poniedziałek, 24 lipca 2017

Od Joshuy cd. Miles`a

Zazwyczaj omijałem takie miejsca. No dobra Joshua, nie kłam. Zacząłeś omijać dopiero w pewnym momencie. Alkohol nie działał na mnie tak jak na wszystkich, w sumie to... w sumie to od zawsze. Poza tym dużo nie piłem, mając od życia nauczkę, wolałem mieć kontrolę nad sobą i wszystkim dookoła. Ale w końcu każdemu należy się poprawne spędzenie urodzin. Ten jeden dzień w roku można nieco odpuścić, wyluzować, zrobić te rzeczy, których nieraz się wyrzekałem. A Amber była w tym całkowicie zbędna. Nie pochwaliła by tego, choć sama często chodziła do tego typu miejsc. Najlepsze w tym wszystkim było jednak to, że starała się omijać ten temat, myśląc, że ja nie domyślam się niczego. Chyba nawet mi nie zależało na tym aby się przyznała, a z czasem po prostu było mi to obojętne. Więc wyluzuj Josh. O matko, jakie to dziwne słowo.
Chłopak zaczął mruczeć coś pod nosem i totalnie odpłynął albo tylko mi się tak wydawało. Mówienie przez sen nie jest niczym złym, w dzieciństwie podobno sam miewałem podobne rzeczy. Z czego oczywiście jeszcze się śmiałem, a raczej śmiała się mama. Miała taki piękny śmiech. Alkohol i zagłębianie się w myślach nie wróżyło nic dobrego. A szczególnie na ten temat. Spojrzałem kątem oka na opartego o moje ramię Miles`a. Odruchowo usiadłem głębiej w fotel, widząc jak jego głowa przy każdym zahamowaniu, leci do przodu. Miałby porządnego guza jakby uderzył w siedzenie przed sobą. Dopiero teraz, w chwili ciszy, która zapanowałam w taksówce, telefon dał wyraźny znak. Robił to od samego wyjścia z galerii, ale zwróciłem na niego uwagę tak naprawdę dopiero teraz. Wyjąłem go ostrożnie z kieszeni. Dylemat. Ona będzie wściekła. I tak naprawdę nie miałem problemu z tym czy odebrać, czy nie, ale z faktem powiedzenia jej bądź zatajenia. W sumie to nigdy się taki nie pojawił, bo mówiłem jej wszystko. Byłem bezgranicznie szczerzy, czasem do takiego stopnia, że chodziła naburmuszona cały dzień, a ja wbijałem sobie do głowy, żeby następnym razem jednak oszczędzić sobie i innym tej niechcianej przez świat szczerości. Odłożyłem jednak telefon, wpatrując się w widok za oknem. Oklaski dla mnie proszę, bo coś czuję, że będę tego żałował.
Wkrótce dojechaliśmy niemal pod bramę akademii, jednak jak na złość pod tą główną. A przecież nie będę z nim szedł przez cały ośrodek by każdy wiedział bądź widział go w takim stanie. Choć nie było najgorzej, jak się mogło wydawać. Nadal zachował, jak to określił, swój niepodważalny urok osobisty, który rzuca wszystkich na kolana. Obecnie rzucił tylko jego, ale w życiu mu tego nie powiem. Mamy do przejścia dosyć spory kawałek, na całe szczęście chłopak zachował jako tako świadomość i kontrolę nad nogami.
- No przyjacielu... przed nami spacer ku miejscu, gdzie będziesz spał do woli - podtrzymałem go w pionie, a on rozejrzał się dookoła, marszcząc przy tym brwi. Dopiero po chwili głośno parsknął, uśmiechając się szeroko. Nie powiedział jednak co mu po głowie chodziło. Może i dobrze? Czasem lepiej jak pijani ludzie milczą. A jak już o czymś mówią to najważniejsza zasada. Nigdy nie zapominaj tego co ci mówią po pijaku, bo słowa pijanych to myśli trzeźwych. Tak też potrafiłem się skompromitować. Połowa drogi minęła bardzo spokojnie, jednak im bliżej byliśmy budynku akademickiego tym Miles zaczął bardziej utrudniać. Tuż przed wejściem, niespodziewanie odsunął się i ledwo zdążyłem go złapać by nie opadł tym zgrabnym tyłkiem na ziemię.
- Jesteś problematyczny - westchnąłem, a chłopak aż się skrzywił.
- Adrien, puść mnie! - to nie było kwestia siły aby mnie odepchnął, ale raczej utrzymania równowagi. Nie zwróciłem na to zbytniej uwagi.
- Jestem Josh, Miles - otworzyłem drzwi i wprowadziłem go do środka, rozglądając się w poszukiwaniu zbędnych gapiów - A teraz cicho - szepnąłem, ale najwyraźniej on kalkulował dopiero pierwsze moje słowa.
- Josh... - powtórzył, ponownie krzywiąc się - Proszę mnie puścić, ja pana nie kocham! - byłem niemal pewien, że w dali otworzyły się drzwi, ale dawno zdążyłem wprowadzić go na schody. Pech chciał, że chłopak mieszkał na najwyższym piętrze. Ty Joshua nie masz wcale lepiej. Ostatni pokój, najdalej wysunięty, najwyżej, w takim ciemnym kącie... powinien ci pasować taki układ. Zapamiętałem dokładną cyfrę, która była zapisana w kontaktach mojego telefonu. Dziękuję za tą pamięć do szczegółów. Już nigdy nie będę na nią narzekał.
- Gdzie masz klucze? - zapytałem spokojnym tonem, a on parsknął tylko cicho pod nosem.
- W kieszeni... - mruknął, szczerząc się szeroko - Naturalnie, od spodni - otworzył te swoje wielobarwne oczy. Miałem jakieś inne wyjście? Przyznając w duchu to miałem. Położyć go u siebie w pokoju, ale wtedy Amber już na pewno wymyśliłaby jakąś wolną i bolesną śmierć dla mnie. Wystarczająco się naraziłem.
- Której? - oparłem go ramieniem o ścianę, aby mieć wolną rękę i zacząłem szukać po jego kieszeniach.
- Nie tutaj - pokręcił głową, która już naturalnie zaczęła mu opadać. Spojrzałem na niego, próbując się nie zaśmiać. No tak. Oparłem go o siebie i zjechałem dłonią po jego boku aby sięgnąć klucze z tylnej kieszeni spodni.
- Podobno podświadomie boję się kaczek - powiedział to niższym tonem niż naturalnie, a ja zacisnąłem palce na kluczach, tak aby przypadkowo nie upadły - Dobrze, że nie jesteś blondynem - przyjrzał mi się uważnie, a ja zmierzyłem jego twarz swoim spojrzeniem, kiwając głową i wracając do poprzedniej pozycji.
- Dobrze wiedzieć. Nie przefarbuję włosów, nie martw się - otworzyłem drzwi i szeroko się do niego uśmiechnąłem. Miles poklepał mnie po ramieniu i dał się wprowadzić. Całe szczęście, nie miał psa obronnego, bo moje zmagania z kluczem byłyby całkowicie zbędne. Właśnie, cholera jasna... zapomniałem o Raven!
Zaprowadziłem go do łóżka, ostrożnie kładąc jego głowę na poduszkę. Wypadałoby go jeszcze jakoś ogarnąć, bo szkoda się robiło człowiekowi. Co prawda nie miałem młodszego rodzeństwa i być może brakowało mi delikatności w kładzeniu spać kogoś. Ale zawsze można było ćwiczyć na dziewczynie. Ściągnąłem jego buty. Oparłem się kolanem o materac i pochyliłem się delikatnie nad nim, zdejmując swoją bluzę z jego ramion.
- Jestem dużym chłopcem, sam się rozbiorę - odsłonił się ręką.
- Tak, tak. Oczywiście - odparłem cicho.
- Dlaczego nie palisz się tak do rozbierania mnie na trzeźwo? - zaśmiałem się z tego słodkiego głosiku, nie odpowiadając. Złożyłem swoją bluzę, przewieszając ją przez oparcie stojącego niedaleko krzesła, a jak się odwróciłem to ku mojemu zdziwieniu, Miles był w stanie zdjąć swoją koszulkę. Nic więcej, bo automatycznie opadł z powrotem na łóżko. Zabrałem z łóżka ubranie, ale nie zdążyłem wstać, gdyż chłopak złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Utrzymanie równowagi w nieco pochylonej pozycji jest trudniejsze niż mi się zdawało. Tak, więc opadłem na pościel i zostałem pozbawiony kontroli nad swoją jedną ręką, która teraz była oblężona przez głowę Miles`a.
- Nie uciekniesz mi znowu! Chodź tu cholero jedna - oparł głowę o moje ramię - Stęskniłem się za tobą, znowu matka nie pozwalała ci przyjść? - mruknął cicho pod nosem. Ledwo co go zrozumiałem, ale dałem radę zakodować. Chyba mieszały mu się rzeczywistości, ale spędziłem zbyt dużo czasu z ludźmi odurzonymi wieloma innymi środkami abym miał się nad tym zastanawiać - Masz takie fajne ramię - jęknął - I jak tu dotykam to ci tak fajnie mięsień przeskakuje... Fajna ta ręka - był naprawdę słodki. Spojrzałem na zegarek. Cóż, pójść nie mogę, jakbym jeszcze mógł się podnieść.
- Taaak - przeciągnąłem, nie wiedząc jak dokładnie na to odpowiedzieć. Podkreślmy, że ja też miałem nieco wypite, a mocna głowa nie usprawiedliwiała, że moje myślenie też było ograniczone - To ile wypiłeś?
- Nie wiem, ale... - westchnął - Kurczę, fajną masz tą rękę.
- Dobra. Koniec zachwycania się moją ręką.
- Dlaczego? Jest taka...
- Spać - mruknąłem, o drugą oparłem swoją głowę, gdyż nie miałem szans nawet sięgnięcia poduszki.
- Ale...
- Spać - powtórzyłem i zapadła cisza. Patrzyłem w sufit. O nie, nie było szans abym mógł zasnąć i wbrew wszystkiemu, alkohol dodatkowo powodował brak snu. Powinno być całkiem odwrotnie. Tak jak u wszystkich. Upić się i po prostu zagłębić głowę w poduszkę. Ale ja nie upijałem się od jakiegoś czasu i już wtedy jako jedyny pozostawałem człowiekiem, któremu głowa latała na prawo i lewo, ale nie pójdzie spać, bo po prostu nie może, nie potrafi. Nie sądziłem, że mógłbym zgodzić się na klub z osobą, którą dopiero poznałem. Bo taka prawda. Choć cieszyłem się, że to był akurat Miles. Że odważyłem się tam wejść, a co dopiero dobrze bawić. To było zaskakujące. Teraz czas pomyśleć nad tym, co powiedzieć Amber, jak jej to wytłumaczyć. To oczywiste, że się obrazi i będzie oczekiwała jakże starannych przeprosić. Wykorzysta to. Przymknąłem oczy, ale nie spałem. Nawet nie starałem się zasnąć. Raczej zagłębiłem się w swoich myślach, wyłączając świadomość i całego siebie, obojętnie przyjmując wszystko dookoła.

Przebudziłem się, wnioskując po zegarku, niecałą godzinę później. Spojrzałem na śpiącego chłopaka obok i poruszyłem ręką. Gdy poczułem luz, ostrożnie podniosłem jego głowę do góry i oparłem z powrotem na łóżko, poprawiając jego włosy, które opadły mu przez przypadek na policzek. Poruszyłem ręką, które delikatnie ścierpła i okryłem go kołdrą do połowy, kierując się potem samemu do wyjścia. Wyszedłem na jeszcze ciemniejszy korytarz i cicho zamknąłem drzwi za sobą. Idąc bardziej na czuja w stronę swojego pokoju, czułem jakby świat zakręcił się w koło mnie. Oho... te niewinne dwa kieliszki mieszanki dopiero chyba zaczęły działać. Zacisnąłem powieki, przejeżdżając dłonią po swoim czole, otwierając drzwi. Gdy jednak do mojego nosa dotarł konwaliowy zapach, nieznajomy znikąd, stanąłem murem w przejściu. Cholera, to nie ten pokój. Ktoś wychylił się zza ściany, a ja miałem wrażenie, że zapadnę się pod ziemię.
- Przepraszam - wyszedłem jak oparzony i zamykając drzwi, oparłem się od razu o ścianę. Joshua, idioto. Jak mogłeś wleźć komuś do pokoju? Tym razem upewniłem się, że to ta cholerna dziewięćdziesiątka i wszedłem do środka. Raven... pewnie Amber ją wzięła ze sobą, o ile suczka chciałaby z nią iść. Cóż, chyba nie miała innego wyjścia. Łóżko ciągnęło niezwykle mocno do siebie, ale ja czułem, że potrzebuję prysznica. Koniecznie. Więc gdy po moich plecach spłynęła zimna woda od razu przypomniały mi się chłodne fiordy Norwegii. Jest tu za gorąco. Stanowczo za gorąco. Wytarłem włosy ręcznikiem. Nie ważne, że to był środek nocy. Pewnie i tak obudzę się wcześnie rano. Położyłem się na łóżku, odsuwając od siebie kołdrę. Tak jak mówiłem... gorąco. Poduszka stanowczo wystarczy. Ale coś mi nie wyszło. Przespanie tych czterech godzin okazało się trudnym zadaniem. Więc teoretycznie, nie spałem wcale. Nad ranem miałem przygotowane wszystkie papiery, więc chyba jako jedyny wyszedłem zanieść je. Sekretarka zmierzyła mnie spojrzeniem jakbym co najmniej nie był normalny. Z tego co wiem to były ich dwie. Jedna nieco starsza, ubrana zawsze na szaro i mrożąca krew w żyłach samym spojrzeniem, druga młodsza i całkiem ładna trzydziestolatka. Nawet rozmowa wychodziła, choć była tylko czystym zlepieniem grzecznościowych zdań tak aby nie zapadła cisza. Kobieta uśmiechnęła się, dziękując za papiery. Więc wyszedłem z jej gabinetu, kierując się z powrotem do pokoju. I wtedy zobaczyłem w dali idącą w tym samym kierunku blondynkę. Cholera... śmierć jest bliżej niż sądzimy. Znalazłem się na korytarzu i za cholerę nie wiem co mnie podkusiło, aby wpaść do pokoju Miles`a. Jak się okazało, chłopak już nie spał. Albo raczej ja go niechcący obudziłem. Tak, więc znalazłem się w tym pokoju całkowicie z własnej woli. A raczej z przyczyny Amber. To było właściwie niepoprawne zachowanie według mnie i nieodpowiedzialne, ale jednak mam jeszcze te przypadkowe odruchy.
- Przepraszam za gwałtowne wejście do pokoju. Ja... ja nie chciałem, to wyszło...  - zwróciłem się do chłopaka, robiąc krok w tył i w sumie to myślałem o wyjściu na poważnie. Och Joshua...

Miles?
Jeśli coś przestawiłam to wybacz mi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz