czwartek, 20 lipca 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

Mała uwaga: +18 czy coś

Ona zdecydowanie za dużo myśli o moim samopoczuciu i stanie ducha. Nauczyłem sobie z nim radzić. Tak jak z uczuciami, przemocą i samotnością. Nauczyłem się wszystkiego poza kilkoma rzeczami, które jak sądziłem, nigdy mi się nie przydadzą. Czytaj miłość, otwartość i zaufanie. Nic nie mogłem poradzić, że prościej mi było mówić do kogoś, kto gwałtem wdarł się w moje życie i nie dał się z niego wykopać. Później często dziękowałem za to Zainowi. Hailey była... obok. Nigdy nie nachalna, gotowa zawsze i na wszystko. Musisz się ogarnąć Lewis... kiedyś. Wyciągnąłem do niej rękę.
- Czyli uciekasz? - prychnęła.
- Ja tylko dbam, żeby samolot nam nie uciekł. Dobrze? - uniosła brew, jednak po chwili kiwnęła głową. Wzięła mnie za rękę i udaliśmy się na odprawę, aby po niecałej pół godziny zająć swoje miejsca. Hailey wepchała się na siedzenie przy oknie, no dobrze. Usiadłem obok niej, a więc zostało wolne jeszcze jedno miejsce. Kiedy ona rozprawiała jakie to widoki będzie mogła oglądać, na wspomnianym wcześniej siedzeniu pojawiła się jakaś osoba. Wykorzystując moment, kiedy Hailly odwróciła się do okna, ja zwróciłem się do drugiej jak się okazało sąsiadki. Była nią dziewczyna typowo asyryjskiej urody. Zawsze chciałem mieć blond włosy... Uśmiechnęła się do mnie, a ja odpowiedziałem jej tym samym.
- Lewis? - usłyszałem głos Hail, więc się do niej odwróciłem.
- Słucham - ona wychyliła się i przelotnym spojrzeniem obrzuciła dziewczynę po drugiej mojej stronie.
- Zamień się na miejsca - odparła cicho.
- Co to za zazdrośnica? - zaśmiałem się, a ona mocno złapała mnie za rękę. Zmarszczyłem brwi. Patrzyła  na mnie oczami szczeniaczka, które znaczyły, że mam zrobić to, co ona chce, pomimo że mi się to nie podoba. - Zapomnij, co mówiłem na lotnisku.
- To nie chodzi o to...
- A o co?
- Lewis - złożyłem podłokietnik, objąłem ją i przyciągnąłem do siebie. Pocałowałem w skroń, widząc jej skrzywioną minę.
- Nie odizolujesz mnie od wszystkich kobiet świata Hailey - szepnąłem jej do ucha. - Ty jesteś moją kobietą i to się dla mnie liczy. A dla tej dziewczyny po prostu jestem uprzejmy, bo podobno tak trzeba. Ja się nie znam na zasadach i społeczeństwie.
- Ale ty jesteś głupi - burknęła. - Co ja mam zrobić, żebyś przestał siebie krytykować?
- Ciężko powiedzieć - uśmiechnąłem się przepraszająco. - Jeśli można cokolwiek z tym zrobić... - pochyliłem się jeszcze bardziej i odparłem tak cicho, aby tylko ona słyszała. - Jednak jest coś, co pokazuje mi, że taki beznadziejny we wszystkim nie jestem.
- Co? - zapytała szeptem.
- Zadowalanie ciebie - cichutko wymruczałem jej to do ucha. - Jeśli to możliwe...
- Oj całkiem realne - odparła.
- Czyli?
- Tak, nigdy nie było lepiej - delikatnie się... zaczerwieniła? Kochana istotka.
- To muszę to zrobić częściej w takim razie.
- Lewis... A ty tylko o jednym...
- To kwestia pociągu seksualnego, a nic nie poradzę, że jesteś taka ładna - po tych słowach odsunąłem się lekko od niej, jednak nadal obejmowałem ją ramieniem.
- Jesteś okr... - zakryła usta dłonią.
- Jaki? - pochyliłem się do niej teatranie.
- Cudowny - cmoknęła mnie w policzek.
- Ja tam słyszałem coś na "o" - zaśmiałem się.
- Ośniewający, obezwładniający, oszałamiający - zaczęła mi mruczeć do ucha.
- Dobrze już, dobrze. Wystarczy mi na cały rok - mruknąłem. Miałem tylko nadzieję, że nie zrobiłem się czerwony.
- Chyba częściej muszę to robić - stwierdziła odwracając się do okna.
- Czemu? - szepnąłem.
- Bo słodziutko wyglądasz jak się rumienisz - cholera... puściłem głowę, jednak ona szybko ją uniosła i mnie pocałowała, po czym zbliżyła usta do mojego ucha. - Jak to możliwe, że u wszystkich mężczyzn, kiedy słyszą takie słowa z ust ładnej dziewczyny, to rośnie coś w spodniach, a u ciebie rośnie zażenowanie?
- Bo... bo ja... no... - zacząłem się jąkać. Westchnąłem i po kilkunastu głębokich wdechach, ponownie zacząłem to zdanie. - Bo ja nigdy nie słyszałem takich słów. Nigdy. Nawet od żadnej z moich dziewczyn. To... to takie... - puściłem ją, odparłem łokcie o kolana i skryłem sobie twarz w dłoniach. Za dużo tego. Nie potrafię jej tego wytłumaczyć.
- Lewis? - poczułem jej dłoń na moich plecach.
- Nie radzę sobie - przyznałem. - Jeśli twierdzisz, że chcesz dzielić ze mną problemy, to dobrze. Powiem ci. Jak dolecimy do Californii, dobrze?
- Dobrze, chodź, oprzyj się - kiedy moje plecy ponownie zetknęły się z oparciem, głowa Hail spoczęła na moim ramieniu. Wziąłem ją za rękę, splątując nasze palce, a drugą dłonią gładziłem ją po głowie.
Wkrótce potem samolot wystartował. Podróż minęła nam raczej spokojnie, na oglądaniu filmu, i jedzeniu M&M'sów. Ona jadła każdego, który wpadł jej w ręce, a ja tylko brązowe.
- Czemu jesz tylko brązowe? - zainteresowała się.
- Mają mniej barwnika.
- I co w związku z tym?
- Utyjesz więcej ode mnie - wyszczerzyłem się, a po chwili skrzywiłem, kiedy dostałem w ramię. - Nie bij mnie.
- Przepraszam - mruknęła, a po chwili mnie pocałowała. - Nie chcę cię...
- Ranić? - zaśmiałem się. - Taki delikatny nie jestem, ale moje plecy zostaw w spokoju, dobrze?
- Nie. Za bardzo lubię twój tatuaż - uśmiechnęła się.
- A ja go nie lubię.
- Ale ważniejsze jest to, czy podobasz się mi.
- Mhm, czyli nie jest najgorzej?
- Posłuchaj mnie ty dzieciaku. Jesteś brunetem, o takich mięśniach, że muszę powstrzymywać ślinotok, jak widzę cię bez koszulki. Rysy twarzy to ci chyba Michał Anioł dłutem rzeźbił, a nawet jeśli nie podobałyby mi się twoje blizny, a jest wręcz przeciwnie, to wystarczy, że spojrzałabym w te twoje ślepia i byłabym zahipnotyzowana. Więc z łaski swojej przestań mówić, jaki to ty jesteś okropny i niedoskonały. To jest chorobliwe, zaprowadzę cię normalnie do psychiatry.
- Ale ja nie lubię psychiatrów... - mruknąłem.
- Trudno.
- Hailly nie. Nie chcę - odparłem twardo. Zdziwiła się. - Już nigdy. Ty jesteś lepsza od lekarzy. Ty jesteś moim lekarstwem.
- Czyżby?
- A jak myślisz przed iloma osobami płakałem w moim życiu?
- Obstawiam sześć.
- Trzy. Przed ojcem, jak byłem dzieckiem. Przed dziadkiem, kiedy pierwszy raz uciekłem. Przed tobą, bo sobie nie radzę. Okazałem to pierwszy raz od kilkunastu lat. Od tamtego razu z dziadkiem. Dziewięć lat temu.
- Co? - otworzyła usta ze zdziwienia.
- Nie każdemu widać wolno płakać kochanie. Mniejsza z tym. Chodzi o to, że jak ja tu się otwieram, to znaczy, że się polepsza. Jasne?
- Oczywiście - wyszczerzyła się.
- Już się nie chwal tymi pięknymi ząbkami - prychnąłem, a ona fuknęła i odwróciła się. Zaśmiałem się, wzruszyłem ramionami i wróciłem do wyjadania brązowych M&M'sów. Czasem ja też nie mam ochoty, żeby ją zmuszać do odwrócenia się.
- Tobie właściwie na mnie zależy? - zapytała nagle. Nadal odwrócona.
- Powiedzmy, że tak.
- Powiedzmy?
- Hailey... to było głupie pytanie. Dlatego dostałaś głupią odpowiedź.
- Czasem mam wrażenie, że nie zależy.
- A ja mam czasem wrażenie, że jesteś histeryczką - mruknąłem. Miało być miło. Już to widzę. Panna O'brien będzie uszczypliwa na każdym kroku.
- Ja? - zdziwiła się i nareszcie zwróciła twarzą do mnie.
- Tak. Nigdy nie przepraszałem cię za moje docinki i wredne zagrania. Teraz też nie zamierzam.
- Ale teraz jesteśmy...
- No kim jesteśmy? - zapytałem. Chciałem aby to padło z jej ust.
- Jesteśmy parą, dobrze? Zadowolony? Użyłam slowa, którego nie lubię, powinieneś być z siebie dumny.
- Dostaniesz coś ode mnie, wiesz? - pochyliłem się do niej i wyszeptałem do ucha.
- Co? - odszeptała.
- Takie lanie i karę, że przez tydzień będzie cię tyłek bolał - odparłem, po czym spokojnie wróciłem do zajadania się słodyczami.

~*~

- Mam nadzieję, że dobrze znasz Malibu.- mruknęła. Jej wątpliwości co do moich zdolności orientacji w terenie, zaczynały mnie już irytować.
- Nie, ale wiem jak dojść do tej rudery, gdzie będziemy mieszkać.
- Ale łazienka się tam znajdzie? - dopytywała. Niech się trochę pomęczy. Nie musi wiedzieć, że będziemy opływać w luksusy.
- Zobaczymy... znaczy... pisało, że coś tam ma być - potarłem dłonią ramię, a ona szerzej otworzyła oczy.
- Lewis, ja potrzebuję łazienki.
- Po co? - zdziwiłem się sztucznie, a po chwili zaśmiałem. - Zaskoczę cię, ale mi też.
Zaczęła coś tam mruczeć, a ja tylko pokręciłem głową. Trzeba coś zrobić z tym mruczeniem. Widać było, że tylko rośnie jej niezadowolenie, a to mnie martwiło. Wyszliśmy praktycznie na wybrzeże, a ja się zatrzymałem i zacząłem rozglądać. Wziąłem ją za rękę i podprowadziłem pod same drzwi "domku". Właściwie to był letni dom mojej matki chrzestnej. Był piętrowy, a na dachu miał, jak to nazywała, taras widokowy na ocean. Zapukałem, a drzwi otworzyła nam starsza pulchna kobieta, o ciemnej karnacji, która skrzywiła się na mój widok.
- A myślałam, że pani Lennox żartowała mówiąc, że przyjeżdżasz - mruknęła.
- Ale Rossy, przywiozłem tylko oto cudowną kobietę. Zero przyjaciół, pijatyk i takich tam - wyszczerzyłem się.
- Cudowna mówisz - zmierzyła przerażoną Hail wzrokiem. - Chuda.
- Lubię chude.
- A ty też, drugi anorektyk - pokręciła głową.
- Rossy, wpuść nas - poprosiłem ładnie. Kobieta westchnęła i zniknęła we wnętrzu domu, zostawiając otwarte drzwi.
- Serio? Mamy minutę do zejścia na plażę - pisnęła Hailly.
- Mniej - odparłem, zabrałem od niej walizkę i wszedłem do domu. - Zamknij drzwi.
- Co to za miejsce? - już stała obok mnie.
- Dom mojej matki chrzestnej. Jest śmiesznie urządzony. Na dole masz kuchnię, jadalnię, salon, łazienkę z wanną - oblizałem usta, a ona przewróciła oczami - sypialnię cioci. Na piętrze taras, wchodzący w budynek, łazienkę jak na parterze, jednak dodatkowo jest też tam prysznic i dwie ogromne sypialnie, z czego jedna ma widok na ocean. Weźmiemy ją.
- Wszystko ładnie zaplanowane? - wymruczała.
- Tak.
- A ta pani?
- Ta pani tutaj pilnuje porządku - nagle pojawiła się obok nas.
- Rossy, to Hailey - przedstawiłem ją.
- Ładna jesteś kochanie - uśmiechnęła się. - Nie wiem jak na tego tutaj oprycha wpadłaś.
- Rossy! - zacząłem się śmiać, sekundę po Hail.
- Rossy, Rossy - mruknęła. - Ja też mogę zacząć krzyczeć Lewis, Lewis!
- W to nie wątpię.
- Zbieram się, mam nadzieję, że mi bardzo do jutra nie nabałaganicie - zaśmiała się, a po chwili już jej nie było.
- Więc? - zapytała Hailey.
- Rossy tutaj sprząta. Ma chorego syna, a nie mogła znaleźć pracy. Tutaj dużo jej nie ma, a ciocia bardzo dobrze jej płaci. To co... idziemy zwiedzać?
- Tylko się przebiorę, gorąco mi. To gdzie ta łazienka? - wskazałem głową na koniec korytarza, gdzie się udała. Ja nie potrzebowałem się tak maskować. Nie mieliśmy sąsiadów. Najbliżsi mieszkali jakieś dwieście metrów stąd. Wystarczająco, bym mógł przebrać się w salonie, co zresztą zrobiłem. Zdziwiła się, kiedy wyszła z łazienki, ubrana w sukienkę. - Robisz striptiz beze mnie?
- Wolałaś łazienkę, nie moja wina.
- To co... - podeszła do schodów. - Chyba wiem, co najpierw chcesz zwiedzać.
- To jest proste do przewidzenia - prychnąłem i pociągnąłem ją w górę schodów. Od razu wpadliśmy do sypialni, ale ona wyrwała dłoń i oparła się o komodę.
- A jeśli nie chcę?
- To będę musiał cię zmusić - podszedłem do niej.
- Tak? - moje ręce wsunęły się pod jej sukienkę i spoczęły na pośladkach. Łapczywie złapała powietrze.
- Nawet podczas gwałtu możesz dojść, mi jest wszystko jedno - wymruczałem.
- To by było brutalne.
- Brutalne to jest zmuszanie do obciągania, jak dziewczyna nie chce, a nie dawanie przyjemności swojej kobiecie - odparłem.
- Przyjemności? - podniosłem ją i posadziłem na komodzie.
- Dokładnie tak. A co? Nie podoba się - zrobiłem smutną minkę i zdjąłem jej majteczki.
- Wręcz przeciwnie - wyjęczała. A co to za napalona istotka, która nie panuje nad głosem. To moje Hailey? No nie wierzę. - Za bardzo się podoba.
- Za bardzo to dopiero może się zacząć podobać - moja dłoń ponownie zawędrowała pod jej sukienkę, na krocze. Zacząłem rozpalać ją palcami, a ona mocno złapała mnie za ramiona, wyrywając się z biodrami do przodu. Drugą ręką pozbywałem się spodenek i bokserek. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, ona złapała mnie za niego, ściskając i już nie jęcząc, tylko krzycząc. Chyba lepiej trafić nie mogłem. Uśmiechnąłem się szeroko.
- Chcesz? - pokiwała głową. - Ale na pewno?
- Wejdź we mnie ty idioto! - wydarła się wyrywając się ponownie z biodrami. Zaśmiałem się krótko, jednak po chwili spełniłem jej... prośbę? Nie wiem jak to nazwać. Przylgnęła do mnie, oplatając mnie nogami. Drżała pod wpływem każdego pchnięcia. Cały czas miałem wrażenie, że chce coś powiedzieć.
- Jesteś kurwa boski - wyjęczała wreszcie.
- Mów tak dalej - wymruczałem... no dobra. Właściwie to wyjęczałem jej do ucha. Zareagowała natychmiast jeszcze szerzej rozkładając nogi i przysuwając się jeszcze bliżej do mnie, bym mógł głębiej w nią wchodzić...
- To zawsze będzie się tak kończyć? - zapytała, kiedy już dawno po wszystkim leżaliśmy na łóżku.
- Każda normalna dziewczyna chce kończyć seks z orgazmem, a tej nie pasuje.
- Lewis!
- No co? Tabu między nami, w tym momencie, nie ma sensu, Hailey.
- Jesteś okropny i tu nie chodzi o to... tylko... o ciebie...
- Już nie boski? - zaśmiałem się. - O mnie? Aha, tu cię boli. Spokojnie. Pociągasz mnie i to cholernie, tylko...
- Tylko?
- U mężczyzn to nie takie proste - przewróciłem się na bok, żeby na nią otrzeć.
- A kobiety są łatwe, tak?! - oburzyła się.
- Nie, nie o to mi chodziło - pogładziłem ją po policzku. - Po prostu mężczyźnie jest prościej niż kobiecie, bo mężczyzna wchodzi w kobietę, to nieco inny rodzaj odczuć. Tak myślę. Ale spokojnie, naprawimy to.
- Naprawimy?
- Nie bądź taka drażliwa -  pocałowałem ją. - Na początek ci pomogę, a później już pójdzie.
- Więc potrzebuję pomocy?
- Nienawidzę cię - mruknąłem odwracając się do niej plecami.
- Nie mów tak - pisnęła i przytuliła się do moich pleców. - Nie dość, że mnie ośmieszasz, to jeszcze nienawidzisz...
- Oś... co?! - odwróciłem się raportowanie do niej.
- Bo... bo żadne chłopak...
- Posłuchaj mnie. Wolę wyrywającą się z biodrami, krzyczacą ciebie, niż jakiś cholerny głaz, który nic nie rusza. I... to słodkie - cmoknąłem ją w nos.
- Nie chcę być słodka.
- Ale mi się to podoba - uśmiechnąłem się. - Od zawsze miałem słabość do słodziutkich dziewczyn.
- Nie jestem i nie będę słodziutka - mruknęła.
- To muszę cały czas się z tobą widać kochać, żebyś była słodziutka - zaśmiałem się. - Chcesz pójść na plażę? Albo zwiedzać dom? Albo się się umyć? Albo wszystko na raz? Proponuję kolejność dom, plaża, seks, umycie się - wybuchnęła śmiechem.
- Chyba w ostatecznym rozrachunku, wyszedł ci jeden punkt za dużo - zachichotała.
- Co?! Niemożliwe - udałem zdziwionego.
- Uważaj bo się uzależnisz.
- Za późno - wymruczałem.

Hailey?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz