środa, 12 lipca 2017

Od Edwarda CD. Maxim

Już cieszyłem się zniknięciem z tego świata. Wieczne szczęście po drugiej stronie. Nagle otworzyłem szeroko oczy. Dojrzałem oślepiające światło. Chciałem podnieść prawą rękę, lecz poczułem ogromny ból, chcąc ją podnieść. No tak, przecież próbowałem popełnić samobójstwo. Rozejrzałem się dookoła. Znajdowałem się w białym pomieszczeniu. Jak się domyśliłem, byłem w szpitalu. Przekręciłem głowę w lewą stronę. Zobaczyłem znajomą mi twarz. Dziewczyna była nieprzytomna. Wyglądała jak... Maxim?! Zerwałem się szybko z łóżka, lecz poczułem ból w zgięciu ręki. Kroplówka, ech. Podszedłem do jej łóżka, z tym wieszakiem na kroplówki. Nie wiem, nie znam się. Zakręciło mi się trochę w głowie, więc usiadłem na jej łóżku, obok niej. Spojrzałem na mój bandaż na nadgarstku, na którym było trochę krwi. Westchnąłem cicho i pogładziłem Maxim po policzku. Drugą dłonią, splotłem naszę palce. Zerkałem ze łzami w oczach na jej twarz. Była blada. Przybliżyłem się do jej twarzy i pocałowałem ją. Zamknąłem oczy, a w tym samym czasie, ona je otworzyła. Poczułem jak odwzajemnia pocałunek. Odsunąłem się i spojrzałem na nią. Znowu zaczęła płakać i rzuciła się na mnie, o mało nie zrzucając mnie z łóżka. Przytuliłem ją mocno, nie zważając na ból nadgarstka.
- Już spokojnie... Przepraszam Cię... - wyszeptałem do jej ucha.
- J...jak tak mogłeś?! Czemu to zrobiłeś?! - pytała przez płacz.
- Bo wiedziałem, że ze mną zerwiesz... Nie zasługuję na Ciebie. - Odsunąłem się od niej i spojrzałem jej w oczy.
- Co ty pierdolisz?! Kocham cię! - znowu się do mnie przytuliła. Westchnąłem cicho i poklepałem ją po plecach.
- Też cię kocham... - pocałowałem ją krótko w usta. - Tak właściwie, to co ci się stało, że tutaj jesteś?
- Ten nóż co leżał na podłodzę, wbił mi się w nogę. - powiedziała, lekko się krzywiąc.
- Wybacz mi jeszcze raz... Nie powinienem tego robić... - spuściłem głowę.
- Wybaczam Ci. - znowu mnie przytuliła. W tym samym czasie na salę wbiegło nasze towarzystwo. Bonnie, Alexs, Meq i Miles.
- Obudziliście się?! Dzięki bogu! - wykrzyczała Bonnie i Meq.
- Tak... Obudziliśmy. - powiedziałem, dalej tulając Maxim.
- Jak się czujecie? - zapytał Miles.
- Jakoś się tam czujemy... Boli, ale to normalne.
- Maxim, nic ci nie jest?! - Alexs rzucił się na dziewczynę i ją przytulił. Dałem mu kuśkańca w brzuch, by się od niej odkleił.
- Tak, wszystko dobrze. - zapewniła dziewczyną.
- Całe szczęście, że nic ci nie jest Edwardzie. Jeszcze jeden taki numer i nikt nie będzie Cię ratował. - pogroził mi palcem Miles.
- Wiem... Postąpiłem głupio. - podrapałem się nerwowo po karku.
- A kiedy nas wypiszą? - zapytała Maxim, obejmując mnie ramieniem.
- Najpierw trzeba wymigać Edzia, od trafienia do szpitala psychiatrycznego. Pacjent który zrobił sobie sam taką krzywdę jak on, jest kierowany do szpitalu psychiatrycznego. Więc trzeba będzie coś wymyślić. - powiedziała rozmyślona Bonnie.
- No to uciekamy. - wypiąłem sobie kroplówkę ze zgięcia ręki. O dziwo miałem na sobie te same ubrania.
- Mógłby ktoś wziąść Maxim? Ja nie dam rady, bo jednak ręką.
- Edzio... Ale ty jesteś szalony. - odezwała się roześmiana Maxim. Alexs podszedł do niej i wziął ją na ręcę. Byłem zazdrosny patrząc na nich, no ale trudno.
- No to plan ucieczka ze szpitala? - zapytałem uśmiechając się do reszty. Nie miałem zamiaru tu siedzieć, nie nawidzę szpitali.

Maxim?
Masz ty szatanie jeden >.<

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz