sobota, 8 lipca 2017

Od Caspera

Kiedy jechałem w kierunku Morgan, byłem zestresowany. Cholernie zestresowany. Gloria przyjechała do Morgan kilka dni temu, mój samolot się opóźnił z powodu złej pogody. Dało mi to dodatkowe dwa dni na pożegnanie z rodziną i przyjaciółmi. Mama rozpłakała się w chwili, gdy wchodziłem na pokład samolotu. Ja sam nie zmartwiłem się jakoś, miałem przeczucie, że niedługo się zobaczymy. Najbardziej mnie jednak bolało to, że mój ojciec patrzył na mnie jak na obcego. Nie poznał własnego syna, który pomagał mu przy samochodzie, niecałe cztery lata temu. Mama odradzała mi jazdę konną, rozumiałem ją, w końcu, nasza rodzina od zawsze miała pecha w pracy z końmi, moja babcia nabawiła się paraliżu, a ciocia zmarła stratowana przez własnego konia na zawodach. Jednak, to tylko zbieg okoliczności. Nie mam zamiaru dać się zmanipulować jakimś historiom z przeszłości. W końcu, teraz tej tu, w tej chwili i tego dnia. Co mnie obchodzi, że ktoś zmarł przez konia czterdzieści lat temu? Kiedy po raz kolejny skręciłem a na horyzoncie pokazał się teren Morgan, zadzwonił mój telefon.
- Halo? Kto mówi? - zapytałem. Nie wiedziałem z kim rozmawiam, nie miałem podpisanego tego numeru.
- Halo? Casper?! To ja, Ellie, pamiętasz mnie jeszcze? - dziewczyna zaśmiała się serdecznie, a ja wraz z nią. Ellie była moją przyjaciółką, to ona najbardziej motywowała mnie do wyjazdu.
- Nie, nie pamiętam cię, laski która całe dwa miesiące głowę i truła, że powinienem wyjechać - Dawniej, ja i Ellie kręciliśmy ze sobą, kiedy jednak zakochała się w jednym z moich przyjaciół, dałem sobie z nią spokój. Teraz, już od ponad dziesięciu lat jesteśmy przyjaciółmi, ja, ona oraz kilku chłopaków z mojej drużyny koszykarskiej. Kiedy zajechałem na podjazd Morgan, pożegnałem się z Ellie i wysiadłem z samochodu. Muszę przyznać, cała placówka już z parkingu robiła wrażenie. Kiedy przekroczyłem próg Morgan, zrozumiałem, że teraz nie ma odwrotu. Muszę to być i pokazać mojej matce, że potrafię zostać kimś dzięki koniom.
~*~
Kiedy już się rozpakowałem, a Mixie ułożyła się już najedzona, wygodnie na moim łóżku, postanowiłem iść i pozwiedzać trochę Morgan. W końcu, to po części był teraz mój dom. Wyszedłem z pokoju trzymając telefon w ręce i sprawdzając facebooka, oraz instagrama. Myślałem o mamie, o tym jak sobie radzi oraz czy bardzo płakała. Zawsze była bardzo emocjonalna, a każda rozłąka z kimkolwiek kończyła się morzem łez. Do tej pory pamiętam, jak płakała całe pół roku po śmierci Cole'a. Nie dziwię jej się. To on pomagał jej w domu, opiekował się roślinami. On był synkiem mamusi, ja natomiast zawsze spędzałem czas z tatą. Pamiętam jak zwierzył mi się, że jest gejem. Obiecałem że nikomu nie powiem i nie powiedziałem, do teraz. Nikt o tym nie wie, że mój brat, ten wspaniały Cole, był gejem. Idąc w kierunku stajni, widziałem tyle osób. Każda inna. Usłyszałem głośny śmiech, była to dziewczyna która właśnie biła jakiegoś chłopaka, a ten śmiał się i patrzył na nią z politowaniem. Dopiero potem zrozumiałem, że są parą. Było to wiadome, po tym jak się pocałowali, a potem dziewczyna zaciągnęła go pod boks konia rasy pinto. Przechodząc obok, dostrzegłem tylko, że koń nazywa się Blue Lady.
Podchodząc do boksu Glorii, pierwsze co zobaczyłem był jej zad. Klacz stała odwrócona do mnie zadem i najwidoczniej coś jadła. Uśmiechnąłem się, po czym zagwizdałem, a klacz jak na zawołanie odwróciła się w moją stronę. Szybko zdecydowałem się osiodłać klacz i zabrać ją na przejażdżkę, w końcu, musi się ruszać.
Kiedy wróciłem z szczotkami oraz sprzętem, klacz patrzyła na mnie zaciekawiona. Wyczyściłem klacz i osiodłałem ją, po czym wyprowadziłem przed stajnię. Szybko włożyłem stopę w strzemię i przerzuciłem nogę przez jej grzbiet, klacz nawet bez mojego sygnału ruszyła galopem.
~*~
Kiedy wróciłem do akademii, ludzie już powoli się rozchodzili. Cały dzień spędziłem na końskim grzbiecie. Rozsiodłałem klacz, znów ją wyczyściłem i dałem jej marchewkę, którą zawsze noszę w bluzie gdy idę do niej. Dziś była bardzo grzeczna, mimo że nie znała tego miejsca. Stałem chwilę w boksie, nie będąc pewny co robić. Wtedy ktoś stanął w drzwiach boksu, a Gloria podniosła łeb i postawiła sztywno uszy. Odwróciłem się w tym kierunku.
Ktosiu? Kim jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz