Jak ja nienawidzę się wzruszać... a nie przepraszam, ja się nie wzruszam. Chociaż smutno mi się zrobiło, słuchając Alistaira. Podeszłam... no dobra, pokuśtykałam do niego i zaczęłam delikatnie krążyć ręką po jego plecach.
- Wiem co czujesz - odparłam.
- Czyżby? - mruknął. - Czy ty utykasz?
- Cóż, ludzie z martwicą czy innym gównem w nodze tak mają - odparłam, pokuśtykałam do łóżka i usiadłam na jego skraju. - Tylko w moim przypadku to nie dotyczyło zwierzęcia, jak bardzo okrutnie to by nie brzmiało.
- A kogo? - poklepałam miejsce obok mnie, a chłopak jak trochę nieposłuszny pies, poopierał się, ale w końcu podszedł u usiadł.
- Opowiem ci jedną z najbardziej przerażających historii, jaką poznałam w życiu.
- Proszę...
- Cicho bądź - przerwałam mu. - Była sobie raz jedna dziewczyna, która chciała zostać baletnicą. Miała przystojnego chłopaka, który miał zostać prawnikiem i zapewnić jej byt, po skończonej karierze. I wiesz co?
- Co? - mruknął.
- Kiedy raz jechali motocyklem, uderzył w nich pijany kierowca - po chwili zdał sobie sprawę, że mówię o sobie. - Chłopak zginął na miejscu, dziewczyna przeszła masę operacji i została ze sztuczną kością oraz bólem codziennie rozrywającym jej ciało. A najlepsze jest to, co usłyszała od lekarza, zaraz po obudzeniu się ze śpiączki. Miała pani szczęście, pani przeżyła, jednak wystąpiły komplikacje. Jeśli sprawdzi się najgorszy scenariusz, to przeżyje pani maksymalnie pięć lat.
- A ile minęło?
- Trzy - odparłam spokojnie. - Lekarze twierdzą, że nie mam martwicy, lecz raka. Raka kości. Zaproponowali mi łaskawie amputację nogi. To tak jakby weterynarz zaproponował ci uśpienie twojego konia.
- Ile ci zostało?
- W sumie ciężko określić, mogę zacząć pluć krwią, tak jak wspominałam i się nią zakrztusić, i udusić. Tyle - uśmiechnęłam się.
- Boże...
- Bóg ma z tym niewiele wspólnego - odparłam. - Mam dla ciebie propozycję.
- Jaką?
- Nie mogę praktycznie jeździć. Możesz ćwiczyć na Fantome'ie. Jest cudowny, perfekcyjny, szybko się uczy, a ja nie jestem w stanie wykorzystać jego umiejętności.
- Nie mogę...
- Możesz - przerwałam mu i delikatnie walnęłam w ramię. - Pomogę ci z Mitro. Damy radę, stary.
- Dzięki stara. A przepraszam. Dziękuję madame.
- Cała przyjemność po mojej stronie sir - zaśmiałam się. - To dziwne, ale przez ciebie cały czas się śmieję.
- To chyba dobrze - odparł.
- Nie wiem - delikatnie oparłam się o jego ramię. - Dawno się nie śmiałam.
- Dlaczego?
- Bo jak się śmieję, to przypomina mi się mój chłopak, jego imię, uśmiech i chce mi się ryczeć... ale nie przy tobie, stary.
Alistair?
Zgadzasz się na podmiankę?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz