poniedziałek, 17 lipca 2017

Od Hailey cd. Lewisa

Reszta wakacji... Właściwie to nie zastanawiałam się nawet nad tym. Spontaniczny wyjazd do Niemiec, właściwie to szybka ucieczka z Anglii nie zaliczała się do nich. Reszta wakacji, zawsze pośpiesznie, a teraz miałam szansę sobie wszystko dokładnie zaplanować. Dziwne uczucie, gdy być może po raz pierwszy zdarzała się taka okazja.
-Szeroki mam ten wybór? - splotłam palce na jego karku, nieznacznie zbliżając twarz, na której pojawił się uśmiech zadowolenia. Propozycja spędzenia wakacji we dwójkę był kusząca i dopiero teraz realna.
-Ty? Razem mamy wybierać - uśmiechnął się - I mam już...
-Musi być ciepło. Irlandia była piękna, ale zdecydowanie za zimno - przerwałam mu, odgarniając włosy do tyłu. Moje spojrzenie skierowało się na plener za oknem, tym samym odbierając chłopakowi widok moich niebieskich tęczówek.
-Mam już... chwila, mieszkasz w Anglii i twierdzisz, że ci zimno? - zboczył z tematu, a na jego czole pojawiły się delikatne zmarszczki. Moje oczy powędrowały w dół. Pozostawiłam widok zza okna, by przyjrzeć się z powrotem jakże przystojnemu właścicielowi tego błękitnego spojrzenia.
-Nie twierdzę, że mi zimno, ale biorąc pod uwagę fakt, że jest zbyt deszczowo to przyda się taka mała odmiana.
-Morze? - mruknął, zjeżdżając dłońmi po moich udach.
-Może... - moje usta wykrzywiały się w coraz szerszym uśmiechu.
-A ocean?
-A może i ocean. Ogromne to jest, ale piękne. Jeszcze zależy który i konkretnie gdzie...
-Hailly... - westchnął głęboko, czekając aż skończę swój monolog. W przypływie zniecierpliwienia, przyłożył palce do moich ust - Mogę coś powiedzieć? - przygryzłam wargi od środka i pokiwałam głową - Jest takie miejsce, które zasługuje na odwiedziny. Malibu. Plaża, ocean, California...
-To jest bardzo daleko - odpowiedziałam, nie do końca wierząc czy na serio to powiedział. Chociaż, dlaczego właściwie miałam tak myśleć?
-Właśnie - uśmiechnął się szeroko - Pomyśl tylko o tym, o cudownych chwilach, słonecznym piasku...
-Ty, marzyciel... bo mi odlecisz - zachichotałam, przykładając mu dłoń do policzka - To nie pasuje do ciebie.
-Chciałbym tam ciebie zabrać. Myślałem już o tym wcześniej, ale... jakoś nie było okazji, rozumiesz... - odpowiedział ciszej.
-Naprawdę sądzisz - moja mina spoważniała - Że zaproponowałbyś mi takie coś, a ja bym miała się zgodzić? - zmarszczyłam brwi. Zauważyłam to zwątpienie. Wyglądał... słodko - Boże drogi, przecież ja powinnam zacząć skakać z radości, ale że nie przystoi...
-Jeszcze przed chwilą prawiłaś mi, że znamy się na tyle, byś mogła odwalać różne rzeczy - prychnął.
-Lewis... - przewróciłam oczami - Chodzi o to, że jakbym miała się nie zgodzić - pocałowałam go.
-To znaczy tak? - mruknął, gdy rozkoszowałam się jego ciepłym oddechem na swoich ustach, oblizując je.
-Jak najbardziej - delikatnie oparłam nadgarstki na jego barkach i oplotłam palcami szyję, ponownie zbliżając swoje usta do jego.
-Widzę, że wieczór przeżywany w pełni - do kuchni weszła Sophie z szerokim aczkolwiek dyskretnym uśmiechem. Spojrzeliśmy w jej kierunku, potem na siebie. Nigdy się nie rumienię, ale teraz, gdy jego kuzynka wlepiła w nas swoje ciemne oczy, poczułam falę gorąca nie tylko na policzkach.
-Kolacja - Lewis wzruszył ramionami - Właściwie to jeszcze nie skończona - posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Prychnęłam, uśmiechając się jeszcze szerzej. Gdyby nie niespodziewany powrót Sophie to by zapewne nie skończył. Zeszłam z jego nóg.
-Pozwólcie, że posprzątam i pójdę się umyć- wzięłam ostatni łyk wina, odstawiając swój talerz na blat obok zlewu. Spotkałam się z ciepłym spojrzeniem Sophie, gdy nachyliłam twarz nad Lewisem - Będę czekać w pokoju - szepnęłam mu na ucho i pocałowałam w policzek, kierując się od razu na górę.
Ciepły prysznic wydawał się dość przyjemną czynnością. Jednak gdy weszłam do łazienki i zauważyłam jego brak oraz rzucającą się w oczy dużą jak na takie mieszkanie wannę bez zbędnego przekonywania stwierdziłam, że taka kąpiel chyba jest bardziej zadowalająca. Odrzuciłam ręcznik na bok, napuszczając parującą wodę. Usiadłam na oparciu wanny i zdjęłam z siebie ubrania. Gdy zanurzyłam ciało w ciepłej wodzie, pośród białej, pachnącej piany, oparłam głowę o białą, zimną ceramikę i zamknęłam oczy. Przyjemne ciepło rozeszło się po mojej skórze, powodując kąpiel jeszcze przyjemniejszą. Nie liczyłam ile czasu tam spędziłam, nawet nie obchodziły mnie dźwięki dochodzące spoza łazienki, dlatego też nie zwróciłam uwagi na ciche zamykanie drzwi w pomieszczeniu. Woda była tak przyjemnym odpoczynkiem, że nie spodziewałam się dotyku chłodnych palców na podbródku i delikatnego uniesienia głowy do góry. Jednak wydanie jakiegokolwiek dźwięku z siebie uniemożliwiły mi rozgrzane usta na moich wargach. Odwzajemniłam pocałunek, podtrzymując się ręką, założoną na karku Lewisa.
-Nie za przyjemnie? - mruknął, odsuwając na chwilę twarz i otworzył oczy. Uśmiechnęłam się zadowolona, kręcąc głową.
-A czy przypadkiem nie miałeś czekać w sypialni? - zjechałam mokrą dłonią po jego szyi, zatrzymując ją dopiero na klatce piersiowej.
-Z tego co mi wiadomo to ty miałaś czekać na mnie - uniósł brwi, a jego spojrzenie zjechało w dół - Za dużo tu piany - skrzywił się.
-Nie podoba się?
-Przyszedłem sprawdzić czy przypadkiem nie wpadłaś na pomysł nocowania w oddzielnym pokoju, ale i tam cię nie było, więc pozostała jedynie łazienka - wzruszył ramionami - I tak, zdecydowanie za dużo tu piany.
-Ja też bym coś zmieniła - pokiwałam głową, chwytając za jego koszulkę i pociągnęłam w dół. To, że się utrzymał, nie było niczym zaskakującym. Jakbym jeszcze miała taką siłę w rękach. A próbować należy do pierwszej przegranej - No chodź tu do mnie - jęknęłam, przyciągając się do niego. Parsknął cicho, obejmując mnie wokół talii i zaprzeczył głową. Niech mi nie próbuje wmawiać, że nie chce. Zmarszczyłam brwi, zjeżdżając dłonią po jego plecach i połaskotałam go w bok. Skrzywił się, a ja wykorzystując okazję, zaciągnęłam do wanny. Opadł plecami na mnie. Objęłam go nogami wokół pasa.
-Tak w ubraniach?
-Rozbierzemy cię - wyszeptałam mu na ucho, unosząc mokry t-shirt do góry, a gdy już zdjęłam jego koszulkę, odrzuciłam ją na bok. Później się wysuszy. Zjechałam niżej dłonią na pasek od jego spodni, który odpięłam.
-Nie pomóc? - mruknął, głaszcząc moje uda.
-Jestem samodzielna - odparłam - Ale jakbyś mógł... - odpięłam jego spodnie, a gdy delikatnie podniósł się, zdjęłam razem z bokserkami - Dziękuję - wyszeptałam, przygryzając wargę. Oparł się plecami o mnie, kładąc głowę na lewym obojczyku. Wplątałam palce w jego czarne włosy.
-Sophie nie będzie zła, że oblegamy jej łazienkę? - poczułam jak jego ramiona delikatnie unoszą się do góry i z powrotem opadają.
-Najwyżej razem z Mią wstaną trochę wcześniej... Nie myślałem, że kąpiel może być tak przyjemna - jego zmiana tematu mnie rozbawiła. Pocałowałam go w skroń.
-Ja też - przyznałam, wędrując palcami po jego brzuchu.
Po dosyć długiej kąpieli, wnioskując po obecnej, bardzo później godzinie, bezszelestnie udaliśmy się do pokoju, nie chcąc budzić dziewczyn. O ile spały. Zamknęłam za sobą drzwi i przewiesiłam wilgotny ręcznik o oparcie krzesła. Moje ciało opadło na pościel łóżka, a ja sama wtuliłam głowę w poduszkę, oglądając chłopaka, który akurat zamykał szafę i zwrócił na mnie swoje spojrzenie. Uniosłam kąciki ust, pokazując dłonią miejsce obok mnie. Położył się obok, czekając aż moja głowa opadnie w okolicach jego szyi.
-Zaśniesz? - objęłam go ręką. Pocałował czubek mojej głowy i zamknął oczy, kiwając głową. Uniosłam swoją - Ja się poważnie pytam - krążyłam spojrzeniem po jego twarzy.
-Zasnę i będę spał - pomiędzy nami zapadła chwila ciszy. Poruszyłam ustami i pocałowałam go.
-To dobrze - ponownie wtuliłam głowę w jego szyję, wsłuchując się w równomierny oddech.

~*~
Nie było zaskakującym faktem, że gdy się obudziłam, chłopaka przy mnie nie było. Więc albo nie potrafił dospać albo wcale nie spał. Choć twierdził, że potrzebuje snu to wiedziałam, że nie do końca powinnam mu wierzyć co do tego. Ubrałam się i ogarnąwszy się, zeszłam na dół do kuchni po jakieś szybkie śniadanie i kawę.
-Dzień dobry. O której wstałeś? - spytałam, zobaczywszy jego czarną czuprynę w kącie kuchni. Nalałam sobie do wziętego z szafki kubka kawy i odwróciłam się w jego kierunku.
-Wcześniej niż ty - mruknął, podnosząc na mnie oczy. Zmierzyłam go spojrzeniem.
-I wcześniej niż reszta?
-Taa... załatwiłem parę spraw i szczerze mówiąc, możemy wyjeżdżać - podniósł się z krzesła i podszedł do mnie. Spojrzałam na zegarek. Dziesięć po ósmej.
-Czyli dokładnie o której wstałeś?
-Szósta... za pięć - spuścił głowę, nie wiedząc żadnego problemu.
-Mówiłeś, że musisz odespać - oderwałam od niego spojrzenie.
-Hailly, dla mnie sen bez zbędnego budzenia jest snem. Nawet jeśli miałby trwać tylko pięć godzin - oparł ostrożnie dłonie na moich biodrach. Mruknęłam ciche mhm, w środku przekonana, że mówi prawdę.
-Spałeś tylko pięć godzin? Wydawało się, że zasnąłeś od razu.
-Sztuka opanować to.
-Nie ważne - pokręciłam głową.
-Pożegnałem się z Sophie i z Mią, bo raczej nie zdążą tego zrobić, prosiły aby ciebie też pożegnać - odgarnęłam z jego czoła opadający kosmyk włosów.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?
-A ty miałabyś serce to robić mnie? - spojrzał mi w oczy.
-Nie, ale to inna sprawa. Nie lubię jak się mi wykręcasz - dopiłam kawę i odstawiłam kubek na bok.
-Wpadniemy na chwilę do akademii po jakieś ubrania i ruszamy dalej.
-Załatwiłeś dosłownie wszystko? - rozejrzałam się dookoła, krzyżując ręce na piersi.
-Tak, mają jakieś problemy z lotami Berlin-Londyn, ale samolot będzie.
-Mój logistyk - pocałowałam go i ruszyłam z powrotem na górę.
Niemiec miałam już nie zobaczyć, a przynajmniej przez dłuższy czas. Przez to wszystko, źle mi się kojarzą. I choć Berlin był pięknym miastem, jego połowa centrum, które zdążyłam zobaczyć na prawdę było godne obejrzenia to wcale nie zamierzałam tu wracać prędko. Chyba, że za czyjąś namową. Dojechaliśmy tramwajem na lotnisko, gdzie od rana było pełno ludzi. Jak to w wakacje. Rzeczywiście, z samolotem był mały problem. Nie wiadomo kiedy przyleci, ale zapewniali, że będzie. Usiedliśmy na ławce.
-Będziemy tu siedzieć i czekać? - usiadłam za nim.
-Jeśli loty się nie zmienią - jego wzrok był wbity w zmieniające się tablice.
-I zostaniemy tu na zawsze - jęknęłam, wtulając głowę w jego plecy.
-Spaliśmy już kiedyś na dworcu...
-Nie ja - zaprzeczyłam, kręcąc delikatnie głową - A to lotnisko, a nie dworzec.
-Ano tak. Księżniczki na ziemi nie sypiają - spojrzałam na jego twarz znad ramienia i uszczypnęłam w bok. Wyprostował się, zakładając do tyłu ręce i złapał mnie za plecy.
-To była ławka po pierwsze, a po drugie jakbym uważała siebie za księżniczkę to bym nie spała na tym dworcu w zimę - mruknęłam cicho, sprawiając, że Lewis odchylił głowę delikatnie do tyłu, próbując uchwycić mnie spojrzeniem - I to wszystko dlatego, że jakaś dwójka kupiła bilety na pociąg, który przejeżdżał dopiero nad ranem.
-Jaka dwójka... ja nawet na oczy nie widziałem tych biletów - zmrużył oczy. Podniosłam głowę, opierając podbródek na jego ramieniu.
-Jasne. Oczywiście - posłałam mu złośliwy uśmiech.
-Czy ty właśnie rozpoczynasz kłótnię?
-Przecież się nie kłócę - wzruszyłam ramionami, przybliżając jego twarz do swoich ust.
-Pani to się coraz bardziej naraża - jego brwi opadły, jednak uchwycił moją dolną wargę między swoje.
-A pan to niby nie? - mruknęłam.
-Ktoś w końcu będzie musiał ustąpić - gdy w końcu udało mu się mnie uchwycić, usiadłam na jego kolanach. Założyłam nogę na nogę czyli niekoniecznie wygodnej dla niego pozycji i zaczęłam bawić się jego palcami, potrafiącymi zadać tyle przyjemności samym dotykiem. Mimowolnie, moje kąciki ust uniosły się. Musnął ustami moje ramię. Lewis i romantyczność... to niestandardowa mieszanka, ukazująca się tylko i wyłącznie mnie. Kiedyś nie do pomyślenia. Jego zarzekania co do swojej osobowości były kłamstwem dla mnie. Znajomość jego osoby przedstawiała się w pozytywach i negatywach. Każde z nas znało się bardzo dobrze, przez co wiadomo co drugiemu leżało na sercu. Ja naturalnie miałam trudniej z odgadnięciem tej chodzącej tajemnicy, która z przyzwyczajenia chowała wszystko w sobie i rzadko kiedy były momenty wylewania, gdy już w tej nieprzeźroczystej szklance nie zmieściła się ani jedna kropla. Skromnie twierdzę, że on z odkryciem mnie problemu nie miał. Czasem czułam się zbyt dla niego otwarta i to mnie wkurzało.
Uniosłam jego twarz tak aby spojrzał mi w oczy.
-Kocham cię, wiesz? - głębia tego błękitu przeniosła się od razu na moje usta, tak jakby próbując uniknąć uciążliwego kontaktu wzrokowego.
-Wiem, nie rozumiem tylko jak można - moje palce błądziły po jego chłodnej skórze dłoni. Wzruszyłam ramionami, nie zastanawiając się nad konkretną odpowiedzią. Po prostu to wiedziałam.
-Twierdzisz, że to nieracjonalne? - spuściłam spojrzenie.
-Trochę... to dziwne, ale... tak jak mówiłem, gdy cię dotykam, całuje... to ja wiem, że to uczucie jest, ale normalnie, na co dzień...
-Spójrz mi w oczy i określ czy kłamię. Czy byłabym zdolna cię kłamać i patrzeć ci w oczy? Nie oczekuję abyś codziennie przypominał mi co do mnie czujesz. Chcę ci pomóc i pokazać, że nie jesteś kimś za kogo się uważasz. Za kogo nikt cię nie uważa z osób, które są wokół ciebie - uchwyciłam jego spojrzenie, a przynajmniej tak mi się zdawało.
-Nasz samolot jest - odparł beznamiętnie.
-Samolot nie zając, a ty mi uciekasz - odparłam stanowczo.
-Chcesz się założyć? - westchnęłam, wstając na nogi. Spojrzałam na ogromną, latającą maszynę za szkłem lotniska. Wiedziałam, że wygrałabym ten zakład bez problemu.

Lewis?


Dla administracji: 2129 słów, proszę mnie docenić w PD, hyhy ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz