbrzuszu, zaginając palcami jego bokserki, których natychmiastowo się pozbyłam, zastając go w całej okazałości. Oplotłam swoje palce wokół niego, zaczynając rytmicznie poruszać ręką i wzięłam go w usta, odbierając mojemu przystojniakowi ostatni ciężko zabrany wdech powietrza. Dopiero po osiągnięciu upragnionego celu, przesunęłam się z powrotem na górę, oblizując usta. Zanim jednak zdążyłam zrobić jakikolwiek ruch dalej, chłopak przewrócił mnie na plecy, mrucząc coś pod nosem, że nie pozwoli aby to się tak skończyło.
- Skoro mamy grać według moich zasad to się ich trzymajmy. Po prostu zaakceptuj to, że nie zawsze możesz być na górze - mruknęłam, jeżdżąc dłońmi po jego rękach, na których się podtrzymywał. Nie pozwoliłam mu na górowanie. To było oczywiste. Odchyliłam głowę, tym samym prowokując go do zejścia pocałunkami niżej, a gdy już znalazł się na linii obojczyka, oplotłam nogami jego biodra i wróciłam do poprzedniej pozycji. Nie pozwalając mu czekać, zrobiłam to na co tak oczekiwaliśmy. Szczerze mówiąc to przeszkadzała mi ta cisza. Zbyt wolna się czułam by teraz ograniczać się do milczenia. Niby nikogo nie było, ale czułabym na sobie uważne spojrzenie Rossy, a nie chciałam aby pomyślała sobie o mnie nie wiadomo co. Przygryzłam wargę, nie pozwalając na wypłynięcie z mojego gardła głośniejszego jęku. Zacisnęłam palce na jego plecach, starając się nabrać bezgłośnie powietrza do ust by utrzymać tylko ciche wydechy przy mocniejszym pchnięciu.
Spojrzałam na zegarek, leżący na stoliku nocnym i westchnęłam. Wypadałoby wstać. Zaśmiałam się cicho, gdy dłoń Lewisa zjechała z mojego ramienia na żebra. Zabrałam ją.
- Nie rób mi tak - podniosłam głowę.
- Znaczy jak? - zmarszczył brwi, na co odpowiedziałam skrzywieniem.
- Nie lubię łaskotek, ale lubię kogoś łaskotać. I mam nawet na celu ofiarę.
- Wara to zrobić, a będę zmuszony jeszcze raz przygwoździć cię do łóżka, złapać za nadgarstki i dodatkowo zamknąć usta - zmrużyłam oczy.
- Kiedyś spróbuję. Może w nie tak dalekiej przyszłości - pocałowałam go - Wstajemy mój drogi... nie będę tu leżeć do południa - zsunęłam się z łóżka i podeszłam do komody z bielizną. Skrzywił się, gdy odwróciłam głowę, zakładając ją na siebie. Przewróciłam oczami, otwierając szafę z ubraniami. Zajęłam się poszukiwaniami jakichś wygodnych spodenek, tylko problem wyglądał tak, że nie znalazłam ani jednych. I wcale nie chodziło o moje niezdecydowanie. Ich po prostu nie było.
- Lewis? - rozejrzałam się jeszcze raz po szafie. To niemożliwe. Przecież moje ubrania nie mogły zniknąć ot tak, jakby zabrane przez nie wiadomo jaką siłę.
- Tak? - chłopak rzucił mi szybkie spojrzenie. Oparłam dłonie na biodrach i odwróciłam się do niego, szukając przy okazji w głowie jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia.
- Nie wiesz przypadkiem gdzie są moje ubrania? - przechyliłam głowę, wlepiając w niego pytające spojrzenie. Ubrał spodenki i wzruszył ramionami.
- Pewnie w szafie.
- Kłopot w tym, że ich tam nie ma - wskazałam na nią. Podszedł, zaglądając do środka.
- Przecież są - mój poważny wyraz twarzy mógł sugerować żeby się przyznał. Nikogo innego prócz nas tutaj nie było.
- Owszem. Same sukienki - przejrzałam je po kolei - Naprawdę zabrałeś nawet spódniczki? - spiorunowałam go spojrzeniem. Zmarszczył brwi.
- A kto powiedział, że to ja?
- A widzisz tu jeszcze kogoś innego? I nie wmawiaj mi, że mam urojenia, bo do ilości ubrań akurat posiadam pamięć absolutną.
- Jest jeszcze Rossy - odwróciłam ponownie głowę, mierząc go spojrzeniem - Przecież wyglądasz pięknie w sukienkach. Zawsze jeszcze pozostaje ci bikini - uśmiechnął się szeroko.
- A ty wiesz, że jak chcesz utrzymać siebie i swoje pożądanie to ja nie mogę chodzić przez cały czas w bikini? - sięgnęłam z szafy zwiewną, beżową sukienkę, która wpadła w odcień kawowy.
- Nie martw się... potrafię o siebie zadbać - pokręciłam głową z uśmiechem. Lewis wyszedł do łazienki. Spojrzałam na jego szafę. Może mało kreatywne, ale oko za oko...
Zeszłam do kuchni. Herbata... chętnie bym się napiła. Wstawiłam wodę, czekając tylko na moment kiedy mój wspaniały rycerz zejdzie na dół. Poza tym, z tego co wiem należałoby iść do jakiegoś sklepu, a głupio wysyłać samą Rossy. Usiadłam przy stole i wypisałam sobie rzeczy potrzebne do kupienia.
- Hailly... - samym wyczuciem wiedziałam, że opiera się ramieniem o ścianę kuchni i przygląda się badawczo - Gdzie schowałaś moje koszulki? - Ałć. To zabrzmiało jak oskarżenie.
- Jakie koszulki? - odpowiedziałam, nawet się nie odwracając.
- Bardzo śmieszne.
- Ja nic nie wiem o żadnych koszulkach - wzruszyłam ramionami. I tak się przyznam. Ale nie zamierzam mu szybko o tym mówić.
- To ma być odwet? - odwróciłam się na krześle i oparłam rękę o blat ze złośliwym uśmiechem.
- Skoro ja mogę chodzić w samym bikini to ty możesz chodzić bez koszulki. Ciesz się, że spodni ci nie zabrałam - wstałam, trzymając w dłoni zapisaną karteczkę i podałam ją Lewisowi - Fajnie byłoby popatrzeć na ten zgrabny tyłeczek - puściłam mu oczko i klepnęłam w pośladek. Podskoczył, nie spodziewając się tego ruchu. Poczułam na swoich plecach jego przesuwające się spojrzenie. Parsknął cicho pod nosem.
- Tylko, że zauważ kochanie... - objął mnie w pasie - Ja bez koszulki przyciągam bardziej spojrzenia innych kobiet niż ty w sukience innych mężczyzn - zmrużyłam oczy, zatrzymując spojrzenie na krajobraz przed sobą - Bo widzisz, różnica między kobietą i mężczyzną jest taka, że jeśli mężczyzna widzi u boku kobiety drugiego mężczyznę to raczej marne szanse na podejście i choćby rozmowę - zamruczał. Odwróciłam się, opierając ciało o kraniec blatu i pokiwałam głową z udawanym uznaniem. Myśliciel filozof się znalazł - A kobiecie nie przeszkadza to, że u boku mężczyzny jest druga kobieta.
- Naprawdę? - odparłam teatralnie zaskoczona.
- Tak. Spójrz na siebie. Przeszkadzało ci, gdy przyprowadzałem jakąś ładną dziewczynę? I tak rzucałaś mi się na szyję, a teraz mogę śmiało rzec, że bardziej chętnie niżeli miałbym sam przychodzić - prychnęłam, odpychając go od siebie. Może faktycznie za ciężko przyjmuję rację z jego strony.
- I twierdzisz, że całkowicie poznałeś mechanikę relacji damsko-męskich? - podeszłam do szafki, próbując sięgnąć jeden z ulubionych, tutejszych kubków.
- Nie. Ciebie czasem nadal staram się rozgryźć - podszedł i sięgnął mi. Uśmiechnęłam się zadowolona i uniosłam spojrzenie na jego twarz.
- I dobrze. Nie powinno być za łatwo - chciałam go minąć, ale złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Zacisnęłam usta, próbując wyrwać rękę, ale on tylko uśmiechnął się, mówiąc samą mimiką twarzy, że marne szanse.
- To gdzie znajdę resztę mojej garderoby?
- Nie znajdziesz - warknęłam i oplotłam drugą ręką jego szyję, zakładając udo na biodro chłopaka z zadziornym uśmiechem. Stanęłam na placach, uwalniając cudem nadgarstek drugiej ręki, której palce wplotłam w czarne włosy Lewisa. Zbliżyłam twarz do jego ucha, a jego dłoń przytrzymała moje udo, delikatnie przesuwając się coraz bliżej w górę - Nie znajdziesz ich, chyba że przekonasz mnie do zdradzenia mojego tajnego schowka - złożyłam pocałunek na jego policzku. W tym samym czasie do domu weszła Rossy. Posłałam szybki uśmiech Lewisowi i wróciłam do robienia herbaty.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz