wtorek, 23 maja 2017

Od James'a C.D. Marie

- Nawet nie żartuj - mruknąłem.
- A wyglądam jakbym żartowała? - uśmiechała się łobuzersko.
- To duży chłopiec, poradzi sobie sam.
- Ty też jesteś dużym chłopcem - zaradła głowę w górę mierząc mnie wzrokiem. - Za dużym...
- Jako ci to nigdy nie przeszkadzało - odparłem, spuszczając głowę. - On jest ode mnie większy...
- No już, Jemuś, uśmiech poproszę - wstała i zwichrzyła mi włosy. Uśmiechnąłem się chytrze.
- Pożegnaj się ze swoim Pyrrusem.
- Co? - złapałem ją w pasie, podniosłem i przewiesiłem sobie przez ramię. - James zostaw mnie!
- Niestety, ale jako porywacz, nie mogę wypuścić swojej ofiary - zaśmiałem się. - Oddam ci ją kiedyś kolego.
- Ale on nie może zostać sam...
- Ma tyle pięknych koleżanek wokół, Kopenhagę obok, nie będzie sam - odparłem, wychodząc z nią na ramieniu ze stajni. - A ja? Muszę sobie łapać towarzystwo. Kto to widział?! Ja nigdy nie musiałem żadnej dziewczyny do niego zmuszać, a teraz trafiło mi się takie dzikie coś i weź się męcz, biedny człowieku.
- Jakie przepraszam?! - krzyknęła i zaczęła się szarpać.
- Rzucasz się jak złapany za ogon aligator - prychnąłem.
- Gryzę też jak aligator.
- Nie strasz mnie dziubaczku - wybuchłem  śmiechem.
- Jesteś okropny!
- Takiego mnie uwielbiasz.
- To prawda - przesunęła dłońmi po moich plecach. - Ale mnie puść.
- Nie, bo mi znowu do stajni uciekniesz.
- Bo ja muszę!
- Ty musisz porozmawiać ze mną i to ma być piorytetowe zadanie dla ciebie, więc bądź cicho, siedź tam i się ciesz, że cię niosę. Każda dziewczyna chce by ją nosić na rękach, a tej nie pasuje...
- Bo mnie zabierasz od mojego misia kochanego.
- Ej!
- No co zazdrosny jesteś? - zapytała ze śmiechem.
- Byłem, jestem i będę zazdrosnym o każdego mężczyznę w twoim życiu - mruknąłem, a ona wybuchła śmiechem. Weszliśmy do wnętrza Akademii, Marie nie przestawała się śmiać, ludzie patrzyli na nas jak na parę wariatów. Nie miałem nawet zamiaru jej postawić, a niech się patrzą. W tamtej kawiarni zdecydowałem, że nie jestem na tyle cierpliwy, aby żyć w niepewności. Musimy porozmawiać, a to wymaga ciszy i zamknięcia tej żmii w pokoju, żeby przypadkiem ucieczką, nie odwlokła tego. Lubiła się tak bawić ludźmi, trochę ich pomęczyć, podenerwować, patrzeć jak się miotają i nie wiedzą co zrobić. Doskonale o tym wiedziałem, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ ja się potrafiłem z tego wyplątać. Może przy użyciu siły, do wniesienia jej do pokoju i z pomocą klucza, który odcinał jej drogę ucieczki. To samo zrobiłem w tamtym momencie. Wreszcie ją postawiłem, a ona skrzyżowała ręce.
- Znowu?
- Taaak - wyszczerzyłem się. - Musimy porozmawiać.
- Ale ja nie chcę - zrobiła naburmuszoną minę.
- Trudno, czasem ty też musisz się męczyć - wzruszyłem ramionami.
- Despota...
- Despotą do ja mogę dopiero być - uśmiechnąłem się wymownie. - Ale teraz nie o tym. Teraz, musimy ustalić co z nami.
- Wszystko musisz psuć? - zapytała siadając na skraju łóżka. Podszedłem powoli do niej, klęknąłem naprzeciwko niej, dłońmi przesuwając wzdłuż jej ud.
- Nie psuć - odparłem cicho. - Tylko wszystko naprawić, żebym był znowu cały twój... Nie. Właściwie to przez cały ten czas, nawet po zerwaniu, należałem do ciebie... Ja chcę po prostu wiedzieć Marie. Wiedzieć, czy ty chcesz być moją... Nie ty jesteś silną, niezależną kobietą i do nikogo nie należysz. To inaczej. Czy chcesz przyjąć moje serduszko, które jest cholernie samotne i do tego w połowie, bo drugą połową jesteś ty, ślicznotko... Trochę łzawy ten mój monolog, ale inaczej nie potrafię. Pragnę cię w każdy możliwy sposób - głośno przekłnąłem ślinę, powoli przesuwając wzrokiem, po jej ciele. Czego ja bym z nią nie zrobił... - A nie będę w stanie żyć codziennie zastanawiając się, czy nadal coś dla ciebie znaczę.

Marie? Tłumacz się prowokatorko...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz