piątek, 26 maja 2017

Od Alice CD Matyldy



Demens nie dał się dziś znów wyprowadzić. Dopuścił mnie już do siebie i do rany ale za nic w świecie nie chciał wyjść. Próbowałam chyba wszystkiego. Weterynarz polecił mi żeby go zabierać co jakiś czas na krótki spacer ale tak aby nie przeciążać nogi. Stanie czy leżenie w miejscu dla takiego konia z takim pokładem energii jak Demo zdecydowanie nie było zdrowe. Westchnęłam i zostawiłam go w boksie a sama powlokłam się zobaczyć jak idzie innym na treningach. Akurat moja grupa miała jechać w teren ale od 5:00 lało niemiłosiernie i instruktorka po ogólnym zbadaniu terenu stwierdziła, że dziś nie ma mowy aby udało się gdzieś pojechać. Trasy zalane, pełno błota a ślisko w cholerę. Trudno było kłusować a co dopiero galopować. Wuj Steward (tak, wuj, nie mogę oduczyć się go tak nazywać, od zawsze był wujem i koniec) sam rozporządził abyśmy przenieśli się na parkur (akurat inne grupy były na hali). Dostałam nie mały ochrzan od Megan Blue za to, że nie ćwiczę. Nie obchodziły jej wytłumaczenia, że mój koń jest kontuzjowany, że nie może ćwiczyć a ja sama również nie mam na to siły. Następnym razem bez gadania mam zabrać konia stajennego. Pfu… Już pędzę.
Koniec końców usiadłam na ogrodzeniu i stamtąd obserwowałam jeźdźców, którzy co jakiś czas winili mnie za to, że rzekomo rozpraszam ich konie tłumacząc tym swoje błędy. Uważnie obserwowałam ruchy koni i ich właścicieli. Zapamiętywałam też niektóre wady i zalety danych uczniów. Lubię analizować ludzi i otaczający mnie świat. W sumie ma to jakieś plusy – przynajmniej mam zawsze czym się odgryźć drugiemu człowiekowi podczas sprzeczki. Spoglądałam co chwilę w stronę Cole’go. Miał nie mały talent i był idealnie zgrany z Avengerem. On też raz za czas raczył skierować głowę ku mnie ale zaraz opuszczał ją z dziwnym i smutnym (jak mi się wydawało) uśmieszkiem. Zaciekawiło mnie to czemu jedna z dziewczyn, której  Bardziej bawiła się ze swoim ulubieńcem niż uczyła się czegoś nowego.
Dajmy, że to wy xd
szczerze dotąd nie widziałam, ćwiczy zupełnie co innego ze swoim ogierem. Nie będę ukrywać, że odstawał nieco „kształtem” od innych wierzchowców. Nie skakała ani nie robiła żadnych skomplikowanych kroków, które wymagały większego skupienia i zużycia energii.
Po jeździe z uśmiechem skierowała się ku wyjściu i natknąwszy się na grupę jakichś kumpli i przywitała się standardowym „hej”. Nie spotkała się jednak z jakimiś specjalny zainteresowaniem. Co prawda chłopcy odpowiedzieli jej tym samym i szerokim uśmiechem ale nic poza tym. Nieco zrezygnowana dziewczyna odwróciła się i ruszyła powoli do stajni. Ja też udałam się w tym kierunku. Nie zdążyłam nawet zareagować kiedy ta otworzyła pewnie drzwiczki boksu Demensa i już chcąc wejść jak gdyby nigdy nic do środka stanęła jak wryta i zdziwiona tym co widzi osłupiała.
- Hej! Co robisz?! – krzyknęłam wściekła gdy mój kochany stanął dęba i zestresowany zaczął biegać w kółko.
- Przepraszam… Pomyliłam chyba boksy… - bąknęła widząc moją czerwoną ze złości twarz.
Nie wiem czemu znów tak zareagowałam. Taki odruch.
Weszłam powoli do środka wypychając dziewczynę na zewnątrz i spróbowałam uspokoić Dema. Po jakichś dziesięciu minutach ogier wyciszył się i wtulił drżąc nieco w moje gęste włosy.
- No już dobrze… - westchnęłam. – Co tak się denerwujesz?
Zostawiłam go znów samego i ze zdziwieniem spostrzegłam, że winowajca wciąż stoi przed boksem i nie za bardzo wie co robić.
- Ja również przepraszam. – zdobyłam się na nieszczery uśmiech. – To zupełnie nowe miejsce a mój Skarbek jest bardzo płochliwy, szczególnie po wypadku. To ogromny stres dla niego. Moja reakcja być może nie jest do końca zrozumiała ale może kiedyś to zrozumiesz. – dodałam poważniej.
- Tak, tak – pokiwała nieśmiało głową. 

Matylda? Musiałam xd

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz