Oparłam policzek o chłodną szybę samochodu i wbiłam wzrok w mijane przez nas drzewa. Z każdą chwilą coraz bardziej oddalałam się od domu i wbrew swoim wcześniejszym obawom, nie odczuwałam tęsknoty. Może to dlatego, że wciąż byłam otoczona przez członków rodziny.
- Ruthiee - zaświergotała moja siostra, klepiąc mnie w ramię ponad ciałkiem śpiącego Finna. - Wiesz, że możesz się jeszcze wycofać z uczęszczania do tej akademii?
Fuknęłam w jej stronę, odgarniając z twarzy zabłąkany kosmyk włosów.
- Zdecydowanie wolę tą akademię niż kolejny rok w tej idiotycznej szkole żeńskiej - odcięłam się. Trafiłam w dziesiątkę.
- Ruth, słownictwo! - mama obróciła się w naszą stronę, patrząc na mnie z niezadowoleniem.
- Ale idiotyczny to nie przekleństwo - próbowałam się usprawiedliwić, ale kobieta pozostawała niewzruszona. Pozostało mi się jedynie poddać i posypać głowę popiołem. - Okej, będę pamiętać mamusiu.
Siostra posłała mi pełne satysfakcji spojrzenie, dlatego rzuciłam w nią niewielką poduszką.
- U nas przynajmniej będą chłopcy i zakonnice nie będą nas ścigać i odprawiać egzorcyzmów - odcięłam się tak cicho, żeby rodzice nie słyszeli. Niestety się nie udało.
- Zachowujecie się jak dzieci - westchnęła mama, nie przerywając sprawdzania wiadomości w telefonie.
- Ale przyznaj, że Ruth trafnie zauważyła zalety chodzenia do Morgan - tata stanął po mojej stronie, puszczając mi oczko we wstecznym lusterku. - Nawiasem mówiąc, właśnie dojeżdżamy.
Jak na zawołanie obudził się Finneas i odpiąwszy pasy wdrapał mi się na kolana, chcąc zobaczyć szkołę.
- Patrz, konik - podskoczył pełen entuzjazmu, wskazując palcem na pasącego się na pastwisku wyrośniętego kuca. - Tam też!
Uśmiechnęłam się na widok akademii. Budynek uniwersytetu był odrestaurowany, ale zachował urok starszego miejsca. Podobnie było z budowlą, w której znajdowały się dormitoria uczniów. A to wszystko w otoczeniu zielonych pól i łąk wydawało się być odmiennym, niezależnym światkiem. To szybko zamknęło buzię Mo. Kiedy tata zaparkował samochód przed budynkiem z sypialniami, niemal wyskoczyłam z auta.
- Naprawdę dzięki za podwiezienie, dam sobie radę sama - wypaliłam, zanim rodzice zechcieli zaproponować mi pomóc w przeprowadzce i zajęciu się papierami. Na szczęście Paddington był już od wczoraj na miejscu, więc pozostało mi tylko podpisanie kilku dokumentów i oczywiście rozpakowanie się. Wyciągnęłam z bagażnika torby, a po szybkim pożegnaniu się z rodzinką, zaczęłam powoli przemieszczać się w kierunku biura, gdzie miałam wszystkiego się dowiedzieć.
Poczułam wielką ulgę, gdy okazało się, że podpisać muszę tylko regulamin i wziąć plan oraz klucze do pokoju. Nie dałabym rady tkwić w sekretariacie przez dłużej niż pół godziny, chciałam jak najszybciej znaleźć się u swojego wierzchowca.
Właśnie z tego powodu rzuciłam torby w kąt przydzielonej mi sypialni i po szybkim przebraniu się w czarne bryczesy i luźny, czerwony sweter, popędziłam do stajni. Krążąc po budynku w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że nie mam pojęcia, w którą stronę powinnam się kierować.
- Przepraszam - zagadnęłam jednego ze stajennych. - Szukam swojego konia, Answered Prayers... taki andaluz - usiłowałam jak najlepiej opisać Paddingtona.
Chłopak uśmiechnął się, jakby nagle go olśniło.
- Prosto i pierwsza w lewo.
Klasnęłam w dłonie, niczym sześciolatka.
- Dzięki wielki!
Nie patrząc przed siebie, skupiłam się na podziwianiu podłoża w stajni, toteż nic dziwnego, że na zakręcie na kogoś wpadłam. Niewiele niższa ode mnie blondynka, zatoczyła się do tyłu, ale udało jej się utrzymać równowagę. Ja za to wylądowałam tyłkiem na snopku siana, o tyle dobrze.
- Strasznie cię przepraszam - odezwałam się, błagając w myślach, żeby jasnowłosa na mnie nie naskoczyła. Popełniłabym gafę w pierwszą godzinę pobytu w nowej szkole.
Z zaskoczeniem zauważyłam, że pod wpływem padającego na nią światła, blond włosy dziewczyny zmieniły kolor na bladoróżowy.
Maureen?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz