wtorek, 30 maja 2017

Od Louisa CD Daniela

Wodziłem wzrokiem za wychodzącym chłopakiem. Jednak po chwili zniknął on z mego pola widzenia. Dopiero gdy już go nie było, moi przyjaciela podeszli bliżej mnie.
- Co to za dziwny koleś? I o co chodziło z tymi schodami? - zaczęła Quinlan prosto z mostu.
- Daniel to nowy uczeń. Pomogłem mu gdy przyjechał. A jeżeli chodzi o schody - zaśmiałem się nerwowo i potarłem ręką kark. - Bo wiesz... Nie chciałem mu mówić prawdy o tym dlaczego tu jestem... No i... Powiedziałem mu, że spadłem ze schodów...
- Naprawdę? Dlaczego schody? - zaśmiała się.
- To było pierwsze co mi wpadło do głowy - wymamrotałem.
- Dobra, zostawmy w spokoju twego dziwnego znajomego. Jak się czujesz? - tym razem do Zoey zabrała głos.
- Już trochę lepiej. Ale nadal boli mnie nos i brzuch. W sumie to tam głównie dostałem więc się nie dziwię. Zawołalibyście pielęgniarkę? Chciałbym wiedzieć jak wygląda mój stan? - zapytałem i westchnąłem.
Erik tylko kiwnął głową i poszedł znaleźć kobietę. Nie minęło wiele zanim razem wrócili.
- Mógłbym wiedzieć jak wygląda mój stan? - od razu zadałem pytanie.
- Poszczęściło ci się. Z mojej oceny jesteś tylko mocno poobijany. Chociaż dla pewności poszłabym zrobić RTG nosa. Nie jestem w stanie od tak określić czy jest złamany czy nie - powiedziała kobieta patrząc na mnie uważnie. Pokiwałem głową na znak, że rozumiałem. Wtem pielęgniarka dodała. - Jest jeszcze jedna kwestia... Pobicie. Jak na moje powinieneś to gdzieś...
- Nie! - krzyknąłem, nie dając jej dokończyć.
- Ale jesteś pewny? - dopytywała się.
- Tak. To jest moja decyzja i jej nie zmienię - wolałem nie mieć już więcej do czynienia z tamtą grupą, a co dopiero samemu zaczynać z nimi.
- No dobrze, skoro tak uważasz - westchnęła i wyciągnęła w moją stronę paczkę jakiś leków oraz maść.
- Co to? - zapytałem niepewnie, biorąc owe leki.
- Tabletki przeciwbólowe i maść na twoje siniaki - odpowiedziała od razu.
- Dobrze, to... mogę już stąd wyjść? - w mym głosie słychać było nadzieję.
- Wypuszczę cię stąd, ale masz odpoczywać. A wy tego dopilnujcie - powiedziała do mych przyjaciół, którzy pokiwali od razu głowami na znak, że rozumieją.
Już po dziesięciu minutach wyszliśmy z gabinetu. Oczywiście nie mogłem iść sam. Moje tymczasowe "niańki" stwierdziły, że nie mogę się przemęczać. Dlatego też właśnie kroczę z Quinn i Zoey obok, które postanowiły mnie podtrzymywać. Jakbym sam nie mógł chodzić... No cóż... Z nimi się lepiej nie kłócić i tak wygrają. Po okropnie dłużących mi się kolejnych piętnastu minutach znaleźliśmy się w końcu w mym pokoju. Weszliśmy do środka, a w moje oczy od razu rzuciła się Clary. Leżała na dywaniku obok łóżka i jedynie patrzyła na mnie uderzając ogonem w podłogę. Od razu podszedłem do niej i delikatnie ją przytuliłem. Suczka momentalnie zaczęła lizać mnie po twarzy. Zaśmiałem się na to.
- Byłaś z nią może u weterynarza? - zapytałem, patrząc przez ramię na Quinn.
- Oczywiście. Tak jak u ciebie jest ona tylko poobijana. Dostała kroplówkę i lekarka powiedziała, że przez kilka dni może być taka... przymulona? Chyba to właściwe słowo. Jednak nie martw się. Wyjdzie z tego. Silna z niej psina - powiedziała dziewczyna lekko się uśmiechając.
Nie odpowiedziałem nic. Jedynie pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Z powrotem swą uwagę skupiłem na mej małej przyjaciółce.
- To ja może pójdę wyprowadzić szczeniaki - usłyszałem głos Quinn, a jak się odwróciłem to już jej nie było.
- Lou, my też niestety musimy iść. Zaraz zaczyna się nasz trening - powiedziała Zoey, otwierając okno, a ja pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. - Odpoczywaj, za niedługo Quinlan powinna wrócić. Ona zdecydowała, że woli się tobą zająć i nie idzie na trening.
Pokręciłem jedynie niedowierzająco głową, przewróciłem oczami i westchnąłem. No i będę miał prywatną opiekunkę. Po chwili i wielu uściskach Zoey z Erikiem wyszli z mojego pokoju. Położyłem się na łóżku, a Clary zostawiłem w spokoju. Jej też należał się odpoczynek. Westchnąłem, patrząc się w sufit. Nie lubiłem nic nie robić. Wtem usłyszałem jakieś krzyki i wesołe szczekanie. Od razu zaciekawiło mnie to więc wstałem i podszedłem do okna, następnie się przez nie wychylając. Widziałem fioletową czuprynę biegnącą przed siebie. Quinlan. Najwyraźniej biegła goniąc coś. Przeniosłem wzrok bardziej "do przodu". Biegł tam szczeniak. Po chwili zauważyłem, że była uciekająca Princess. Czyli to dlatego Quinn biegła. A trzeba wspomnieć, że łatwo nie miało, bo akurat się rozpadało. Wodziłem wzrokiem za szczeniakiem. Nieprzerwanie biegła przed siebie. Wesoło szczekała, najwyraźniej zadowolona z siebie. Po chwili jednak zatrzymała się. Wyrwała komuś telefon z ręki i pobiegła dalej. Błagam.... Quinn... Złap ją, nie potrzebuję więcej kłopotów... Szybko spojrzałem na osobę, której Princess zabrała urządzenie. Daniel...
<Daniel?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz