Sekundę, chwileczkę, sekundeczkę... co tu się przed chwilą zadziało? Czy ktoś tu chciał mnie pocałować i się przestraszył swojego zamiaru? Przyznam, że aż mnie zamurowało. A z drugiej strony... przecież ja nie jestem ładna. Po dłuższym czasie wstałam i pokuśtykałam do łazienki, aby spojrzeć w lustro. Szlachetne rysy, pełne bordowe usta, czysto zielone oczy... no dobra, może twarz jest boska, ale czy on jest ślepy? Przecież utykam, mam przed sobą tylko kilka lat życia... co akurat może być wygodne, dla ciekawego życia. Nie myśl o tym June. To zbyteczne marzenia. Usłyszałam dźwięk wiadomości. No doba, teraz tylko trzeba było wrócić. Przy drzwiach z łazienki, osunęłam się na podłogę. Do oczu naleciały mi łzy, ciało sparaliżował ból, nie do zniesienia. Najważniejsze to nie tracić świadomości, bo nikt by mi wtedy nie pomógł.
Władza w ciele powróciła do mnie po pół godziny, może dłużej. Zaczęłam się czołgać do łóżka. Co również zajęło mi sporo czasu. Kiedy wreszcie położyłam się na materacu, odczytałam wiadomość od Alara.
Rano nie miałam na nic siły. Było gorzej niż dotychczas w Anglii. To był jeden z tych dni, kiedy chciałam śmierci. Tak po prostu, aby oderwać się od bólu. Leżałam sobie, czekając aż ktoś mi pomoże. Gdybym była w domu, rodzice już dawno sprawdziliby czy żyję. Zawsze tak robili, kiedy miałam chociaż minutę opóźnienia i na czas nie zeszłam na dół. Tutaj nie miałam nikogo. Miałam wrażenie, że moja ręka waży tonę, kiedy podniosłam ją, by sięgnąć po telefon. Wyszukanie w nim Messengera zajęło mi tak dużo czasu, że to było aż śmieszne. Dałam radę wysłać tylko "Alar". Nigdy pisanie mnie tak nie męczyło. Nawet myślenie mnie bolało. Czekałam, "umierając" z bólu. Dlaczego on nie może jak każdy normalny człowiek odebrać wiadomości i jej przeczytać?! Cholera jasna... niech ktoś coś zrobi. Zamknęłam oczy, a mój zmysł słuchu się wyostrzył. Na korytarzu niosło echo kroków, które zatrzymały się pod moimi drzwiami. Tak. Teraz tylko wejdź. Wszedł, a kiedy zobaczył mnie leżącą bez życia, podbiegł do mnie.
- June, jak ci pomóc? - zapytał, jakbym mogła odpowiedzieć.
- Pudełko - szepnęłam. Rozejrzał się i na szczęście znalazł czarne pudełko ze strzykawkami.
- Gdzie?
- Szyja - szepnęłam. Wyszukał żyły, wbił igłę, wstrzyknął. Jaka to była ulga... ciężko powiedzieć. Chłopak usiadł na skraju łóżka i wpatrywał się we mnie.
- Lepiej? - zapytał, a ja byłam już w stanie pokiwać głową. - To dobrze.
- Dobrze, że wczoraj się wygłupiłeś pisząc do mnie - odparłam, a on spuścił głowę. Zaczęłam bawić się jego włosami, ból w rękach szybko puszczał. - Co przystojniaku, zbliżyłeś się, przyjrzałeś się i widząc jaka brzydka jestem, uciekłeś?
- To nie jest śmieszne - jego policzki płonęły. Jakie to słodkie.
- Jednak jesteś wyjątkowy... no i rycerski.
- Naśmiewaj się, proszę bardzo.
- Naśmiewaj? Aż tak nisko mnie oceniasz? To ja tutaj jestem od krytyki.
- Przep... - zakryłam mu dłonią usta.
- Przecież nie masz za co - uśmiechnęłam się.
- To było głupie - wyrwał mi się.
- Szkoda... a już myślałam, że mogę się komuś podobać.
- Bo możesz - przyznał zapalczywie i ponownie spuścił wzrok.
- Coś czuję, że kręcisz - zaśmiałam się. - A gdzie twoja bezcenna pewność siebie?
- Chyba gdzieś mi się zgubiła - uśmiechnął się nieśmiało. Podniosłam się do siadu, zbliżyłam do niego na tyle, że złączyłam nasze czoła.
- A widzisz, mi się jakoś ta moja pewność siebie odnalazła na chwilkę.
- Tylko na chwilę? - zapytał.
- Tak. Dlatego masz bardzo mało czasu, na decyzję. Idziesz czy zostajesz ze mną? Bo widzisz w moim przypadku, chodzenie dziś odpada.
Alar?
Hahahahaha, wygrałam. Wybieraj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz