- Nie wydaje mi się, by z chęcią przyjęli mnie do drużyny - ciągnęłam grę, wyrównując krok z Maureen. - Waga przeciętnych obrońców dochodzi nawet do stu osiemdziesięciu kilogramów, to ponad trzy razy więcej niż ja. Zrobiliby ze mnie miazgę.
Dziewczyna spojrzała na mnie z delikatnym uśmiechem. Nie mogłam nie przyznać, że jest całkiem ładna. Może nie mieściła się w kategorii "Miss Wielkiej Brytanii 2017", bo nie była urodziwa w ten typowy sposób, w jaki chce wyglądać większość dziewczyn i kobiet. Jednak ogólny zewnętrzny urok blondynki sprawiał, iż co jakiś czas dłużej zatrzymywałam na niej spojrzenie.
- Ano prawda - przyznała, zatrzymując się przed boksem ślicznej angloarabki. Na widok swojej właścicielki klacz niemal zaczęła tańczyć w boksie. Ogromna ilość energii była typowa dla tejże rasy, ale aż miło było patrzeć na taki entuzjazm.
Ja za to musiałam się przejść jeszcze kawałek, by w końcu przywitać się ze swoim wierzchowcem, który jak się okazało, zajmował się wcinaniem swojej porcji paszy.
Zacmokałam kilkakrotnie, aby zwrócić na siebie uwagę zwierzęcia. Na szczęście zadziałało, bo już po chwili zostałam powitana radosnym parsknięciem.
- Cześć, Padziu - z trudem udało mi się wejść do boksu ogiera, który napierał na mnie całym swoim ciałem, jakby specjalnie wypychając mnie ze swojej przestrzeni prywatnej. - No już, przesuń się - klepnęłam konia lekko w bok, a on jak na komendę zrobił kilka kroków w lewo. Nauczenie kopytnego zwierzaka kilku ułatwiających zajmowanie się nim sztuczek nie jest zbyt czasochłonne, a bardzo pomaga przy czyszczeniu. Przez chwilę smyrałam go po pysku.
Po upewnieniu się, że z ogierem wszystko jest w porządku, zaczęłam ponownie rozglądać się za nowo poznaną dziewczyną i ku mojemu zadowoleniu, nadal stała ona przy swojej klaczy. Nie chciałam odejść bez pożegnania, dlatego bez wahania do niej podeszłam.
- Będę się już zbierać, czeka mnie trening rugby - uśmiechnęłam się, opierając się na chwilę o sąsiedni boks, który nawiasem mówiąc, był pusty. Dzięki temu nie groziło mi pożarcie przez zbyt agresywnego osobnika. - Do później.
- Daj znać, czy przyjęli cię do teamu - mrugnęła do mnie Maureen, a ja obrzuciwszy ją jeszcze jednym dłuższym spojrzeniem, podreptałam w stronę dormitoriów. Czekało mnie rozpakowywanie i jeśli się za nie teraz porządnie nie zabiorę, nie będę mogła zasnąć. Nie cierpiałam kłaść się do łóżka, wiedząc, że w pokoju panuje bałagan.
Zaczęłam od wyciągania z walizki ubrań i na sam widok świeżych, wyprasowanych ciuchów byłam wdzięczna samej sobie, że poskładałam oraz posegregowałam je już w domu. Z rozrzewnieniem wdychałam znajomy zapach płynu do prania, którego zawsze używała nasza gosposia. Kojarzył mi się z czystością i nawet po ciężkim dniu utrzymywał swoją świeżość. Kolejną rzeczą jaką się zajęłam było wypakowanie z plastikowych pudeł swoich starannie zapakowanych roślin, które całkiem nieźle przetrwały podróż. Doskonale wiedziałam, że w sypialni nie powinno być zbyt wielu kwiatów, bo niby nocą pożerają tlen, ale uwielbiam wchodzić do swojego pokoju i czuć ich słodką woń unoszącą się w powietrzu. Na koniec zostawiłam sobie wypakowanie książek oraz całej reszty rzeczy, które były potrzebne mi do nauki lub mogły stanowić element dekoracyjny pomieszczenia. Dopiero wtedy poczułam, że mogę sobie usiąść i zająć się rzeczą na którą mam ochotę. W tamtym momencie było spanie, więc bez żadnych oporów wślizgnęłam się pod kołdrę.
Poniedziałkowe wstawanie nigdy nie było dla mnie problemem. Zawsze przygotowana do szkoły, mogłam sobie ciut dłużej pospać. Wystarczyło mi kilka minut w łazience bym mogła się ubrać i pójść na zajęcia. Dziś było jednak trochę inaczej, bo jako iż chciałam dobrze wypaść i na starcie nie zrobić z siebie ofiary losu, poświęciłam swojemu wyglądowi trochę więcej uwagi. Po rozczesaniu złocistych włosów, pozostawiłam je rozpuszczone, a na usta nałożyłam trochę jasnej, nie rzucającej się w oczy szminki. Podkreśliwszy swoje oczy czarnym tuszem, musiałam przyznać, że efekt był całkiem znośny. Zarzuciłam torbą na ramię i po upewnieniu się, że mam wszystko czego mi potrzeba do lekcji, wyszłam z pokoju. Zdążyłam w niedzielę poznać szkolne korytarze, dlatego z dojściem do odpowiedniej sali nie miałam żadnego problemu. Pomylenie schowka na miotły z klasą od angielskiego się nie liczy.
Wcisnęłam się do auli tuż przed dzwonkiem, mając nadzieję, że nie będę ostatnia i ku mojemu miłemu zaskoczeniu, za mną wbiegły do sali jeszcze dwie dziewczyny. Klapnęłam na krzesło stojące przy jednej z końcowych ławek.
- I co? Udało się? - zaskoczona obróciłam się do tyłu, napotykając rozbawione spojrzenie jasnych oczu. Maureen.
- Niestety nie - udałam, że jestem zawiedziona. - Byłam najwidoczniej kiepska.
Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Nie znają się, byłabyś ich najlepszym graczem. Dzisiaj miałam wrażenie, że nie wstanę z łóżka.
Przyłożyłam dłoń w okolice serca i odwzajemniłam uśmiech.
- Miło z twojej strony.
Maureen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz