wtorek, 30 maja 2017

Od Lewisa C.D. Hailey

- Sama wiesz, jaki jest Zain - westchnąłem, przyglądając się jej. - On ma przekonanie, że ludzie mają go uwielbiać. Ja nie przejawiam takich skłonności.
- W sensie? - odwróciła się do mnie, jej twarz znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Niebezpiecznie, bo mój mniejszy ruch w jej stronę, mógłby się delikatnie boleśnie zakończyć. Głupie żebra.
- Nie chcę jechać do Irlandii dla rozgłosu i kłótni, tylko dla spokoju, nie dla tłumów... tylko dla nas.
- Dla nas? - zapytała cicho.
- Wszystko może zmienić jeden wieczór - uśmiechnąłem się delikatnie. - Muszę odpocząć, na chwilę się wyłączyć, że spojrzeć na to wszystko z innej strony, ale nie chcę się tam zanudzić na śmierć. Zresztą sama mówiłaś, że chcesz poznać moich dziadków...
- Kiedy to było - mruknęła.
- Wystarczająco niedawno, żebym to pamiętał - odgarnąłem kosmyk opadających jej na czoło włosów.
- Lewis ja nie chcę się wpychać...
- Ty? Nigdy... A zresztą, czy ktoś tutaj powiedział, że Olivia jedzie? - zapytałem unosząc brew.
- To chyba normalne.
- To by chyba było normalne, gdybyśmy byli parą.
- A wy....?
- A my...? - naśladowałem jej głosik. - Na razie to jesteśmy tylko my. Ty i ja. I wiesz, co?
- Co? - szepnęła.
- Jesteś przyjemnie ciepła, jak Zain - odparłem opierając głowę o jej ramię, a ona wybuchła śmiechem.
- Zawsze musisz wszystkich do niego porównywać?
- No co? Jest przystojny, wygadany, podobno sławny... - uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że miała odsłonięte ramiona. Mogłem poczuć tak utęskniony dotyk skóry, takiej miękkiej, aksamitnej. Musnąłem ją policzkiem. - Powinnaś się przespać, nic mi już nie jest.
- Tak, widzisz jak kończy się zostawianie cię samego? - prychnęła.
Kiedy mówiła patrzyłem na jej usta. Zastanowiło mnie jak strasznie łatwo przywołałem do siebie wspomnienia Amalie. Myślałem o wszystkich moich pocałunkach w życiu i o tym, że jej wargi muszą być cudowne, takie idealne, stworzone do uwielbienia... Przestań Lewis, uspokój się. Chociaż właściwie... to nie musisz przestawać.
- To mnie już nie zostawiaj - szepnąłem, mój wzrok powędrował z jej ust do oczu. Patrzyły na mnie, szeroko otwarte, pełne niepewności, na chwilę nawet złości. Chciałem sięgnąć lewą ręką do jej twarzy, ale skutecznie przeszkodził mi w tym ból. Prawie od razu przysunąłem rękę do piersi, drugą łapiąc się za żebra. Hailey zerwała się jak poparzona.
- Chcesz coś przeciwbólowego?
- Chcę tylko, abyś wróciła - odparłem, spuściła głowę, ale widziałem, że się uśmiecha. Powoli wróciła na poprzednie miejsce, obok mnie na łóżku. - Głupie żebra.
- Głupi to jesteś ty - mruknęła.
- Kiedy człowiek jest rozgorączkowany i nie wie co się dzieje z najbliższą mu osobą, nie myśli nad tym, co robi... a reszta to był wypadek.
- Na pewno? - delikatnie przysunąłem usta do jej ramienia składając na nim niemal niewyczuwalny pocałunek. Dziewczyna westchnęła przymykając oczy i rozchylając usta.
- Na pewno - szepnąłem nie odsuwając się nawet na milimetr.
- Dlaczego mi to robisz? - zapytała, wsuwając dłoń pod linię mojej szczęki i unosząc ją, aby mogła spojrzeć mi w oczy.
- Bo nie mogę i nie chcę przestać - odparłem, oddychając ciężko. Nie wiedziałem dlaczego, ale nagle serce mi przyspieszyło, a oddech skrócił. Po chwili wyjaśniłem to sobie, kiedy zdałem sobie sprawę, że miałem ochotę zerwać z niej wszystko i mieć ją całą... Olivia była ładna, ale ani razu mnie tak nie pociągała, jak w tamtym momencie Hail. - Jesteś taka piękna...
- Mówisz tak, bo nie ma nikogo tutaj.
- I bardzo dobrze, że nie ma - wyciągnąłem się, aby ustami musnąć jej szyję. Nie chciałem jej mocno pocałować, ponieważ wiedziałem, jak pięknie może mi się odwinąć. W pewnym momencie poczułem, że dziewczyna sama się do mnie przybliża, a następnie wplata dłonie w moje włosy, by po chwili przyciągnąć mnie to siebie i wcisnąć moje usta w jej szyję.
- Nie, Lewis, Olivia... - odsunęła się. Cholera. Głupie żebra.
- Ale przecież nie ma jej tutaj - sięgnąłem prawą dłonią do jej talii. Pod moim dotykiem drgnęła, jakby się przestraszyła. W miarę możliwości ją objąłem i przysunąłem do siebie.
- Nie. To nie jest w porządku.
- A pogrywanie mną i krzywdzenie ciebie jest w porządku? - przysunąłem ją do siebie. Położyła się na boku, przylegając do mnie. Jej dłoń wędrowała po moim torsie.  Pochyliłem ku niej głowę. - Nie martw się o to wszystko...
- Ale ja nie mogę! - wyszarpnęła mi się. - Przestań mi mącić w głowie.
- Nie mące...
- To co robisz? - zapytała oskarżycielskim tonem.
- Tylko... ja... ja chcę...
- Czego chcesz?
- Tego, czego ty przez tyle lat bałaś się powiedzieć...
- To niemożliwe - pokręciła głową, jakby chciała się w tym upewnić.
- Ktoś mi powiedział, jak byłem mały, że Irlandia to kraina cudów... Hailey - jej imię praktycznie szepnąłem, zwróciła twarz w moją stronę. Moja dłoń z jej talii powędrowała, na jej szyję, a później na policzek. Kciukiem muskałem jej usta.
- Nie porzucaj tej szansy jeśli... jeśli cokolwiek do mnie czujesz - szepnąłem. Ona oddychała równie ciężko, zbliżała swoją twarz do mojej, kiedy nagle do sali wpadł Zain.
- O przepraszam... - odparł zadowolony. - Ale byłem u lekarza i dowiedziałem się, że pojutrze możesz wychodzić.
- Biedny lekarz - odparliśmy na raz z Hailey, a ona po chwili oparła się czołem o moje.
- Pojadę z wami.
- Nie mogło być inaczej - odparłem cicho. - Nie sądzę, że będziesz żałować tego wyjazdu...
- To ja może... - zaczął Zain.
- Przymknij się na chwilę - warknąłem. - Tak więc masz dwa dni na spakowanie. Wyjeżdżamy zaraz, jak mnie stąd wyrzucą.
- Ciebie?
- No dobra, to ja ucieknę... tutaj jest za dużo pielęgniarek!
- Zgadzam się, trzeba je wytruć czy coś - spojrzałem na Zaina, ale nie mogłem zacząć się śmiać widząc się się do mnie szczerzył i porzuszał brwiami. Nienawidziłem go, ale zarazem kochałem. To dość skomplikowane, jak chyba wszystko w moim życiu...

Hailey?
Skipaj ten szpital i jedziemy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz