środa, 24 maja 2017

Od Cole'a CD Alice

Popołudniowy trening skokowy. Nic nowego. Parkur nie za trudny, ale jednocześnie zmusza do skupienia uwagi konia jak i jeźdźca. Jeden nieprawidłowy sygnał, a poprzeczka wyląduje z głuchym łoskotem na ziemi. New zarzucił swoją czarną głową nie mogąc się doczekać. Jakaś dziewczyna kończyła akurat swój przejazd zaliczając tor z jedną zrzutką. Przyszła pora na nas. Lekkie popuszczenie wodzy, a koń od razu ochoczo przeszedł do kłusa, a potem do galopu. Ogier się czymś rozpraszał. Jak tak dalej będzie to ten przejazd będzie można zaliczyć do jednych z gorszych. Zrobiłem wolte i nakierowałem konia na pierwszą przeszkodę, którą była stacjonata. Poszło gładko. Tak jak dwie kolejne. Każda jedna wyższa od poprzedniej. Przy następnej się zawahał, ale oddał skok. Krzywy bo krzywy, ale wylądowaliśmy po drugiej stronie. New Day zarzucił łbem i szarpnął lekko wodze. Nie miałem zamiaru popuszczać, bo wtedy przyspieszy, a nie chciałem tego robić przed ostatnimi kombinacjami. Niezadowolony wierzchowiec biegł dalej na jedną z ostatnich przeszkód. Dałem sygnał do skoku, koń podwinął przednie nogi i prepeciał, zaliczając czysto. Niestety potem było tylko gorzej. Z terenu zaczęła wraca inna grupa i New wolił skupić się na innych towarzyszach niż przeszkodzie stojącej przed nim. Zanim doprowadziłem go do porządku, usłyszałem za sobą jak drąg ląduje na ziemi. Pewniej pojechałem dalej. Day jednak postanowił się na sam koniec zbudnować i odmówić skoku. Dzięki stary.

****

Zapowadało się na to, że będzie to spokojna sobota. Mogłem się w końcu wsypać i odpocząć od treningów i upadków z grzbietu karego, młodego ogiera. Jednak tata wyciągnął mnie za miasto i poza tereny akademii. W sumie głownie po to aby pozamawiac jakies rzeczy i wypełnić wszytkie zaległe formalności. W drodze powrotnej kompletnie się wyłączyłem. Ojciec napomniał coś o tym, że jakiś znajomy albo znajoma, straciłem rachubę, przyjeżdża do Morgan. Moją uwagę przyciągnął jednak lekki korek przed nami, a pod drzewem stojący koń. Wystraszony i agresywny. Kilkoro ludzi stało dookoła niego, ale on nie pozwał się zbiżać. Wysiadłem z auta. Mój ojciec bez wahania zrobił to samo. Koń miał na tylnej nodze niewielką ranę, ale na pewno utrudniała mu chodzenie - nie obciążał jej co było widac na pierwszy rzut oka. Koń miał na sobie wytarty, czerwony kantar, z którego zeisał uwiąz. Nie był to zdecydowanie dobre wyjście. Podczas biegu linka mogłaby wplątać się między jego nogi. Koń mierzył wzrokiem otoczenie i zbliżających się do niego ludzi. W oddali było słychać nawoływania i trąbienie jakiś mało cierpliwych kierowców. Odwróciłem się. Zobaczyłem nieduże auto, a do niego przyczepioną przyczepę już w nienajlepszym stanie. Stąd wybiegł koń. Szybkim krokiem udałem się w tamtą stronę. Zderzyły se trzy auta. Ktoś dzwonił już po karetkę. Jeden facet uderzył w drzewo. Stan był krytyczny. Jednak szybko przeniosłem wzrok na jakiegoś nabuzowanego faceta i dziewczynę o blond włosach. Jej profil zapalił jakąś lampkę. Alice? Zapewne się myliłem. Stałem w znacznej odległości od dziewczyny. Poza tym nie widziałem Alice całe wieki. Na pewno kilka dobrych lat i miałem ją spotkać akurat tu? Jak się okazało - tak. Gdy zobaczyłem jak facet od krzyczy i patrzy ze złością na obtarty bok auta, a następnie jego dłoń zamknięta w pięść ląduje bezproblemowo na brzuchu dziewczyny bez wahania podszedłem. Odepchnąłem mężczyznę co go chyba jeszcze bardziej wkurzyło i zaczął gadać coś pod nosem. Spojrzałem na dziewczynę. Patrząc na jej twarz byłem pewnien, że to Alice. Czyli tata miał racje. Odwiedzi nas dobra znajoma. Alice od razu się uśmiechnęła i oplotła rękoma moją szyję. Objąłem dziewczynę, która zaraz potem opadła zupełnie z sił. Była przemęczona co było widać na pierwszy rzut oka. Przyjechała karetka co jeszcze bardziej wkurzyło konia Alice. Zabrali faceta w najgorszym stanie. Niedługo potem zawitała rowniez policja. Oczywiscie facet, który doznał najmniejszych obrażeń, a właściwie to jego samochód, jako pierwszy garnął się do intensywnej rozmowy z policjantami. Po kilkunastu minutach przyjechał weterynarz ze stajennym. Ten pierwszy podał ogierowi środki uspokajające. Gdy te zaczely działać załadowali go do przyczepy. Zaniosłem do auta dziewczynę. Ojciec kazał jechać z nią i koniem. Sam wolała zostać i sprawdzić o co tam właściwie chodziło. Sam byłem ciekaw.
~***~
Stajenny z weterynarzem udali się z wierzchowcem do stajni. Był pod dobrą opieką. Natomiast ja poszedłem z Alice do budynku akademika gdzie czekał już na nią jej pokój. Żadnych poważnych obrażeń. Tak jak powiedział mężczyzna z karetki. Była jedynie przemęczona. Miała szczęście w nieszczęściu. Położyłem ostrożnie dziewczynę na łóżku. Teraz powinna przede wszytkim solidnie wypocząć.

Zaglądałem co jakis czas aby upewnić się, że wszytko jest w jak najlepszym porządku. Po powrocie ojca, który przywiózł rzeczy jak i przestraszone koty Alice okazało się, że dziewczyna bedzie musiała udać sie i tak w najbliższym czasie na komisariat. Blondynka przebudziła się po kilku dobrych godzinach snu. Rozejrzała dookoła, ale gdy zorientowała się gdzie jest zerwała się gwałtownie. Powstrzymałem ją jednak przed dalszymi planami wyjścia z pokoju i pójścia do stajni.
- Ale co z Demo?- dopytywała w kółko
- Weterynarz się już nim zajął. Odpoczywa w swoim nowym boksie- wytłumaczyłem ze spokojem, mierząc badawczym wzrokiem Alice
- Stało się coś poważnego?
- Przede wszytkim był mocno wystraszony i zestresowany. Niewielka rana na nodze, po zderzeniu, powoduje, że kuleje, ale szybko wróci do zdrowia- lekko się uśmiechnąłem
Dziewczyna nie zadawała wiecej pytań, ale wiedziałem, że chce zadać ich kolejną setkę. Zmieniła się od ostatniego razu kiedy ją widziałem. Właśnie kiedy to było? Całe wieki temu, ale nie da się jednak zapomnieć takiej przyjaźni. Alice wlepiła puste spojrzenie w sufit. Intensywnie nad czymś myślała. Przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nim się obejrzałem, a Alice znów spała. Jej dwa koty zresztą też wygodnie leżały i co jakis czas dało się z ich strony słyszeć ciche pomruki. Spojrzałem na zegarek. Byłem cholernie głodny, a za pięć minut zaczyna się kolacja. Jak najciszej wstałem z fotela i opuściłem pokój towarzyszki. Zamknąłem za sobą drzwi i poszedłem korytarzem w stronę stołówki. Ku mojemu zdziwieniu było tu dosyć pustawo. Poszedłem po jedzenie i usiadłem przy pierwszym lepszym stoliku. Zastanawiałem się czy dziewczyna jeszcze dzisiaj wstanie. Byłem ciekaw co skłoniło ją do przyjazdu tutaj i co naprawdę stało się za kółkiem.

Alice?
O takiej porze zdecydowanie nie pisze się dobrze... Xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz