czwartek, 20 lipca 2017

Joshua Sellbærg i Independence Day


Motto: "Jeżeli czegoś nie wolno, a się bardzo chce, to można. Nie jestem wszyscy i nie mam na imię każdy, więc uważam, że nie muszę się stosować do wytyczonych i czasem niemal idiotycznych wymysłów społeczeństwa oraz reszty świata."
Imię: Joshua
Nazwisko: W swoim życiu był posiadaczem trzech nazwisk. Całe szczęście, że nie imion. Sellbærg, bo tak brzmiało nazwisko Rose i Jeremy`ego, zostało przyjęte przez chłopaka jako jedyne i prawdziwe. Zapisane w dokumentach, nieco wywalczone z powodu trzeciej adopcji, gdzie nałożono mu trzecią... osobowość? Bo tak raczej można to określić.
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 13 listopada 1996, jak to mówią... bardziej pochmurnego i deszczowego miesiąca nie mógł sobie wybrać. I tak, szczęściem określa się, że jego prawdziwa matka trafiła do szpitala. Pod przymusem przechodzącego sąsiada. Gdyby nie on, nie wiadomo czy skończyłoby się to szczęśliwie. Tak ja na początku groziła mu śmierć, tak i po urodzeniu. A tu proszę, dwadzieścia jeden latek już za nim.
Pochodzenie: Niby jest rodowitym, czystym i pełnokrwistym Norwegiem, urodzonym w Bergen i mieszkającym tam swoje dwa lata dzieciństwa wraz z nieodpowiedzialną matką, dwójką rodzeństwa i raz na jakiś czas zbyt napitym ojcem. W wyniku odebrania dzieci rodzicom i późniejszej adopcji, zamieszkał w Oslo, stolicy państwa. Jego trzeci dom znajdował się w Aberdeen, położonego w północno-wschodniej Szkocji. Anglię zna bardzo dobrze, ponieważ przez jakiś czas musiał pozostać w Birmingham, a uwzględniając jego liczne ucieczki, zdążył zwiedzić sąsiada Szkocji dosyć ogólnikowo, ale potrafiłby się odnaleźć.
PojazdAudi RS5
Pokój: 36
Grupa: II
Poziom: Średnio zaawansowany
Koń: Independence Day
GłosCitizen Way
Rodzina: Nie ukrywajmy, temat trudny, gdyż jego bliskie osoby przebijały się w historii i znikały, bądź nawet wcale się w niej nie ukazywały, czy to za swoją sprawką czy też z powodu niechęci chłopaka aby uczestniczyły w jego życiu. Nie ma problemu z mówieniem o swoim życiu, adopcjach, a nawet problemach, ale za każdym razem pojawia się charakterystyczne skrzywienie, później uśmiech i zaokrąglone krople łez w jego kącikach ocząt, a następnie tylko głucha pustka i obojętność w słowach. Tak mniej więcej wyglądy relacje i stosunek do trzech, całkiem innych domów. Swoich prawdziwych rodziców zna tylko z opowieści pierwszej matki zastępczej, która nieco zainteresowała się jego poprzednią historią. Wie jedynie, że ma dwójkę rodzeństwa, z którymi nie miał i nie ma żadnego kontaktu. Nie widać także aby wielce się pałał do ich szybkiego odszukania. Obydwoje starsi, siostra, potem brat, imiona nieznane. I tyle. Matka nazywała się bodajże Dorothy, imię ojca również nieznane, aczkolwiek on brał najmniejszy udział w tym wszystkim z tego co się Josh zdążył dowiedzieć. Najlepsze lata dzieciństwa spędził z dosyć długo trwającym małżeństwem, które nie mogło mieć dzieci, choć się starali. Cudowna kobieta, o takich samych oczach co Joshua, z sercem i duszą anioła. Nawet imię, Rose, odzwierciedlało piękno i delikatność tejże osoby, która stała się jedyną i słuszną matką małego chłopca. Jeremy, ojciec zastępczy, mąż Rose, wysoki i uśmiechnięty mężczyzna, autorytet dla takiego siedmiolatka był przykładem mężczyzny. Niestety, trwało to tylko do trzynastego roku życia Josha.
"Na krajowej drodze, w okolicach Oslo, ciężarówka zderzyła się z dwoma samochodami osobowymi, jadącymi z przeciwka. Dwie osoby zginęły, w tym jedna trafiła do szpitala w bardzo ciężkim stanie". Tak brzmiał kawałek artykułu, wydanego dzień po wypadku. Dla trzynastoletniego chłopaka był to cios poniżej pasa. Wkrótce też trafił do kolejnej rodziny zastępczej, waląc prosto z mostu, która niezbyt przejmowała się wychowaniem dziecka, szczególnie gdy pojawiła im się córeczka Bridget. W oczach Samanthy i Jasona, nie istniało nic poza tą istotką i ich własną pracą. Wtedy się działo w życiu Josha. Jest co opowiadać, nie ma czym się chwalić. Są bardzo ukierunkowani. Lubią mieć wszystko idealnie i oczekują tego samego od swojego syna, który coraz bardziej się odwraca, nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego i widzieć rozczarowania w ich oczach. Przyszłość uporządkowana. Dom, w miarę bogata dziewczyna, solidna praca... tak mniej więcej wygląda ich spojrzenie na świat.
 Relacje:
 * jeszcze o tym nie wie, ale to przyszły chłopak Milesa
Aparycja: Artystyczny nieład? Wystarczy spojrzeć na jego włosy. Niesforne kosmyki jakże często opadające na czoło i oczy, każdy jakby żył swoim życiem. Nie do ułożenia, wiecznie zmierzwione, a w wietrzne dni istne utrapienie. Potrafią utrudnić życie, więc dlaczego by ich nie ściąć? To kwestia zdania i decyzji, a te jak wiadomo, rzadko są podejmowane pochopnie u Jossy`ego. Przyzwyczajony do swojej czupryny na głowie, rutynowo poprawiającego je zawsze lewą ręką i nie miałby serca ich skrócić. Taki urok. Jego hebanowe źrenice pośród mieniących się, brązowych tęczówek są znacznie większe niż u normalnych ludzi. I to nie jest kwestia problemów ze wzrokiem czy jakąś chorobą oczu. Od dziecka tak było. Sprawiało to nieraz dziwne wrażenie u reszty ludzi, ale odkąd znalazła się osoba, która potrafiła wbić małemu, delikatnie wycofanemu w społeczeństwie chłopcu, że to żaden powód do kompleksów tylko pożądana wyjątkowość, tak do dziś spojrzenie chłopaka o ciemnych oczach nie budzi u niego już wewnętrznego zakłopotania. Dosyć nietypowe jak dla jego pochodzenia. Powinien mieć niebieskie tęczówki i blond włosy, wtedy wyglądałby normalnie, jak sam twierdzi. Posiada dosyć ostre rysy twarzy, zarysowaną szczękę i widoczne kości policzkowe, które uwydatniają się jeszcze bardziej gdy się uśmiecha. A to specyficzne wykrzywienie na twarzy w dodatku jak najbardziej szczere, objawia się dosyć rzadko i nie jest przeznaczone ujrzeć byle jakiej osobie. Wysoki mężczyzna, lubujący się w delikatnym stylu ubierania. Modnie i wygodnie. Delikatnie zarysowane mięśnie podkreślają jego szczupłą sylwetkę, choć nigdy nie przywiązywał znaczenia do wyglądu. Natura sama obdarowała go ciałem, które nie potrzebuje żadnej diety ani ćwiczeń. Jak widać, sama jazda konna mu wystarcza, chociaż bić to on się potrafi. Przeżyło się nastoletnie lata dosyć buntowniczo i trzeba było się jakoś obronić.
Charakter: Żadna tam chodząca zagadka, a może? Problem polega na tym, że Joshuy nie da się włożyć do jednej szufladki. Posiada każdej cechy po trochu w zależności od sytuacji, osób otaczających go oraz poczucia humoru. Konsekwentnie urzeczywistnia swoje plany. Narzuca sobie dyscyplinę i hierarchię celów, ceni działanie. Potrafi wyrzec się wszystkiego, co nie prowadzi do umiłowanego celu. To nie jest dobre. Czasem przysłania mu spojrzenie na świat. Chłopak zbytnio się na tym skupia, gubiąc wszystko dookoła. Często utożsamia siebie ze sprawą, której służy. Traktuje więc poważnie szkołę, naukę, pracę, obowiązki, ale także uczucie. Dlatego tak ciężko rozeznać mu się w sobie, woli trzymać to na uwięzi. Jest skryty, lecz ta skrytość nie polega na małomówności i zamknięciu w sobie. Nie należy go oceniać po tym, że jest cichy. Nikt nie planuje mordu na głos. Nie ujawnia uczuć, żeby nie skłamać, ma z tym drobne problemy. Nie pokazuje, że mu zależy, raczej takie sprawy zachowuje dla siebie. Czasem nerwowy, gdy ktoś próbuje od niego wyciągnąć emocje. Broni się i staje murem, sam decyduje kiedy użyć stosownych słów i gestów. Każdy potrafi powiedzieć, że mu zależy. Nie każdy potrafi to okazać. Wobec otoczenia usłużny i ofiarny, ale pod warunkiem, że zostanie uznana wartość jego osoby. Potrafi ograniczyć potrzeby organiczne, aż do daleko posuniętego ascetyzmu, jeżeli wymaga tego zadanie. Tolerancyjny i niepodatny na wpływy otoczenia, nawet w bardzo napiętych sytuacjach spokojny i zrównoważony. Wzruszają go łzy, ale wewnętrznie. Sam płacze bardzo rzadko, chyba nadrobił to w dzieciństwie, dlatego teraz tak bardzo trudno zobaczyć u niego cień wrażliwości. A jest. Na pewno jest. Zrównoważony, obiektywny, punktualny i szanujący zasady, które tak często kiedyś łamał. Mimo chłodu i pozornej nieczułości umie pomagać potrzebującym. Cierpliwy, odważny w osiąganych przez siebie celach, wytrwały co można zauważyć poprzez jego zaciętość i naturalny, po prostu nie potrafi udawać. Kłamstwo także mu nie wychodzi. Obdarzony jest zdolnością jasnego i treściwego wypowiadania się, chociaż monotonią nic nie zdziała. Pracuje systematycznie, wydajny, bo rzadko wykonuje ruchy niecelowe, solidnie i dokładnie, nie dla korzyści, i nie dla efektu zewnętrznego. Metodyczność i potrzeba dokładnej analizy powoduje, że może on być czasem mylnie uważany za leniwego. Wierny swemu słowu, nie pragnie życia towarzyskiego, ale to nie oznacza, że nie potrafi się odnaleźć wśród ludzi. Ma zamiłowanie do porządku i czystości. Interesuje się raczej rzeczami niż ludźmi, a ich sprawy to dla niego zobiektywizowane prawa lub systemy. Kujące, ale prawdziwe. Można go nazwać zręcznym dyplomatą, bo zna tajemnicę kierowania ludźmi i potrafi manipulować, choć niechętnie to robi. Szanujący zdanie i siebie. Ale posiada też drugą stronę medalu. Jest czuły i obdarzony swoją wrażliwością, poczuciem humoru i potrafi się dobrze bawić. Tego się nie zapomina. Zaskoczeniem dla niektórych może być opowiadanie o nim jako nastolatku, który tak bardzo odbiega od zachowania obecnego Josha. Pamiętliwy, ale wybacza jeśli zobaczy starania drugiej osoby. I choć urazy trzyma głęboko w sobie, przysłaniając to delikatnymi słowami - oczy mówią co innego. Jest osobą wybredną, nie tylko w aspekcie słuchanej muzyki, ubioru czy jedzenia, ale także w towarzystwie. Jeśli mu nie odpowiada, trzyma się z boku. Chociaż on zawsze stoi nieco z tyłu, czekając na zaproszenie, które jednak nie zawsze przyjmuje. Stanowczy, broniący swojego zdania, a jak nie da się dyskutować to wychodzi bez słowa. Jeśli go coś denerwuje to mówi bezpośrednio, a nie że złowrogo szumią wierzby czy też duch mój na rozżarzone węgle dupą usiadł. Tak więc... czy można przypisać mu wybuchowość? Na pewno, każdy człowiek gdy staje już na skraju wytrzymałości w końcu uwalnia to co mu stoi w gardle. Najważniejsze by wiedzieć kiedy przestać.
Zainteresowania: Jako, że trafił do akademii jeździeckiej to naturalnie, że lubi konie. Chociaż poprowadziła go tu raczej ambicja rodziców zastępczych to nikt nie wie, że zdecydował się ze względu na Rose, która uwielbiała te zwierzęta i sama jeździła do pobliskiej stajni w Oslo. Więc witamy serdecznie. Kocha jazdę na deskorolce, która w dzieciństwie robiła mu za jedyny środek transportu. Także potrafi jeździć nie tylko na koniu. Jego charakter nie należy do wybuchowych, ale zainteresowania dlaczego by nie? Kolarstwo górskie, pływanie, skoki ze spadochronem, a to wszystko równa się z dalekimi podróżami i rozeznaniem z językami. Uwielbia zwierzęta, a w przeszłości wysłano go do schroniska w ramach "odpuszczenia grzechów". Zostało mu zamiłowanie, szczególnie do żółwi i sam jednego posiada.
Inne:
*Nie lubi wszelkiego rodzaju gryzoni - od myszy po króliki, które nie zaliczają się do tej gromady, ale i to, i to jest według niego ani trochę fajne. Nie widzi nic ciekawego w świnkach morskich ani chomikach. Ale nie daj, wypowie tylko głośno, że dla niego to szkodniki... morderstwo w nocy przez właścicieli tych stworzeń murowane.
*Kiedyś notorycznie palący i czego on tam nie robił... dzisiaj odmawia nawet alkoholu, a jeśli już napić to w swoim smaku, ilości i raczej delikatnie obchodzi się z tym.
*Zaskoczenie... w dzieciństwie, wraz z ojcem, tym przyjętym przez niego, chodził nad jezioro, łowić ryby. Do dzisiaj uwielbia relaksować się nad wodą.
*Często chodził do domu swoich sąsiadów, którzy są starszymi ludźmi. Uwielbia ich. Mieszkają obok rodziny Henderson, a chłopakowi wystarczyło wyskoczyć przez okno, przejść po dachówce na drzewo i znaleźć się na posesji państwa Lennox.
KontaktSilverina
Inne pupile:
Raven, którą chłopak przygarnął ze schroniska, opiekował wbrew woli rodziców i wychował. Co prawda, ta sunia potrafi uciec wraz z Independence w siną dal, ale zawsze wraca. Brudna i zakurzona, tak jak jej równie siwy przyjaciel. Kochane psisko, które potrafi być posłuszne i to dziwne, ale ma wybranych ludzi dla których jest łagodna, a których po prostu nie lubi.

Donut to mały, słodki żółwik. Jego raczej nie da się określić, bo zachowanie tych zwierząt dla niektórych wydaje się takie samo, ale o dziwo ten mały znajduje swoje określenie. Słodziak ponad wszystko.


[foto by Carina Maiwald]
Imię: Independence Day
Płeć: Wałach
Rasa: Arab shagya
Data urodzenia: 18.05.2012 rok, a to pięć latek za nim.
Charakter: Independence to prawdziwy Dzień Niepodległości. Posiada pełną energii naturę, uparty i niezwykle odnajdujące się w żywiole na pastwisku. Zresztą nie tylko na nim. Boks, padok, czworobok czy hala... Co to za różnica gdzie? Ważne, że jest miejsce, a łbem wymachiwać zawsze można. Inteligentny i bystry, bardzo szybko się uczy, rzadko płoszy, zazwyczaj stoi w miejscu, nic nie jest w stanie go ruszyć jakby był w transie i gdy stwierdzi, że to nic strasznego to podchodzi. Nie bywa łakomy na słodycze, jedynie marchew jest w stanie jako tako go przekonać albo nowo zakupiona bluza chłopaka, którą grzechem nie byłoby porzucać po całym boksie.
Specjalizacja: Jest to raczej koń wszechstronny, któremu Josh nie przydzielił konkretnych osiągnięć. Konie tej rasy cieszą się sławą z powodu swej szybkości i wytrzymałości, dlatego nadaje się zarówno do wyścigów jak i crossu. Świetnie sprawdzają się w rywalizacji wyczynowej, znacznie lepiej niż araby czystej krwi.
Umiejętności: Wałach jest z całą pewnością godny swojej rasy. Wskazuje ogromne predyspozycje pod względem konkurencji wyczynowych, niezwykle szybki i silny. Siły skoku nie posiada, szczególnie pod jeźdźcem, ale nikt nie jest idealny, poza tym Joshua nie wymaga od niego perfekcji wykonania. Wystarczy mu dziki, czasem niekontrolowany galop po łące. W tym wałach jest mistrzem. A, że kłoda leży na ziemi to nie jego wina. Niech sobie chłopak sam skacze, on nie zamierza przykładać do tego swojego zaangażowania, choć jest ambitnym koniem.
Właściciel: Joshua Sellbærg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz