środa, 31 maja 2017

Od Olivii C.D. Lewisa

CIĄG DALSZY OPOWIADANKA SPRZED CHYBA MIESIĄCA

Zdziwiłam się, że Lewis zrobił taką scenę przy pani Ruby i całej jej grupie jeździeckiej, ale nie komentowałam, to nie jest moje życie, ma prawo robić to, co uważa za słuszne. Nieobecność nie miała dla mnie specjalnego znaczenia, tak czy siak z łatwością nadrobię materiał, a jazdy nie robiły mi różnicy. Zastanowiłam się nad Fifim i od razu zdecydowałam, że wezmę go dziś w teren, była piękna pogoda.

- Adoptować? - spytałam.
- Tak. Myślę o tym, odkąd stałem się pełnoletni i w sumie już moja sytuacja się trochę wyjaśnia. Jest szansa... i nawet jeśli będę mógł go wyrwać stamtąd tylko na rok przed jego pełnoletnością, bo to nie będzie prosta rozprawa, która może ciągnąć się latami, to warto. Dobrze wiem, co mówię - odparł wzruszając ramionami. Skinęłam głową.
- Pewnie nie będzie łatwo - stwierdziłam i popchnęłam drzwi do akademika. Weszłam do środka i spojrzałam na moje nieco ubłocone obcasy.
- No, ale mam inny wybór? - westchnął głośno.
- Jeśli tylko będę mogła, to postaram ci się pomóc - uniosłam głowę, by na niego spojrzeć i odgarnęłam włosy z twarzy, na co tylko Lewis uśmiechnął się blado. Rozeszliśmy się do naszych pokojów, ściągnęłam buty i zrzuciłam z siebie wczorajsze ubrania. Podłączyłam telefon do ładowarki i sprawdziłam Messengera, a potem na chwilę zdrzemnęłam.
Obudziłam się wczesnym popołudniem, napiłam się trochę wody, pomalowałam i przebrałam na drugi trening.
Nie byłam wielką fanką westernu, ale i tak nie miałam wielkiego problemu z zajęciami, nie bralismy nic nowego, tylko powtarzaliśmy poprzedni trening.
Po lekcjach od razu zebrałam Phillipe'a w teren, jechaliśmy przez dłuższą chwilę leniwym stępem, aż nagle rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia. Odebrałam telefon od Henricha Bürge, mojego byłego trenera.
- Guten Tag, Frau Babii - zwrócił się do mnie ze swoim ciężkim akcentem, a potem zaraz przerzucił się na angielski. Usłyszałam, że bardzo brakuje mu kogoś do kadry na zawody w Liverpoolu i że bardzo mu zależy, bym to była ja. W sumie zdziwilam się, nie sądziłam, że będzie wyrywał mnie z "urlopu", ale chętnie przystalam na jego prośbę.
Stewartowie nie robili mi żadnych wyrzutów z tego tytulu, z reszta, niedlugo wybieram sie na zawody w Campbell wiec nieco wiecej intensywnego treningu mi sie przyda.
Przez weekend mialam czas by sie spakowac, nie moglam sie doczekac, az zobacze wszystkich z OMRu, bardzo za nimi tesknilam, i za poziomem klubu tez. Tutaj autentycznie czulam sie jak na wakacjach.

* * *

- Jestes najcudowniejszy na swiecie - uśmiechnęłam sie do Paula, gdy dojechalismy do Liverpoolu. Musiałam poczekać na trenera i przyczepke z Phillipem przy jakiejś dość ładnej stajni na wielkim zapizdziu.
- To prawda, nie ma wiekszego ideału ode mnie - stwierdzil uchylajac okno samochodu. Przygladalam sie jak wyciąga paczke papierosow i odpala jednego, podglosnil muzyke i co jakis czas strzepywal popiol za okno.
- Uwazasz sie za bardziej meskiego, gdy to robisz? - spytalam.
- To dodaje mi seksapilu - uniosl brwi i chuchnal na mnie smierdzacym dymem. Skrzywilam sie i westchnelam.
- Trujesz mnie w tym momencie bardziej niz siebie - stwierdzilam i wysiadlam z auta.
- Zawodowym plywakom zalecony jest jeden papieros na tydzien dla rozszerzenia pluc - usmiechnal sie, wyrzucil niedopalek na ziemie i przydeptal go butem.
- Ale ty nie jesteś zawodowym plywakiem, i palisz pol paczki dziennie - zaznaczylam.
- Rzuce, obiecuje - odparl ze smiechem.
- Szczerze mowiac to nie wierze ze przywiozles mnie tutaj zupelnie bezinteresownie.
- Coz... Mozna powiedziec ze mam po drodze.
- Masz randke w Liverpoolu?
- Poniekad - uniosl brwi i spojrzal w niebo.
- Kiedy przestaniesz byc taki puszczalski? - zasmialam sie, a wtedy zobaczylam nadjezdzajacy autokar kadry OMRu.
- Bede juz lecial, kochana - mruknal Paul i przytulil mnie.
Poszlam przywitac sie ze znajomymi, po sporej ilości uścisków, całusów i ogolnej wrzawie rozeszliśmy sie w celu zakwaterowania, zawody mialy trwac kolo 10 dni.
Pierwszy wieczor spedzamy na dobrej zabawie, ale juz kolejnego dnia zabieramy sie ostro do pracy, w przerwach od treningu spamuje ludziom z Morgan tryliardem zdjec, snapow i filmikow.
Minelo moze pol tygodnia, a rywalizacja rozkrecila sie juz na dobre. Strzepnelam niewidzialny pylek z moich snieznobialych bryczesow i pogladzilam Phillipe'a po szyi. Wczoraj podczas grupowych zawodow OMR zajal drugie miejsce, dzis sa konkursy indywidualne ze skokow. Rano w klasyfikacjach bylam trzecia, ale mam chrapke na pierwsze miejsce. Granatowe flo idealnie komponowaloby sie z kolorystyka zestawow OMRu.
Mam jeszcze sporo czasu do przejazdu, jestem przedprzedostatnia, a zawody dopiero sie zaczely. Przeczesuje jeszcze raz grzebieniem dosc krotka grzywe konia, a potem wyjmuje telefon. Pochwalilam sie Lewisowi i Marie kwalifikacjami, dziewczyna odeslala mi glupie zdjecie na ktorym wyciaga kciuk do gory i robi drugi podbrodek, natomiast chlopak tylko wyswietlil wiadomosc i nie odpisal. Zmarszczylam brwi i przewinelam wiadomosci do gory, dopiero teraz zauwazylam jak zdawkowych odpowiedzi mi udzielal.
Zdziwiona przeczytalam wszystkie moje wiadomosci, doszukujac sie w nich czegokolwiek obrazliwego, ale nie znalazlam nic szczegolnego. Byly to glownie moje pelne podniecenia i napiecia opisy zawodow.
Zastanowilam sie czy nie jest zazdrosny o zawody, ale zaraz szybko odrzucilam ta mysl, Lewisowi nie zalezalo chyba az tak szczegolnie na karierze jezdzca.
Doszlam do wniosku, ze moze po prostu nie chce sie mu juz dluzej sluchac o Liverpoolu i temu mnie olewa.
Z racji iz moja kolej byla coraz blizej ostatni raz poprawilam popreg i strzemiona. Przygladzilam reka mozolnie spleciony francuski warkocz i zalozylam na glowe toczek.
Uslyszalam moje nazwisko i wyprowadzilam Fifiego na arene. Ustawilam sie przed pierwsza przeszkoda i zgrabnie wskoczylam na konia.
Pewna zwyciestwa pogladzilam wierzchowca za uchem i zadarlam wyzej glowe, czekajac na sygnal do rozpoczecia.
Trase pokonalismy idealnie, bez zadnego bledu i ze znakomitym czasem, oklaski bylo slychac dosc dlugo. Usmiechnelam sie zadowolona i zsunęłam się z siodla, uklonilam sie w strone publicznosci i przytulilam do wierzchowca.
Poszlo mi conajmniej 3 razy lepiej niz na kwalifikacjach, do ktorych szczerze mowiac podeszlam dosc frywolnie.
Pozostale dwa przejazdy, jakiejs dziewczyny z Danii i Hiszpanii rowniez okazaly sie dobre, ale nie tak dobre jak moj.
Usatysfakcjonowana odebralam niezbyt wielki, zloty pucharek i przypielam Phillipowi granatowa rozete. Pocalowalam go jeszcze raz w nos i zapozowalam do zdjecia.
Uwielbialam wygrywac.
W pozostale konkursy z innych dziedzin niezbyt sie angazowalam, oczywiscie, robilam wszystko by zapewnic OMRowi jak najwyzsze miejsca, ale nie za wszelka cene. Po prostu moja domena byly skoki i to w nie wkladalam cale serce.

Nieszczegolnie chcialam wracac na uniwersytet, dobrze spedzalo mi sie czas z moja druzyna. Zagadnelam trenera czy nie udaloby sie troche skrocic mojego pobytu w Morgan, ale ten tylko poklepal mnie po plecach.
- Olivcia, wiesz przeciez ze robie to dla twojego dobra - powiedzial tonem opiekunczego ojca. - Dziekuje bardzo, twoj wklad byl nieopisany, Lidia tak nas zaskoczyla ta kontuzja... - pokrecil glowa.
Autokar podrzucil mnie do Londynu, pod samo Morgan. Spojrzalam na charakterystyczny akademik i westchnelam cicho.
Ale jednak z drugiej strony cieszylam sie, ze w koncu zobacze znajomych, badz co badz, ale kilka osob tu nawet lubilam.
Akurat na parkingu natknelam sie na Lewisa, grzebal przy motocyklu. Po cichu zakradlam sie do niego i zlapalam go delikatnie za boki.
Chlopak podskoczyl gwaltownie i odwrocil sie.
- Jezu, Babii... - pokrecil glowa i otarl twarz dlonia, tym samym rozsmarowujac sobie smar na twarzy.
Zasmialam sie i przytulilam do niego na ulamek sekundy, tak, by sie nie pobrudzic.
- Teskniles? - spytalam.
- Nie - burknal, dokrecil w pojezdzie jakas srube i wytarl w spodnie rece. Wyjal mi z reki walizke z rzeczami, a do drugiej wzial swoje narzedzia. - Jak tam? Opowiadaj.
Ruszylismy w strone internatu, zaczelam radosnie mu powtarzac wszystko od nowa.
- Dlaczego mi nie odpisywales? - spytalam nagle.
- Powiedzmy, ze bylem troche zajety. Dobrze, ze wrocilas.
- Czym zajety? - weszlismy na nasze pietro i skierowalismy sie w strone mojego pokoju. Nim Lewis zdazyl odpowiedziec zza rogu wylonil sie nikt inny jak Hailey.
- Czesc Lewis, szukalam cie - usmiechnela sie czarujaco, a ja od razu spochmurnialam, co ona tu do cholery robila? - O, hej, Babii - dodala jakby dopiero teraz zauwazyla moja obecnosc. Kiwnelam glowa i odpowiedzialam jej sztucznym usmiechem.
- Co sie stalo? - spytal chlopak.
- Mialam cie prosic, skoczysz ze mna zatankowac? Zain nie ma czasu, tylko ty mi zostales, kocie.
Odwrocilam sie od nich i zaczelam szukac kluczy do pokoju w torebce, bez sensu, przeciez nie przyjezdzalaby tutaj tylko po to by poprosic ktoregos z chlopakow o towarzystwo w drodze do stacji benzynowej.
Otworzylam w koncu drzwi, przysluchujac sie jak Lewis w koncu ulega namowom dziewczyny. Zacisnelam mocno usta i wzielam od niego torbe.
- To o 16, Draxler - rzucila Hail i odeszla. Lewis wszedl do mojego pokoju i oparl o futryne, przygladal mi sie przez chwile.
- Jest juz za pietnascie, dlaczego sie nie zbierasz? - spytalam chlodnym tonem rownoczesnie meczac sie z zamkiem walizki.
- Przebranie sie to kwestia kilku minut - wzruszyl ramionami. Weszlam do lazienki i umylam rece.
- Myslalam, ze spedzimy wieczor razem - baknelam pod nosem.
- Spedzimy, zatankowanie to kwestia nie wiecej niz godziny, skrzacie - usmiechnal sie lekko. Poslalam mu puste spojrzenie i kiwnelam glowa.
- Co Hailey tu robi? - zapytalam po chwili prosto z mostu. Zawahal sie na moment.
- Uczy sie.
Nie odpowiedzialam. Zaczelam rozpinac guziki nieco nieswiezej koszuli.
- Chce sie przebrac - powiedzialam cicho, wlasciwie to po prostu chcialam by wyszedl. Jak to sie uczy? Ona?
Nic z tego nie rozumialam. Gdy drzwi się zamknęły z westchnieniem zdjęłam z siebie ubranie.
Wrzucilam koszule do prowizorycznego wiklinowego kosza na pranie stojacego w rogu pokoju i zalozylam zwykla, szara koszulke. Wyciagnelam z walizki laptopa i nie wiedzac co ze soba zrobic, zaczelam przegrywac na niego zdjecia z wyjazdu.
Uslyszalam charakterystyczny warkot maszyn, ktory z czasem zaczal cichnac.
Odgarnelam wlosy do tylu i wzielam gleboki oddech, okay, wyluzuj Olivia. To Hailey, jego przyjaciolka, sam ci kazal nie byc o nia zazdrosna. Przyjaciele nagle nie staja sie zakochana w sobie para, prawda? Lewis za chwile wroci i bedzie zlosliwy jak zawsze, a ty bedziesz dobrze sie bawic dogadujac mu.

Mylilam sie. Byl juz pozny wieczor, a ja siedzialam przytulona do Phillipe'a w jego boksie i tlumilam w sobie smutek. Kolo 22 uslyszalam ich wesola rozmowe, gdy przechodzili obok stajni. Zacisnelam usta i przytknelam policzek do szyi konia, delikatnie wplotlam palce w jego grzywe. Fifi oddychal miarowo pograzony w glebokim snie, musial sobie odpoczac po poltorej tygodnia intensywnej pracy. Sama poczulam w koncu zmeczenie, polezalam jeszcze przez chwile u jego boku, a potem wrocilam do pokoju. Umylam sie porzadnie, wysuszylam nieco wlosy recznikiem i zalozylam moja czarna koszule nocna. Polozylam sie do lozka, mimo iz nie bylo jeszcze nawet 23.
Po chwili uslyszalam pukanie do drzwi, nie odpowiedzialam, ale one i tak sie otworzyly. Stal w nich Lewis.
- Babii, spisz? - spytal.
Nie zareagowalam, po chwili chlopak zostawil mnie sama. Przewrocilam sie na drugi bok i zamknelam oczy, dosc dlugo czekalam nim wreszcie sen postanowil do mnie przyjsc.

* * *

Glupi bal, o tyle o ile nawet jego pomysl podobal mi sie pare dni temu, i sama namowilam Lewisa by ze mna poszedl, to teraz zapal zupelnie mi przeszedl. W sumie to chcialam sie przygotowywac na egzamin w Campbell, a organizacja imprezy bardzo skutecznie mi to utrudniala. Z reszta nie tylko ona.
No po prostu nie moglam przelknac panoszacej sie wszedzie O'brien. Gdziekolwiek sie nie pojawiala to robila wszystko albo by mnie ostentacyjnie przyslonic albo by mnie zniechecic. Doskonale zdawala sobie sprawe, jak bardzo mnie drazni, i specjalnie zachowywala sie tak, bym wreszcie nie wytrzymywala i oddala sie poza jej zasieg. Jedną z najbardziej wkurzających mnie zagrywek bylo zajmowanie mojego miejsca na stołówce przy stoliku. Najpierw ignorowalam to, i przysuwalam sobie wlasne krzeslo, ale w koncu odpuscilam i zaczelam siedziec z innymi uczniami. Nie potrafilam ocenic stosunku reszty znajomych Lewisa do mnie, mialam wrazenie ze maja mnie jakby na dystans, a wlasciwie to nic im przeciez nie zrobilam. Jedyna zwracajaca na mnie uwage osoba byla Marie. Nie mogla tylko zrozumiec, czemu tak bardzo dawalam stlumic sie Hail.
W gruncie rzeczy nie mialam sily sie z nia uzerac, czulam ze jest nieobliczalna, a nie chcialam angazowac sie w jakies glupie gierki dziewczyny.
Marie nie rozumiala tego ale nic mi nie mowila, coz, znaczaco sie od siebie roznilysmy.
Najbardziej nie mogłam pojąć jej tendencji do wpadania miedzy mnie, a Lewisa, gdy tylko bylismy we dwoje, naprawde, potrafila wparowac do jego pokoju bez pukania i zachowywac sie przy mnie jak co najmniej jego dziewczyna.
A jeszcze bardziej denerwowalo mnie to, ze Lewis ani myslal zareagowac, czy zwrocic jej chociażby malutką uwage.
Na dodatek nie rozumial, czemu nigdy nie mam ochoty z nim gadac po takim czyms.
Wytykal mi tylko moja zazdrosc, ale czy ona naprawde byla az tak nieuzasadniona?

Wcisnęłam się w długą, czarną suknię i założyłam obcasy, podeszłam tak do lustra by poprawić fryzurę upiętą na wzór jakiejś XIX wiecznej, westchnęłam głęboko i nałożyłam na siebie jeszcze odrobinę białego pudru, tak, by moja cera była w odcieniu mleka. Przeciągnęłam po ustach krwistoczerwoną pomadką i zacmokałam kilka razy, by dobrze rozprowadziła się na wargach. Uśmiechnęłam się szeroko do odbicia, tak by przyjrzeć się jeszcze raz moim wampirzym, doczepianym kłom.
Przed wyjściem sięgnęłam jeszcze po tabletki przeciwbólowe, jak na złość, dostałam rano okres i kurewsko źle się czułam.
Zeszłam na dół i od razu rozpromieniłam się na widok Lewisa, tak bardzo nie pasowały mi do niego jakieś głupie przebieranki, i tak bardzo cieszyłam się na myśl o wspólnym wieczorem.
Weszliśmy do zapełnionej uczniami sali balowej i przesłuchaliśmy ciągnącego się w nieskończoność przemówienia pana Stewarta, nie wiem co ten człowiek miał w sobie, ale potrafił rozgadać się na tak nudne i nic nieznaczące tematy, że można było umrzeć od samego słuchania. Pod wpływem długiego stania ból w moim podbrzuszu znacznie się nasilił, na dodatek pod wpływem tłumu ludzi sala zrobiła się duszna, ktoś otworzył okna ale niewiele to dawało. Poprosiłam Lewisa byśmy na chwilę usiedli, miałam zamiar poczekać aż tabletki zaczną działać, rozejrzałam się za kelnerem, był przy innych stolikach.
- Może zatańczymy? - zaproponował Lewis. Kiwnęłam głową i podniosłam się, by zwrócić na siebie uwagę barmana.
- Ta, zaraz, nie lubię tej piosenki - zbyłam go, nie miałam zamiaru skarżyć się mu litanią z moich dolegliwości. Kelner nie podchodził już dłuższy czas, już chciałam wstać, by sama sobie znaleźć coś do picia.
- Nie wiem jak ty, ale ja tutaj nie przyszedłem popatrzeć się na tłum. Idę potańczyć - powiedział z nieukrywaną pretensją w głosie, nienawidziłam, gdy ktoś stosował wobec mnie taki ton.
- Jeśli wstaniesz, to... - ostrzegłam go.
- To co?! - przerwał mi - Jeszcze nikt w życiu, mnie nie ograniczył, oprócz mnie samego. Może jestem jakimś popierdolonym, beznadziejnym buntownikiem, nie przeszkadza mi to. Co się miedzy nami stało?
- Zmieniłeś się - syknęłam zgodnie z prawdą, ostatnimi czasy jego jakikolwiek szacunek wobec mnie wyparował, ciągle albo podnosił na mnie głos, albo się o coś czepiał, ale nie w taki sposób jak wcześniej.
- Nie... dopiero teraz przejrzałaś na oczy i tylko od ciebie zależy, co z tym zrobisz - fuknął i podniósł się gwałtownie, ruszył w stronę parkietu i po chwili zniknął mi z oczu. Zacisnęłam usta i zmarszczyłam brwi. Co było nie tak?
- Przepraszam, chce pani się czymś poczęstować? - spytał kelner podsuwając mi tacę z napojami. Wzięłam szklankę wody i zaczęłam sączyć ją drobnymi łykami, oparłam podbródek o rękę i patrzyłam w roztańczoną gromadę, delikatnie uderzałam paznokciem palca wskazującego o blat stolika.
Oczywiście, że tańczył z Hail.
Pustym spojrzeniem spojrzałam na jego dłonie na jej wąskiej talii, zdecydowanie węższej od mojej. I jego szczery uśmiech, który tak rzadko pojawiał się w mojej obecności.
Co blokowało mi przyjęcie do świadomości że to nie ma sensu?
Nie wytrzymałam momentu, gdy cmoknal dziewczyne w czubek nosa, poczułam sie jakby ktos przylozyl mi otwarta dlonia w twarz. Wzielam krotki oddech i wstalam, dosc tego. Przez przypadek stracilam ze stolika szklanke, upadla z hukiem na podloge i rozsypala sie w drobny mak.
Wyszlam, czulam ze jestem juz u skraju wytrzymalosci, a nie chcialam wybuchnac przy wszystkich. Wbilam wzrok w moje wysokie buty i wsluchujac sie w ich stukot skierowalam ku drzwiom wyjsciowym. Oddychalam ciezko i ignorowalam nawolujacy mnie glos Lewisa. W koncu mnie dogonil i zlapal mocno za nadgarstek. Odwrocil mnie stanowczo ku sobie, buzowalo we mnie tyle sprzecznych emocji. Z jednej strony pragnelam wygarnac mu wszystko, co o nim mysle, a z drugiej tylko wpasc w jego ramiona, poczuc jak mnie oplata i zapewnia ze to tylko glupi incydent.
Co ten czlowiek ze mna zrobil?
- Możemy.... - zaczal.
- Co to bylo? Jak możesz... - zajaknelam sie - to ohydne... idziesz ze mną i na oczach wszystkich miziasz się z jakimiś lalkami?
- Po pierwsze to nie żadna lalka, tylko moja przyjaciółka, a po drugie jakie miziasz? Jakbyś trochę z nami poprzebywała, zamiast opierdzielać ją za to, że podeszła do mnie na odległość mniejszą niż metr, to byś wiedziała, że to u nas normalne! - znowu to tlumaczenie. Slyszalam to conajmniej z cztery razy.
- Ta suka, cię owinęła wokół palca! - podnioslam nieznacznie glos. 
- Zamknij się, jak milion razy więcej warta od ciebie. - Kolejny mentalny policzek tego dnia. Przyjaciolki.
Zamknelam na moment oczy, by nie pozwolic lzom do nich naplynac. Nie. Bede. O. Przez. Niego. Plakac.
- Jesteś potworem - powiedzialam beznamietnym tonem.
- Zostałaś o tym uprzedzona.
- Nie Lewis, proszę, przestańmy. Poniosło mnie... - zlapalam go za rekaw, kurwa, Olivia. Jak moglas sie tak upodlic przez zwyklego, niezdecydowanego dupka?
- Nie obchodzi mnie to, nie pozwolę na obrażanie ważnych dla mnie osób.
- A ja nic nie znacze?
- Do scen zazdrości znaczyłaś wszystko, później znaczyłaś wiele, teraz nie znaczysz nic.
- Przestań - dotknelam jego piersi, drgnelam slyszac jego slowa - Na pewno można to naprawić.
- Do kolejnego ataku szału, kiedy zobaczysz mnie rozmawiającego z jakąś dziewczyną - warknal. Zacisnelam usta. 
- Boję się, że mnie zdradzasz... - spuscilam wzrok. To bylo zle okreslenie. Ale ja naprawde balam sie ze go strace.
- Co robię?! po pierwsze to nie jesteśmy razem, a po drugie to mając żadnych korzyści z naszej relacji, jestem ci wierny jak pies! - korzysci? Korzysci? Co mial na mysli mowiac to? Zmarszczylam czolo.
- Włśnie... tylko pies... - zagotowało się we mnie, ale widzac jego mine zreflektowalam sie. - Nie przepraszam... Lewis, słońce... - szepnelam i nie kontrolujac sie chwycilam za jego policzki. Przysunelam moja twarz do jego i musnelam jego usta. 
- Co ty robisz? - zezloscil sie i odepchnal mnie gwaltownie. Zatoczylam sie i z trudem odzyskalam rownowage.
- Ja? To raczej, co ty robisz?! - spojrzalam w bok i dostrzeglam Hailey. Zlapalam z nia na moment kontakt wzrokowy i otworzylam szerzej oczy. 
- Brawo - prychnal nagle Lewis - Jak zrozumiesz, jak ranisz innych, to wiesz, gdzie mnie szukać - warknal oschlym tonem. 
Ja ranie innych?
Ja?

* * *

Zatrzasnelam drzwi od akademii i zaslonilam usta dlonia. Nie placz, nie placz, prosze cie tylko nie placz. Oparlam sie o nie i wciagnelam mocno chlodne, nocne powietrze.
Uspokoj sie, Olivia, bedzie dobrze.
Nie jest ci potrzebny ten kretyn.
Uslyszalam niezbyt glosne rozmowy, zza rozlozystym krzewem uczniowie wypalali papierosy i podsmiewywali sie cicho. Objelam sie ramionami i drzac podeszlam do grupki.
- Babii? - spytal jeden z chlopakow. Wysunal w moja strone paczke papierosow. Zaprzeczylam ruchem glowy.
- Dziekuje, nie pale - mruknelam. - Wyszlam sie dotlenic.
- Tu, do nas? - usmiechnal sie, a reszta grupy parsknela smiechem. Rozgoryczona tylko na niego spojrzalam, od razu spowaznial. - Wygladasz jakbys cos sie stalo - uniosl brew.
- Byc moze - wzruszylam ramionami.
- Nie umiem pomagac ludziom, ale jak chcesz to mamy alkohol. Co to za impreza o suchym pysku - zagail.

* * *

- Widzisz jaki chuj - stwierdzilam niewybrednie, blondynka pokiwala ze zrozumieniem glowa.
- Kurwa, popatrz, dzwoni do mnie - wybelkotalam pokazujac jej wyswietlacz telefonu. Siedzialysmy pijane pod jakims garazem i od dobrej godziny opowiadalam jej  czuje sie skrzywdzona.
- Co robimy? - spytala spanikowana.
- Zwyzywam go - zastanowilam sie na  - albo w dupie go mam, ej, otwieraj nowa flaszke - odrzucilam połączenie i zawolalam do jednego z naszych nietrzezwych towarzyszy. 

* * *

Nigdy wiecej nie wezme do ust alkoholu, nie mam pojecia jakim cudem dalam rade sie rozebrac i wejsc pod prysznic pozno w nocy, a na dodatek usnelam pod nim i teraz nie dosc ze bylam skacowana, to na dodatek cala obolala. 
Jakos sie ogarnelam po wypiciu hektolitra wody, akademia byla opustoszala, wszyscy odsypiali bal. 
Poszlam na swietlice, wlaczylam wiadomosci i wylozylam sie wygodnie na sofie, musialam przeanalizowac caly wieczor. 
Wpatrywalam sie z zastanowieniem w prezenterke programu.
Nie dam sie tak traktowac.
Niech sobie pogrywa z kimkolwiek tylko chce, ale na pewno nie ze mna.
Nie jestem zabawka, ktora mozna rzucic w kat, gdy dostanie sie nowa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz