Andy zaciągnął się mocno dymem i
zbliżył się do mnie. Nasze twarze dzieliły zaledwie milimetry,
delikatnie wypuścił dym, między moje wargi. Wzięłam głęboki
wdech, pozwalając aby dym dostał się do moich płuc. Po paru
sekundach odwróciłam głowę w bok, nie spuszczając wzroku z
Andy'ego. Wypuściłam powietrze i pochyliłam się w kierunku
chłopaka. Zamknęłam oczy czekając na dotyk jego ust. Żeby
pocałunek by naprawdę dobry, musi coś znaczyć, musi być z kimś
kto dla Ciebie wiele znaczy, żeby w momencie kiedy zetkną się
wasze usta, poczuć to w całym ciele. Pocałunek tak gorący i
namiętny, że nie chciałabyś zaczerpnąć powietrza, Mimowolnie
odsunęłam się, ścierając ślad po mojej szmince.
-To, że z naszej randki nici nie
znaczy, że nie możemy się zabawić – szepnęłam
-Cz Ty właśnie...
-Kiedyś trzeba zaczął, jeżeli
chcesz mieć taką małą pociechę – Andy spojrzał na mnie
zdezorientowany, w taki sam sposób w jaki ja to zrobiłam,gdy mówił
mi o dziecko.
-Jeden, jeden mój drogi –
zaśmiałam się i zaczęłam tańczyć swój taniec zwycięstwa
-O nie! W tym momencie zaczęłaś
wojnę! - wycofałam się do pokoju,biorąc kotkę na ręce. Ryzyko,
że jej coś zrobi jest mniejsze, więc.... zaryzykuje.
-Zwierząt w to nie mieszaj- pogroził
mi palcem, wzruszyłam ramionami – Juliet – mruknął
- Dobra – jęknęłam, odstawiłam
ją na łóżko, a chłopak od razu do niej podszedł i przykucnął.
Po co mu dziecko jak traktuje swoich pupilów jak maleństwa. A Ares
to do maleństw nie należy,co nadziej przerośnięty trzylatek.
-Co z nią zrobimy? - pochylił się,
„udając”, że jej słucha – Jestem tego samego zdania
Wyprostował się z szerokim uśmiechem
zaczął do mnie podchodzić, namacałam klamkę i otworzyłam drzwi
-Żywcem mnie nie weźmiesz! -
krzyknęłam, wybiegając z pokoju. Andy ruszył za mną,a ja się
tylko modliłam, żebym nie spadła ze schodów. Miałam w planach
wybiec z akademika i schować się za drzewami,gdzie by mnie nie
zobaczył. Jednak ktoś akurat dzisiaj postanowił pozamykać drzwi.
-Wiesz, tak pomyślałam. Może
rozejm? - Uśmiechnęłam się słodko
- Mhmm, nie masz drogi ucieczki –
zagrodził mi ostatnią drogę
- Przytulę Cię – szepnęłam i nie
dając chłopakowi chwili zastanowienia, wcisnęłam się w jego
ramiona. Znowu poczułam to przyjemne ciepło i uczucie błogiej
ciszy. Dziwne, czasem wystarczy, że, ktoś nas przytuli na kilka
minut, żebyśmy potem nie czuli się tak samo. W chwil, gdy
wypuszcza Cię z objęć, czujesz się tak,jakby zabrał z sobą
jakąś część siebie. Zaczęłam wdychać jego zapach, wiedząc,
że zaraz się odsunie.
-Nie zamknąłem drzwi – przerwał
ciszę, jednoczenie łapiąc mnie za rękę i prowadzać z powrotem
na górę. Na szczęście ani Ares, ani Amfitryta nie opuścili
pomieszczenia. Wręcz przeciwnie rozłożyli się na łóżku z
uniesionymi głowami. Prychnęłam pod nosem zwalając Ares'a i
zajmując jego miejsce.
- Teraz to zaczęłaś wojnę –
zaśmiał się Andy, głaszcząc psa po głowie
- Straciłam przyjaciela?
-Pilnuj butów – odpowiedział
krótko, usiadł w moje nogi i wyjął swój telefon, a w tym czasie
całą swoją uwagę poświęciłam kotce i jej miękkiej sierści.
Co trochę zerkałam w stronę chłopaka, który miał za bardzo
poważny wyraz twarzy. Chciałam wierzyć, że chodź z tego co
myśli, część jest mnie, jednak to nie jest przyjemny wyraz
twarzy.
- Wszystko w porządku? - pokiwała
lekceważąco głową, nawet nie odwracając wzroku znad telefonu –
Andy – szepnęłam
-Ta jest okej – mruknął, wstając
i siadając przy biurku
- Możesz chodź raz powiedzieć,co
się dzieję ? Tak żebym nie musiała tego wymuszać ?
- Nic się nie dzieję – wyjaśnił
– Dostałem wiadomość od menadżera
- I to tak Cię wkurzyło ?
-Co? Nie! To bardzo ważnie
- I nie możesz się tym podzielić ?
- Już nie chodziło oto, że chcę wiedzieć. Po porostu
chciałabym, aby był otwarty. Muszę z niego większość rzeczy
wymuszać. Jakbym nie wyjechała też bym się nie dowiedziała o czuję, z czasem to się
robi bardzo męczące
- Nie mogę ryzykować, że ktoś się
dowie. - podniosłam brwi z niedowierzania, czy on sugeruje, że
mogłabym komuś wygadać ?
- Wiesz co ? Nie rozumiem naszych
relacji. Czasem jesteśmy kimś więcej, późnij jesteśmy
przyjaciółmi. A innym razem jak obce sobie osoby. I właśnie tak
jest teraz....
- Juliet, wydaje Ci się, to jest
poważne i ja.....um....
- Chcę żebyś ze mną rozmawiał –
szepnęłam zrezygnowana – Zostawię Cię
Wyszłam szybko z pokoju, upewniając
się, że zamknęłam swoje drzwi na klucz. Wzięłam głęboki
wdech, opanowując bicie swojego serca. Po policzku cieknie mi łza,
za nią kolejna. Nie mogę już ich powstrzymać zbyt wiele różnych
emocji gotowało się we mnie i teraz wyłażą, a ja nie mogę nic
zrobić. To za dużo, jak dla mnie. Czemu choć raz nie może być
wszystko w porządku. Nie możemy cieszyć się tym, że jesteśmy
razem.
Położyłam się na łóżku,
przytulając głowę w swoją poduszkę. Przydałabym mi się teraz
mama, albo przynajmniej babcia, która pogładziłaby mnie po głowie
i powiedziała, że będzie dobrze. Niestety jestem sama i jakoś
muszę dać rade. Przecież to nie pierwszy raz,gdy jestem sama
prawda ?
Mój telefon zaczął wibrować i na
początku liczyłam, że kimkolwiek jest to zaraz da sobie spokój,
jednak nic takiego się nie nastąpiło. Wzięłam komórę do ręki,
na wyświetlaczu widniał numer mojego taty. Ten też wybierze sobie
moment
-Cześć tato- pociągnęłam nosem,
starając się, aby mój głos się nie załamał
-Przepraszam, że tak długo nie
dzwoniłem, ale byłam zajęty i – przerwał i głośno przełknął
ślinę- Muszę w końcu Ci powiedzieć, kojarzysz moja asystentkę
Jennifer?
- Tak, kojarzę ją – przygryzłam
wargę,czekając na ciąg dalszy wiadomości
-Od dłuższego czasu się spotykamy
i um.....poprosiłem ja o rękę. Zanim coś powiesz, naprawdę mi
na niej zależy
- Tato! Obiecałeś,obiecałeś, że
będziemy tylko my! Że nie pojawi się ktoś trzeci, czego się
spodziewasz, że pogratuluje i zaczniemy być szczęśliwą
rodziną? Nie!
-Muszę ułożyć sobie życie –
westchnął
- Nie chodzi o to, dopiero teraz mi o
tym mówisz? Powinnam ją poznać, przywiązać się! Nie znam jej i
na pewno nie zastąpi mi mamy - rzuciłam telefonem o ścianę, a
ten rozpadł się na części trzecie. Tak cholernie
potrzebuje,żeby ktoś mnie przytulił. Wytarłam łzy policzków,
miałam gdzieś, że w tej chwili jeszcze bardziej się rozmazuję,
irytowały mnie,
~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*
Zapukałam delikatnie w drzwi po cichym
„proszę” je uchyliłam. Andy siedział na łóżku i głaskał
Ares'a po głowie. Spojrzał na mnie i gwałtownie podniósł się z
miejsca.
-Przepraszam – szepnęłam,chowając
głowę w jego koszulę
- Co się stało? - oparł brodę i
czubek mojej głowy
-Jestem zmęczona. Naprawdę nie chcę
już tak żyć. Jestem zmęczona udawaniem, że wszystko w gra,bo
wcale tak nie jest. Za każdym razem, kiedy się uśmiecham, czuję
się tak, jakbym się oszukiwała,ale nie wiem jak inaczej żyć –
wybuchnęłam płaczem, złapałam jego koszulkę, aż moje palce
zbielały.
Andy?(przepraszam, że gift są tak w kupię)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz