środa, 3 maja 2017

Od Zaina cd. Brooke

Ciepłe promienie majowego słońca padły na moją czarną czuprynę, delikatnie ją przygrzewając. Odwróciłem głowę, krzywiąc charakterystycznie nos. Nie miałem najmniejszej ochoty wstawać. Jednak kompletnie wybudziło mnie dosyć mocne uderzenie w twarz. Uniosłem głowę, patrząc na rękę Michaela. No nie, ten idiota znalazł sobie towarzysza do łóżka i w dodatku śmie mnie budzić w taki sposób. Zepchnąłem go z łóżka, sam na nim siadając i przecierając zaspaną twarz.
-Która godzina? - Mike zdołał z siebie coś wydukać i przekręcił się na plecy, leżąc na podłodze.
-Nie mam bladego pojęcia, ale wnioskując po tym co jest za oknem, raczej późno - skryłem głowę z powrotem w poduszkę.
-Boże, jak mi nie dobrze... - usłyszałem z dołu. Ciężko podniosłem się z łóżka. W wyniku chyba zbyt szybkiego wstania, zakręciło mi się w głowie, a światło rozlewające się po pokoju spowodowało tylko silniejszy ból głowy. Odwróciłem się, dając znać szatynowi żeby ruszył tyłek. Ruszyłem do łazienki, przemywając twarz i napotykając Nicolasa, który wydawałoby się, że był jednym z najspokojniej pijących tuż po Lewisie, ale wyglądał nie najlepiej. Evangelina otworzyła drzwi od pokoju, wychylając tylko głowę, jednak zaraz po tym wróciła, widocznie nie mając ochoty wdawać się z nami puki co w jakąkolwiek rozmowę. Wkrótce Mike pozbierał się z podłogi i zeszliśmy na dół. Lewis wraz z Brooke siedzieli przy stole. Dosiedliśmy się obok, oczywiście Mike nawet teraz nie mógł odpuścić sobie podrywów. Posłałem mu piorunujące spojrzenie, ale bez efektownie. Jestem zbyt zdechły na ten dzień. Nawet nie miałem ochoty się z nim kłócić w sprawie zakładu, choć doskonale wiedziałem, że będzie mi próbował wmówić rzeczy niemożliwe, wykorzystując fakt, że nic nie pamiętam z tamtego wieczoru. Kompletnie nic. Czarna dziura.
-Lewis! - jęknąłem, słysząc jak chłopak otwiera lodówkę.
-Czego chcesz? - totalnie mnie zignorował, co spowodowało u mnie tylko szerszy uśmiech, który go tak bardzo denerwował. Kiedyś już mi groził, że jak będę się tak do niego szczerzył za każdym razem gdy czegoś chce to mnie wyśle w paczce na jakąś wyspę gdzie jest pełno dzikich zwierząt, włączając w to jadowite pająki. Pająki... o matko, lepiej nie mógł wymyślić.
-Podaj mi wodę, a najlepiej coś przeciwbólowego - odchyliłem głowę do tyłu, patrząc na przyjaciela.
-A może jeszcze jakieś witaminki i do sklepu skoczyć, księciuniu? - zrobił teatralnie zadowoloną minę. Udałem zastanowienie.
-Jak możesz... - oberwałem w ramię butelką, wyszczerzając się szeroko. Lewis usiadł obok i pokręcił głową z dezaprobatą.
-Pamiętasz w ogóle coś z tego wieczoru? - po chwili przerwał ciszę, patrząc na Brooke i Mike`a. Nicolas wydawał się kompletnie wyłączony z rozmowy, trzymając się za skronie i zamknął oczy jakby miało mu to pomóc.
Pokręciłem głową, szukając w umyśle ostatniego momentu, który jeszcze w miarę zdążyłem zapamiętać.
-Tylko szpetną mordę Mike`a. Nic więcej - zatrzymałem spojrzenie na szatynie i spuściłem je na blat stołu, bawiąc się leżącą na nim szklanką.
-To ja ci opowiem później co wyprawiałeś... - czarnowłosy stęknął jakby ta noc kosztowała go nie lada wysiłku. Nawet nie chciałem pytać, bo jeszcze bym oberwał. Zresztą, patrząc na Brooke i tak nie zostanie mi odpuszczone.

Po jakimś czasie, gdy wszyscy zdążyli wydobrzeć, prócz Nicolasa, któremu chyba najgorzej wyszła ta impreza, wraz z Brooke wróciliśmy do domu jej babci, która bacznie się nam przyglądała, lecz nic nie mówiła. I dobrze. Nie potrafiłbym odpowiedzieć na jakiekolwiek pytania.
Głowa sama mi leciała w samochodzie z chęci snu, ale za każdym razem gdy przymykałem oczy coś mnie rozpraszało. Odwróciłem głowę, patrząc na zadowoloną Everinę. Sam uśmiechnąłem się szeroko gdy pies wywalił jęzor na zewnątrz i poprawił się do wygodnej pozycji.
-Powodzenia w kąpieli - rzuciłem, patrząc na Brooke.
-Będziesz ją mył razem ze mną... - uniosła kąciki ust w złośliwym uśmiechu. Milczałem, uważnie jej się przyglądając. Nie ma mowy.
-Ja mam kota, który wiecznie jest czysty. A właśnie... ciekawe jak Niall uporał się z opieką nad Shariką - głośno się zastanowiłem. Chyba blondyn nie był najlepszą partią co do opieki nad czymkolwiek, ale puki co jedyną. Wszyscy nagle postanowili wyjechać na tą majówkę.
-Jesteś mi to winien za tą imprezę - całkiem silny argument, aczkolwiek tym razem zamierzam walczyć. Zanim jednak zdążyłem cokolwiek powiedzieć, dziewczyna skrzywiła się, charakterystycznie wykrzywiając twarz w charakterystyczny sposób. Zrezygnowałem z walki o kąpiel Everiny. Mówi się trudno.
-Może jednak nie powinnaś prowadzić? - zmierzyłem ją spojrzeniem.
Brooke na chwilę spuściła wzrok z drogi i popatrzyła na mnie. Wiedziałem co za chwilę powie.
-Ty nie wydajesz się w obecnej chwili najlepszą partią na kierowcę - skomentowała. I znowuż będę musiał się z nią kłócić.
-Nawet nie dajesz rady naciskać porządnie gazu. O hamulcu nie wspomnę...
-Zain, ja cię proszę. Nie zaczynaj - pokręciła głową.
-Powiedz, że w duchu przyznajesz mi rację - i to był moment, w którym poczułem, że jakby w pobliżu znajdowało się cokolwiek co by było w stanie mnie ogłuszyć to dziewczyna pewnie by się nie zawahała. Dobra, ten jedyny raz. Ehh... - Proszę cię, Brooke. Przecież wiem, że cię boli kostka.
-Między innymi z twojej winy, wnioskując z opowieści Lewisa - dopowiedziała, głośno wzdychając.
-Właśnie - przyznałem, choć sam tego nie pamiętam. Wzruszyłem ramionami.

Brooke?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz