czwartek, 25 maja 2017

Od Alice CD Cole'go



Otworzyłam nieśmiało oczka i zobaczywszy jakąś twarz nad głową szybko się podniosłam. Gdzie ja jestem do cholery?! Zupełnie nowe (ale przyznam śliczne) miejsce, zupełnie nowe otoczenia. Nie musiałam długo rozmyślać co się stało. Ach… Przynajmniej żyję. Spojrzałam w oczy chłopaka, który przyglądał mi się z lekką troską. Moje serduszko cieszyło się wielce kiedy go zobaczyłam ale pierwsze pytanie jakie przyszło mi do głowy to „Skąd ON tu się wziął?!”. Przypomniałam sobie po kolei wszystko co się stało. Niezauważalnie zaczerwieniłam się. Chłopak wziął mnie na ręce… Nie wiem czemu ale wstydziłam się tego trochę. Kiedyś byliśmy sobie tak bliscy i kochaliśmy się ponad życie (po przyjacielsku rzecz jasna). Cole nie odstępował mnie na krok a ja jego również ale było to dawno. Baaardzo dawno. Mimo, że teraz było mi głupio to wtedy nie protestowałam. Nie miałam sił i jakoś, w pewnym sensie potrzebowałam tego, potrzebowałam znaleźć się w czyichś ramionach. W ramionach bliskiej mi osoby. Tia…
Na tyle ile byłam w stanie (nie to, że coś mnie bolało, nie, ale mimo wszystko taki wypadek to szok – nawet dla mnie) wypytałam Cole’go o Demnsa. Nie podobało mi się to, że jacyś obcy ludzie, nawet weterynarze i ludzie o dobrym serduchu, zaopiekowali się moim Skarbem, zaaplikowali mu jakieś lekarstwa i przewieźli aż tutaj. Być może nie powinnam tak nawet myśleć bo gdyby nie oni Demo nadal by tam sterczał (martwy albo żywy) no ale cóż… Trochę mnie to tak… Mimowolnie była na nich odrobinę zła ale przecież nie powiem tego Cole’mu.
Pozostała jeszcze sprawa Oscara… Otworzyłam na chwilę szerzej oczy. O w mordę… Mam nadzieję, że nie nagłośnią tego wypadku czy coś… Chłopak wspominał coś o komisariacie.
- Ja nie chcę… - wyjąkałam na tyle cicho, że przyjaciel nie usłyszał.
Od tych zmartwień rozbolała mnie głowy a i oczy spowrotem zaczęły mi się kleić.
~***~
Tia... To miała być woda xd
Obudził mnie silny ból brzucha. Jęknęłam i rzuciłam okiem w stronę walizek. Dolegliwość była na tyle mocna, że ledwo co udało mi się wstać z łóżka. Przeklęłam pod nosem. Otworzyłam jedną i wydobyłam z niej jakieś leki. Bez wahania wsypałam sobie z 5 do ust i popiłam butelką whisky.
Oparłam się o łóżko i znów zasnęłam.
~***~
Spojrzałam na zegar wiszący nad szufladami. Już po ósmej. Brzuch nie bolał mnie już aż tak bardzo więc zdecydowałam się, że zajrzę do stołówki. Nie jadłam od wczoraj… Wygrzebałam z plecaka karmę dla kotów i podałam ją moim słodziakom.
Ubrałam na siebie gruby sweter i zwlokłam się leniwie po schodach a następnie skręciłam w prawo zwiedzając okiem wszystko dookoła. Na stołówce nie było prawie nikogo poza niskim chłopakiem w kącie i dwoma dziewczynami śmiejącym się z spotkanych je dziś przygód. Usiadłam z dala od nich i powoli przełknęłam dwie kanapki z jajkiem. Wytarłam usta serwetką i odłożyłam kulturalnie talerz do okienka.
~***~
Wróciłam jeszcze szybko do pokoju i przebrałam się. Musiałam jeszcze zajrzeć przecież do Dema jednak skręciwszy tam gdzie nie trzeba pogubiłam się. W końcu poszłam za jakimś chłopakiem i trafiłam wreszcie do stajni. Od razu znalazłam mojego biedaczka po tym charakterystycznym, przestraszonym rżeniu. Podbiegłam do boksu.
- Cichutko… - szepnęłam wchodząc do boksu.
Demens wstał z bólem i potrząsł ostrzegawczo łbem. Nie chciał mnie tu.
- A to się wal! – burknęłam. – Daj tylko obejrzeć tą nogę.
Ogier zaczął kuśtykać wokół mnie ze złością. Przytuliłam go za szyję tak aby musiał się zatrzymać. Ostrożnie podniosłam jego kopyto ale gdy już chciałam dotknąć bandaża rzucił się i stanął dęba. Wycofałam się więc i trzasnąwszy lekko drzwiami od boksu wyszłam. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wdrapałam się na jakąś skarpę i tam przysiadłam w cieniu sporego dębu. W półmroku dostrzegłam jakiś ruch. Był to chyba jakiś jeździec i koń. Dopiero gdy podeszłam bliżej mogłam przyjrzeć się twarzy tego właśnie ludzia. Coleeee… Wydawał się przygnębiony. Czuć to było od niego na kilometr. Wtulił się w grzywę swojego wierzchowca i galopował na oklep po maneżu. Podeszłam bliżej i uśmiechnęłam się. Wtedy kiedy się pożegnaliśmy, te lata temu, nienawidziłam go z całego serca. Miałam mu nigdy nie przebaczyć… A potem płakałam. Płakałam noce i dnie. Aż mi się w końcu znudziło. Teraz widzę go znów i jakoś tak już nie pamiętam tego co się stało.

Cole? Co się stało te „ileś” lat temu? :D


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz