- Co to za dziwny koleś? I o co chodziło z tymi schodami? - zaczęła Quinlan prosto z mostu.
- Daniel to nowy uczeń. Pomogłem mu gdy przyjechał. A jeżeli chodzi o schody - zaśmiałem się nerwowo i potarłem ręką kark. - Bo wiesz... Nie chciałem mu mówić prawdy o tym dlaczego tu jestem... No i... Powiedziałem mu, że spadłem ze schodów...
- Naprawdę? Dlaczego schody? - zaśmiała się.
- To było pierwsze co mi wpadło do głowy - wymamrotałem.
- Dobra, zostawmy w spokoju twego dziwnego znajomego. Jak się czujesz? - tym razem do Zoey zabrała głos.
- Już trochę lepiej. Ale nadal boli mnie nos i brzuch. W sumie to tam głównie dostałem więc się nie dziwię. Zawołalibyście pielęgniarkę? Chciałbym wiedzieć jak wygląda mój stan? - zapytałem i westchnąłem.
Erik tylko kiwnął głową i poszedł znaleźć kobietę. Nie minęło wiele zanim razem wrócili.
- Mógłbym wiedzieć jak wygląda mój stan? - od razu zadałem pytanie.
- Poszczęściło ci się. Z mojej oceny jesteś tylko mocno poobijany. Chociaż dla pewności poszłabym zrobić RTG nosa. Nie jestem w stanie od tak określić czy jest złamany czy nie - powiedziała kobieta patrząc na mnie uważnie. Pokiwałem głową na znak, że rozumiałem. Wtem pielęgniarka dodała. - Jest jeszcze jedna kwestia... Pobicie. Jak na moje powinieneś to gdzieś...
- Nie! - krzyknąłem, nie dając jej dokończyć.
- Ale jesteś pewny? - dopytywała się.
- Tak. To jest moja decyzja i jej nie zmienię - wolałem nie mieć już więcej do czynienia z tamtą grupą, a co dopiero samemu zaczynać z nimi.
- No dobrze, skoro tak uważasz - westchnęła i wyciągnęła w moją stronę paczkę jakiś leków oraz maść.
- Co to? - zapytałem niepewnie, biorąc owe leki.
- Tabletki przeciwbólowe i maść na twoje siniaki - odpowiedziała od razu.
- Dobrze, to... mogę już stąd wyjść? - w mym głosie słychać było nadzieję.
- Wypuszczę cię stąd, ale masz odpoczywać. A wy tego dopilnujcie - powiedziała do mych przyjaciół, którzy pokiwali od razu głowami na znak, że rozumieją.
Już po dziesięciu minutach wyszliśmy z gabinetu. Oczywiście nie mogłem iść sam. Moje tymczasowe "niańki" stwierdziły, że nie mogę się przemęczać. Dlatego też właśnie kroczę z Quinn i Zoey obok, które postanowiły mnie podtrzymywać. Jakbym sam nie mógł chodzić... No cóż... Z nimi się lepiej nie kłócić i tak wygrają. Po okropnie dłużących mi się kolejnych piętnastu minutach znaleźliśmy się w końcu w mym pokoju. Weszliśmy do środka, a w moje oczy od razu rzuciła się Clary. Leżała na dywaniku obok łóżka i jedynie patrzyła na mnie uderzając ogonem w podłogę. Od razu podszedłem do niej i delikatnie ją przytuliłem. Suczka momentalnie zaczęła lizać mnie po twarzy. Zaśmiałem się na to.
- Byłaś z nią może u weterynarza? - zapytałem, patrząc przez ramię na Quinn.
- Oczywiście. Tak jak u ciebie jest ona tylko poobijana. Dostała kroplówkę i lekarka powiedziała, że przez kilka dni może być taka... przymulona? Chyba to właściwe słowo. Jednak nie martw się. Wyjdzie z tego. Silna z niej psina - powiedziała dziewczyna lekko się uśmiechając.
Nie odpowiedziałem nic. Jedynie pokiwałem głową na znak, że rozumiem. Z powrotem swą uwagę skupiłem na mej małej przyjaciółce.
- To ja może pójdę wyprowadzić szczeniaki - usłyszałem głos Quinn, a jak się odwróciłem to już jej nie było.
- Lou, my też niestety musimy iść. Zaraz zaczyna się nasz trening - powiedziała Zoey, otwierając okno, a ja pokiwałem głową na znak, że zrozumiałem. - Odpoczywaj, za niedługo Quinlan powinna wrócić. Ona zdecydowała, że woli się tobą zająć i nie idzie na trening.

<Daniel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz