poniedziałek, 24 lipca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

- Więc jak mam rozpoznać kiedy nie chcesz? - spojrzałam w dół, na piekielnie dobrze pachnącą jajecznicę. Skrzyżowałam nogi, podpierając się rękoma o blat szafki. Chłopak wzruszył ramionami. To się nazywa dopiero konkretna odpowiedź.
- Myślę, że dałabyś radę poznać kiedy - odpowiedział spokojnym tonem.
- Chciałabym wiedzieć.
- Każdy by chciał - podniósł na mnie spojrzenie - Ale zazwyczaj ludzie spotykają się z rozczarowującą prawdą.
- Powiedziałeś zazwyczaj - podkreśliłam, a Lewis zastygł w bezruchu. W pewnym momencie i ja wstrzymałam oddech, lustrując go uważnie wzrokiem. Po upływie określonego czasu go spuściłam, gdy ta chwila trwała zbyt długo - Bo ci się kolacja spali - złapałam go za dłoń. Przeniósł na nią spojrzenie, jadąc nim w górę, po mojej ręce, ramieniu, aż w końcu dotarł do twarzy. Poruszył ustami i wrócił z powrotem.
- W ile rzeczy zamierzasz jeszcze wątpić u mnie? - podniósł kąciki ust i sięgnął po talerze, pytając wzrokiem czy również chcę. Zaprzeczyłam głową i puściłam mu całusa w zanadrzu. Wzruszył ramionami. Pf, nie to nie.
- A czy ja kiedykolwiek w cokolwiek u ciebie wątpiłam? - przypatrywałam się jak nakłada sobie kolacje i obdarowuje przenikliwym spojrzeniem.
- Potrafię gotować i nie spalam dań, które mam sam zjeść.
- Możesz mi jednak dać kawałek tej jajecznicy - odsunął talerz, wpatrując się w moje oczy.
- To moja kolacja. Nie chciałaś, a pytałem - mruknął, biorąc kolejny kęs. Popatrzyłam na niego smutnym spojrzeniem, przechylając głowę, tak aby zajrzeć te błękitne oczy, które były albo specjalnie... nie, one były na pewno specjalnie wbite w dół. Tak zwana ignorancja od zawsze mnie denerwowała, on to doskonale wiedział. I potrafił wykorzystać.
- No tak, ale... ale to się nazywa kobiece niezdecydowanie - oparłam głowę o jego ramię i spojrzałam nieobecnym wzrokiem przed siebie, wsłuchując się w dźwięki dookoła w nadziei, że usłyszę jego głos. Ale on mruknął tylko ciche mhm pod nosem - Poza tym, jeszcze przed chwilą byłam najedzona deserem - jęknęłam, jeżdżąc palcem po jego torsie - Proszę?
- Od razu mi się bardziej podoba - podniósł głowę i przysunął mi widelec do ust. Zanim jednak mu odpowiedziałam, wzięłam do ust kawałek jajecznicy.
- Może jeszcze zacznij twierdzić, że mnie wychowujesz? - warknęłam, łapiąc kolejny widelec. Zmierzył mnie spojrzeniem, wrócił do swojej jajecznicy i wzruszył ramionami. Ponownie.
- Wiesz, Zain twierdzi, że to on mnie wychowuje, więc jaki problem bym i ciebie nauczył grzecznego zwracania się do kogoś kto z łatwością potrafi z tobą zrobić wszystko - wyszczerzył się, a na mojej twarzy mimowolnie pojawił się z zbędnym trudem szeroki uśmiech. Trąciłam go w ramię i odwróciłam głowę.
- Idiota... - mruknęłam - Dziwne, ja mam wrażenie, że jest całkiem na odwrót.
- Do której części zdania się teraz odnosisz? - odłożył talerz na niedaleko odsunięty stolik i objął mnie ramieniem, równając ze mną swoje spojrzenie. Spojrzałam przed siebie, przybierając najbardziej niewinną minę na jaką było mnie stać.
- Żadnej - odparłam pospiesznie, czując jak się uśmiecha.
- Żadnej? Absolutnie żadnej?
- Tak. Całkowicie nie miałam nic na myśli - wróciłam spojrzeniem na jego twarz - Tak tylko... palnęłam pierwsze lepsze - mruknął, przytakując głową z udawanym przyznaniem - Wiesz co? Gorąco tu... pójdę na balkon - uśmiechnęłam się, energicznie wstając i uwalniając się od jego położonej na moim ramieniu ręki i spojrzenia wbijającego się w moją osobę.
- Tak? Nie poczułem - posłałam mu przelotne spojrzenie i wyszłam na dosyć obszerny, duży balkon, który oddzielony był od reszty pokoju szkłem. Widok był piękny. Oparłam się o barierkę i wystawiłam twarz w stronę świecącego księżyca, przez chwilę stojąc tak w ciszy.
- Nie mówiłem, że tu pięknie - podszedł i stanął obok. Automatycznie uśmiechnęłam się szerzej, otwierając oczy i spoglądając na niego.
- Taki kadr mogę codziennie oglądać. I nie chodzi tutaj o ocean czy piękne krajobrazy Malibu - spojrzałam w dół na ogródek - Mogę usiąść? - nie czekając na odpowiedź, podparłam się rękoma o barierkę i usiadłam na niej. Przewiesiłam nogi zza niej, utrzymując równowagę. Jakimś dziwnym cudem te ręczniki zaskakująco dobrze trzymały się na ciele.
- Myślałem, że tylko jedna osoba ma tak nieodpowiedzialne pomysły - mruknął. Byłam pewna, że podejdzie i chociaż stanie za mną, pilnując żebym nie przechyliła się zbytnio do przodu. Nie musiałam być jego partnerką by dostąpić tego zaszczytu.
- A co jak rzeczywiście spadnę? - uniosłam wysoko podbródek, czując z tyłu muśnięcie jego wydychanego powietrza z płuc.
- Nie spadniesz.
- Skąd ta pewność? - spojrzałam na niego przez ramię.
- Bo zdążę cię złapać zanim zdążysz się zorientować, że spadasz - oparł dłonie na moich biodrach i spojrzał w dal.
- Sprawdzimy? - niemal to wyszeptałam, domyślając się jaka będzie jego reakcja. Dużo się oczywiście nie pomyliłam.
- Nie ma mowy. Idziemy spać - chwycił mnie w pasie, drugą rękę chwytając nogi. Odruchowo założyłam rękę na jego kark - Teraz - podkreślił, nie dając mi dojść do słowa i wspiął się po schodach na najwyższe piętro, gdzie były sypialnie. Ale co za niespodzianka. Tu także były balkony.
- Lewis?
- Nie. Cicho. Nie chcę słyszeć ani jednego słowa z tych słodkich usteczek - położył mnie na łóżku i sam zaraz obok.
- Ale...
- Powiedziałem coś.
- To pójdę po jakąś piżamę albo chociaż bieliznę - wstałam z łóżka i podeszłam do komody, ledwie otwierając środkową szufladkę.
- Chcesz mi powiedzieć, że jeszcze przed chwilą siedziałaś przede mną całkiem naga, a teraz nie chcesz spać ze mną tak w łóżku? - podniósł się.
-Dobrze, już dobrze - uniosłam ręce w geście obrony i ostrożnie zamknęłam szafkę od komody. Spojrzeniem wskazał miejsce obok siebie. Zdjęłam z siebie ręcznik, nie ukrywając uśmiechu i położyłam się obok, przez moment zawisając twarzą tuż nad nim - Życzy sobie może jeszcze pan jakąś konkretną pozycję spania? - zamruczałam w złośliwym tonie i od razu zostałam pociągnięta w dół i objęta szerokimi ramionami.
- Nie, ale mam prośbę - warknął. Objęłam go swoimi rękoma.
- Słucham? - zapytałam słodkim głosem, próbując jakoś podnieść głowę z jego klatki piersiowej.
- Przestań mnie wkurzać i prowokować - mruknął. To będzie trudniejsze niż sądzisz.
- Nie wiem czy mogę spełnić tą prośbę - wzruszyłam ramionami w miarę moich możliwości. Usłyszałam jak głęboko wzdycha, poprawia ręce na moich plecach i przewraca na plecy w najmniej spodziewanym momencie. Chwyciłam tył jego głowy, śmiejąc się, ale zaraz potem postarałam się o poważny wyraz twarzy.
- To nie jest prośba - mruknął, kręcąc głową i przypatrzył się mojej drgającej twarzy - A za chwilę może przerodzić się w istną groźbę z mojej strony - podniósł brew. Patrzcie państwo, jaki się stanowczy zrobił. Przystawiłam dłoń do jego czoła, kręcąc głową ze zmartwioną miną.
- Masz chyba gorączkę kochanie - jego usta poruszyły się - Za dużo wrażeń na jeden dzień.
- Dlatego idealnym pomysłem byłoby pójście spać i odpocząć w przygotowaniu na jutrzejszy dzień - pochylił się i ucałował moją szyję.
- Jakieś atrakcje? - przygryzłam wargę. Oj, kiedyś mi się za to oberwie. I to porządnie. Uniósł głowę z powrotem do góry i położył się obok, przyciągając mnie do siebie. Tym razem z delikatnym uśmiechem i bez zbędnych kombinacji, ułożyłam się wygodnie w jego objęciach, dłonią głaszcząc jego plecy. Nie lubił, gdy ktokolwiek go tam dotykał. Ale ja lubiłam jego. Kocham. Całą sobą. Ciałem, duszą i umysłem. Zamknęłam oczy.
- Nie wiem. Jutro się zobaczy - odpowiedział znacznie ciszej. Pokiwałam głową. Jednak wygodniej byłoby w innej pozycji. Niezauważalnie zmarszczyłam brwi. Trzeba coś zmienić. Założyłam nogę na jego udo i bardziej wtuliłam się pod jego głowę. Teraz mogłabym rzec, że idealnie.
- Dobranoc - szepnęłam i nie czekając na odpowiedź, odpłynęłam.

Lewis?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz