środa, 12 lipca 2017

Od Meq - C.D. Alex'a

Dostawszy kawę, szybko ujęłam kubek, nie przejmując się, że był on niezwykle gorący i się poparzyłam, po czym podniosłam go na wysokość ust. Przytknęłam naczynie do warg i zaczęłam chciwie pić. Och, kawa. Moje bóstwo. Wprost kocham kawę, ubóstwiam ją i - czas się przyznać... - często mówię do kubka z tym cudotwórczym napojem. Byłam uzależniona od płynu zwanego kawą i robionego z magicznych, świętych i czczonych przeze mnie ziaren. Lekko nachyliłam się nad kubkiem, aby zaraz potem wciągnąć powietrze nosem i delektować się cudownym zapachem kawy. Przymknęłam powieki. Wypiłam kawę do końca i oto magia tego cuda zaczęła działać - poczułam się jak nowo narodzona, z ogromną dawką energii, która zdecydowanie nie wzięła się ze snu. Z ogromnym żalem, którego nie sposób wyrazić, odłożyłam kubek na stolik, przy którym siedzieliśmy. Moje spojrzenie powędrowało ku chłopakowi o niebieskich włosach, który przyniósł mnie tutaj. Wiem, że dziwnie to brzmi, ale taka właśnie jest prawda. Alex przerzucił mnie sobie przez ramię i tak niósł, a Maxim trzymał w talii. Doprawdy nietypowy sposób na przetransportowywanie dwóch dziewczyn na raz. Chłopak dalej siorbał swoją kawę i widać było, że każdy łyk sprawia mu przyjemność. Tak jak mnie. Tylko że ja nie mam w zwyczaju roztkliwiać się, a już tym bardziej nie nad rzeczami materialnymi, czyli głównie nad jedzeniem. Nawet tym pysznym. Lepiej od razu je zjeść, co nie? Dobra, mniejsza z tym. Ni stąd, ni zowąd, Maxim zaczęła do mnie nawijać. Najpierw zaczęła opowiadać o swoim koniu, który - jak się właśnie okazało - nazywał się Diakon i był dumnym przedstawicielem koni Shire'ów. Wydało mi się dziwne, że można jeździć jak na wierzchowcu na koniu pociągowym, który zazwyczaj jest przyzwyczajony do pracy, a nie na przykład ujeżdżania. Aczkolwiek dowiedziałam się, że ogier jest dobry właśnie w ujeżdżaniu - what!? - i cross'ie. Radzi też sobie w skokach. To był szok. To ujeżdżenie. Totalny szok. Zamurowało mnie i niedowierzającym wzrokiem patrzyłam na Maxim. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i obleciała pomieszczenie radosnym, pełnym miłości do świata spojrzeniem. Kątem oka zauważyłam, że Alex się zarumienił i próbował to ukryć. Jego metoda polegała na tym, że raz pocierał policzki rękami, a raz po prostu zasłaniał twarz dłońmi. Zawsze jakiś sposób. Również uśmiechnęłam się, ale jednocześnie posłałam Alex'owi pytające spojrzenie. Chłopak zauważył je i jak najdyskretniej machnął wymijająco ręką. Delikatnie pokiwałam głową, przyjmując do wiadomości, że Alex albo w ogóle nie chce o tym mówić, albo woli zrobić to na osobności.
- Planujesz wystartować w jakiś zawodach? - spytałam Maxim.
- Nie wiem, powiem ci szczerze. Ale na pewno nie w najbliższych miesiącach. Przygotowania do takich zawodów wymagałoby bardzo dużo pracy i przede wszystkim czasu, a tego drugiego nie jestem w stanie aż tak bardzo poświęcić.
Pokiwałam głową w odpowiedzi.
- A ty?
- Owszem. Chciałabym wystartować w zawodach... Odbywają się za cztery miesiące. Już jakiś, dosyc długi czas temu zaczęłam bardziej aktywne przygotowania z Saltere'm.
- Fajnie - uśmiechnęła się Maxim. Alex jedynie przytaknął.
Jeszcze długo rozmawiałyśmy, to znaczy ja i koleżanka Boonie, głównie o koniach, ale nie tylko. Zahaczyłyśmy też o tematykę modową i sportową. Sport nie jest tu dobrym słowem. raczej chodziło o tak zwany fitness. Alex przysłuchiwał się tej rozmowie uważnie, ale nie wyglądał na zainteresowanego. Odniosłam wrażenie, że chce tylko mieć pewność, że Maxim nie poruszyła tematu jego osoby. W sumie... Coś musiało być na rzeczy. Alex się rumieni, a Maxim cały czas śmieje. Ale to nie jest naturalny śmiech, określiłabym go mianem nerwowego i nieco wymuszonego. Gadałyśmy dobrą godzinę, jeśli nie więcej. W końcu dziewczyna stwierdziła, że musi mi koniecznie coś pokazać w jej pokoju. I nie chciała słyszeć o perspektywie wpuszczenia Alex'a do swojego mieszkania. Jakby skrywała w nim coś niezwykle cennego, coś tajemniczego, co nie może ujrzeć światła dnia. A raczej Alex nie może dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Mówiła i tłumaczyła się, że to babskie sprawy i on nie zrozumie. Chłopak w końcu na to przystał, po prostu nie chcąc się kłócić z koleżanką. Zgodnie z jej planem poszłam za Maxim w kierunku jej pokoju. Zdążyłam jeszcze szepnąć Alex'owi, że zadzwonię do niego jak skończę pobyt u szatynki. Chętnie przystał na takie rozwiązanie i szybko zaproponował, że spotkamy się na stołówce. Zgodziłam się, rzecz jasna.  Potem biegiem ruszyłam za Maxim, żeby ją dogonić. Razem weszłyśmy do pokoju o numerze 67. Maxim skinieniem ręki zaproponowała, bym usiadła. Klapnęłam więc na łóżko dziewczyny. Chwilę się wierciłam, mając tylko i wyłącznie na celu znalezienie sobie jak najwygodniejszej pozycji, jak tylko było to możliwe. W końcu mi się udało. Rozplaszczyłam się na łóżku. Wsunęłam sobie od głowę też poduszkę, żeby było mi jeszcze bardziej wygodnie. Mrr... Spojrzałam na Maxim, która usiadła na krześle stojącym przy jej biurku.
- No więc co tak bardzo chciałaś mi pokazać? - zapytałam, chcąc przerwać tę nieznośnie ciągnącą się ciszę i od razu przejść do konkretów.
- Tak naprawdę to nic... - zaczęła Maxim, cichym głosem. - Nie mam ci nic do pokazania. Ale chciałabym z tobą porozmawiać.
- Okej... - nie byłam pewna, do czego zmierza dziewczyna. - Zamieniam się w słuch.
- Mam problem... - dziewczyna dokładnie opowiedziała mi, na czym polega jej zmartwienie. Starałam się pomóc i podałam Maxim kilka najlepszych według mnie rozwiązań. Dziewczyna była wdzięczna za wyrozumiałość. Czego dotyczyła ta rozmowa i jaki jest problem tej zwykle roześmianej szatynki - nie powiem.

***

Gdy tylko zamknęłam za sobą drzwi pokoju Maxim i usłyszałam, że dziewczyna zamknęła je na klucz, od razu wyjęłam z kieszeni telefon. Moja kochana komórka. Odblokowałam ją. Wystukałam numer Alex'a. W sumie nie wiem skąd go mam, ale to nie sprawa na teraz. I wcisnęłam ikonkę przedstawiającą zieloną słuchawkę. Przyłożyłam lekko wibrujące urządzenie do ucha i cierpliwie czekałam, aż niebieskowłosy chłopak odbierze.Dalej miałam w pamięci tę niezręczną sytuację... Ech. Po kilku, a może kilkunastu sekundach czekania usłyszałam radosny jak zawsze głos Alex'a.
- Tak słucham? - usłyszałam. Widać chłopak nie miał mojego numeru telefonu. W sumie nie miał skąd mieć. Już sobie przypomniałam. Ja numer wspomnianego wcześniej faceta dostałam od Boonie, która po aferze z Edziem, który podciął sobie żyły, dała mi go na wszelki wypadek, gdyby się coś stało - odpukać i wypluć. No, oby nigdy więcej nie stało się na terenie akademii Morgan University nic podobnego. To w końcu straszne, okropne i nie wiem i nigdy chyba nie zrozumiem, jakim cudem można popełnić samobójstwo w taki sposób. To chyba najbardziej obrzydliwe rozwiązanie o jakim kiedykolwiek słyszałam. Sama bym już wolała po prostu strzelić sobie kulką w łeb. Musiałam przerwać te jakże zacne rozmyślania, by odpowiedzieć nienerwowo czekającemu Alex'emu.
- Hej. Z tej strony Meq Loren...
- Ty masz na nazwisko Loren!? - przerwał mi wpół zdania.
- Tak..? - nie widzę w tym nic niezwykłego.
- Ty jesteś córką tej aktorki? To ona serio ma tak na nazwisko? - dopytywał się.
- Tak, jestem córką Sofii Loren. Nie. To jej nazwisko sceniczne.
- To czemu ty masz tak na nazwi....
- Stop - gwałtownie mu przerwałam. - Wytłumaczę ci wszystko jak się spotkamy. Na stołówce, tak?
- Tak - potwierdził. - Już tam jestem. Czekam.
- Okej. Będę za kilka minut.
Rozłączyłam się i uśpiłam telefon. Schowałam go z powrotem do kieszeni i czym prędzej pobiegłam na stołówkę. Faktycznie. Alex stał tam i cierpliwie czekał, wypatrując mnie przy tym.
- Cześć.
- Cześć. Słuchaj, Meq. Chciałbym z tobą porozmawiać... Można?
- Jasne. To chodźmy do mnie - zaproponowałam.
Chłopak zgodził się i razem poszliśmy na pierwsze piętro, gdzie znajdowało się moje małe królestwo. Na schodach ścigaliśmy się, żeby trochę umilić sobie czas. A ja chciałam też przy okazji rozładować napięcie jakie między nami powstało. Alex był spięty i łatwo było to zauważyć. Ewidentnie coś go trapiło. Potrzebował porozmawiać i się wyżalić. Oczekiwał jakiejś pomocy lub rady. To normalne. 
Już w moim pokoju oboje usiedliśmy. Ja na krześle, a Alex na fotelu ustawionym po przekątnej w stosunku do biurka. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, żeby łatwiej było nam rozmawiać. Chwilę trwaliśmy tak w milczeniu, bo chłopak nie zaczynał, a ja wolałam go nie poganiać. Niech sam powie. To powinna być jego decyzja, że chce mi się zwierzyć z jakimś kłopotem. Bądź dylematem.
- Powiesz mi o co chodzi? - spytałam w końcu. Nie wytrzymałam już. Zdecydowanie nie zaliczam się do osób cierpliwych i miałam po prostu dosyć czekania. I tej upiornej ciszy. Czy to moja wina? Nie. To tylko mój charakter, a ja go nie jestem w stanie zmienić.
Alex spojrzał na mnie z lekkim przestrachem w oczach. Uśmiechnęłam się do niego ciepło, chcąc dodać mu otuchy. Chłopak o tak wyróżniającym się wśród tłumu kolorze włosów, odwzajemnił gest i się uśmiechnął, ale ten uśmiech był taki blady, cierpki i wcale nie wyrażał radości. Ogółem mówiąc, cała twarz Alex'a była koloru trupa, czyli innymi słowy, nienaturalnie jasna. Chłopak był po prostu blady. Musiało mu leżeć na sercu coś na serio ciężkiego. Natomiast w moim zazwyczaj lodowatym wobec innych sercu zakwitło coś, co chyba nazywa się współczucie. Tak. Żal mi było faceta, że tak się musi męczyć z tym swoim kłopotem i chciałam, żeby już wreszcie powiedział co mu ciąży. Postarałabym się jakoś pomóc... Podpowiedzieć, co zrobić lub popchnąć go w kierunku rozwiązania.
- To co? Mów...

[Alex? Wal śmiało]
Jeszcze takie info - 1500 słów jest ♥ 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz