sobota, 22 lipca 2017

od Oliego cd Maxim

Poranek spedziłem kiepskim nastroju, laska  widocznie lubiła sobie pogrywać.. Jej strata, jej wielka strata i jej problem radzenia sobie ze mną.. Szczególnie teraz, podobno ten cały Edzio chciał się zabić.. Pfff nawet tego dobrze nie zrobił. Jest skryto ciotą i sam zaczął, ja byłem pijany. Ubrałem się i poszedłem do stajni, chaos dzielnie nic sobie dzisiaj nie zrobił, oficjalnie ogłaszamy nowe święto narodowe dzień bez krzywdy u mojego konia. Westchnąłem i zacząłem szorowanie jego grzbietu, rana nad okiem ładnie się zagoiła i nie było śladu po tym co sobie ostatnio zrobił w nogę. Mruczałem coś sam do siebie o braku rozwagi osób 3cich i siodłałem konia. KIedy wyjechałem na ujeżdżalnię w oddali zobaczyłem pewną wkurzającą dziewczynę, jej problem pamiętaj. Nie zwracając na nią uwagi ćwiczyłem. Chaos przeskoczył koeljną przeszkodę i nagle na naszej drodze pojawiła sie Maxim, gwałtownie przestawiłem konia i szarpnąłem za wodze żeby w nią nie wjechać, niestety konie się zderzyły, zarówno ona jak i ja znaleźliśmy się na ziemi.
-MOŻE PATRZ JAK JEDZIESZ I NIE RÓB TEGO NA PRZESZKODACH -Dość głośno wyraziłem swoje nie zadowolenie i starałem się utrzymać konia bo .. BRAWO. Chaos miał pięknie rozwalony bark..
-MOŻE NIE SKACZ TAK Z DUPY?
-MOŻE KURWA TERAZ MUSZE SZYĆ KONIA BO NIE UMIESZ JEŹDZIĆ?-Kiedy chaos się jak kolwiek uspokoił złapałem wodze i mocno wkurzony odmaszerowałem od nadal krzyczącej Maxim.
-JA UMIEM JEŹDZIĆ TO TY NIE PATRZYSZ CO ROBISZ.
-NIE WJEŻDŻA SIĘ POMIĘDZY PRZESZKODY JAK KTOŚ SKACZE -Odwarknąłem i szybko poszedłem do stajni, dopiero teraz do mnie dotarło jak bardzo trzęsły mi się ręce. Super. Wyłowiłem telefon z kieszeni. Wet.. Wet.. Wet..
-Halo?
-Oli..
-Co tym razem?
-Rozwalony bark.. chyba zajechał gwoździem z przeszkody jak się wycofał bo ktoś nie umiał jeździć- Mruknąłem bardzo zły.
-za 20 minut dam radę być.. Wyczyść mu to na razie i tyle -Odłożył słuchawkę. Zdjąłem siodło i ogłowie i cały czas chodziłem jak bym miał klapy na oczach, bardzo zły i bardzo bardzo zdeterminowany... Ale bardziej zły. Wygrzebałem z szafki rivanol i strzykawkę, no i gaziki.
-Nie będzie piekło ale cie nienawidzę -Burknąłem do konia i nabrałem rivanolu w strzykawkę, przystawiłem ja do rany i nacisnąłem tłok, żółty lek powoli czyścił ranę (rivanol to taka woda utleniona .. no coś ala). Wacikami zbierałem wychodzącą krew i brud.. To wszystko mnie wykończy, burczałem sam do siebie. Kiedy przyjechał Dr. Kellberg trochę się uspokoiłem.
-Dobra trzeba będzie szyć.. Trzymaj go podam mu uspokojenie.. Ale spokojnie 3 szwy max i będzie po kłopocie -Poklepał  idiotę po karku i zaczął robić swoje. Kiedy robił z mojego konia jeszcze większego frankejnsztajna do stajni wmaszerowała królowa nie ogarnięcia i idiotyzmu Maxim.
-Dostaniesz rachunek -Puściłem jej oczko i patrzyłem tylko jak stara się obejść mnie z udawanym honorem. Kiedy poszła ze swoim koniem do boksu ja wróciłem do idipty, był lekko otumaniony ale stał już z zaszytą raną.
-Dzięki.. Ile?
-Po znajomości 400 złoty
-Ja przez tego idiotę bankrutuję-Westchnąłem i podałem lekarzowi pieniądze.
-Miłość kosztuje?
-Ja już planowałem zrobić z dzisiejszego dnia święto narodowe bo nic mu nie było jak wszedłem do boksu..-Lekarz zaśmiał się w odpowiedzi i poszedł sobie. Wróciłem do pokoju i co zrobiłem? Sprzątałem..
<Maxim?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz