Obudziły mnie jakieś hałasy z zewnątrz, coś jak powarkiwanie i ciche głosy. Skuliłam się pod kołdrą, nie bałam się ciemności, ale nienawidziłam budzić się w środku nocy. Spojrzałam na telefon, było już grubo po północy. Dźwięki nie ustawały, a ja leżałam coraz bardziej zaniepokojona, i na dodatek zaczęło robić mi się gorąco. Długo zajęło mi przemożenie się, wreszcie wstałam i włączyłam lampkę nocną, światło oślepiło mnie, a ja domknęłam okno, które okazało się uchylone. Napiłam się jeszcze trochę wody, ale potem długo nie mogłam zasnąć, leżałam wtulona w moją poduszkę i wpatrywałam się w świecącą się kontrolkę od ładowarki od laptopa.
Nienawidziłam dźwięku mojego budzika, ale nie potrafiłam go zmienić, za każdym razem włączała się jakaś nakładka ekranowa, i nie umiałam jej w żaden sposób wyłączyć, dlatego za każdym razem wstawałam sfrustrowana i ogłuszona elektronicznym, nieprzyjemnym pikaniem. Miałam dziś dużo czasu na zebranie się, ponieważ nie było porannego treningu. Umyłam twarz, pomalowałam się i uczesałam wysokiego koka, a potem założyłam na siebie zwykłą, brudnozieloną koszulę z kołnierzykiem, czarne jeansy i wysokie trampki tego samego koloru. Podwinęłam rękawy i wyszłam na śniadanie, było jeszcze dość wcześnie, a stołówka była niemal pusta. Zabrałam sobie jogurt naturalny z płatkami owsianymi i usiadłam przy pustym stoliku, ale później zagadnął mnie jakiś chłopak. Z krótkiej rozmowy dowiedziałam się, że nazywa się Jonatan. Przez dobre pięć minut uczyłam się poprawnie wymawiać jego nazwisko, a później ze śmiechem tłumaczył mi sekret układania jego irokeza. Nieźle mnie to rozbudziło, a Jonatan dotrzymał mi towarzystwa na pierwszej lekcji, ale potem gdzieś zniknął. Reszta dnia minęła mi dość szybko, wreszcie poszłam na obiecujący przedmiot jakim była retoryka.
Większość miejsc w klasie była już zajęta, rozejrzałam się i dostrzegłam Lewisa siedzącego samotnie w ławce przy ścianie. Podeszłam spokojnie i chrząknęłam, by zwrócić na siebie jego uwagę.
- Mogę się dosiąść? - spytałam, wolne krzesła były tylko w dwóch pierwszych rzędach, a ja nieszczególnie przepadałam za humanistycznymi przedmiotami. Do klasy energicznym krokiem weszła białowłosa nauczycielka, czy tutaj każdy, oprócz trenerów, już zdążył osiwieć? Widząc ją, Lewis przytaknął bez słowa i przesunął trochę swój podręcznik, a ja usiadłam.
- Nie wyspałeś się? - odezwałam się i nie patrząc na niego, wyciągnęłam z torby zeszyt i długopis, nie miałam czasu by kupić książkę.
- Nawet jeśli, to co cię to obchodzi? - odburknął niemiło. Zmierzyłam go wzrokiem i zacisnęłam usta.
- Zwykły, ludzki gest zainteresowania, niektórym może poprawiłby humor - odpowiedziałam zirytowana. Zdenerwował mnie, z jednej strony gówno obchodziło mnie co u niego, ale z drugiej to nie do końca. Przeczę sama sobie.
- "Poprawiaj" humor komuś innemu, przywaliłaś się do mnie jak jakaś zagubiona w parku ośmiolatka - syknął. Otworzyłam usta i już miałam coś odpowiedzieć, ale wtedy profesorka uciszyła klasę i zaczęła
- Dobrze, nawet na ciebie już nie spojrzę, dziękuję za wczorajszą pomoc - odparłam lodowatym tonem i odwróciłam się. Wpatrywałam się w tablicę i bawiłam od niechcenia długopisem, co jakiś czas notowałam (a raczej skrobałam, bo mam potworny charakter pisma), pojedyncze zdania wypowiadane przez nauczycielkę. Niezbyt wiele wiedziałam z tej lekcji, było coś o wpływie skrajnych sytuacji na życie rodzinne, czy jakoś tak.
- Dobrze, moi drodzy - powiedziała Angelina pięć minut przed końcem lekcji. - Chciałabym, żebyście w parach przygotowali pracę pisemną, myślę, że cztery strony byłyby w porządku, będzie dotyczyła ona dzisiejszej lekcji, macie na nią tydzień. Dodatkowo, proszę byście nie korzystali z internetu, a z informacji, które znajdziecie w innych źródłach, sprawdzę to - uśmiechnęła się kobieta, a po sali przetoczył się smętny jęk. Beznamiętnie oparłam podbródek o rękę i poprawiałam kontur narysowanego na marginesie kwiatka. - W pracy zawrzyjcie co najmniej dwa teksty literackie, wasz pomysł na rozwiązywanie owych problemów i ewentualnie możecie wysnuć domysły, jak wyglądałoby wasze życie w podobnej sytuacji - dodała, a potem na kilku karteczkach napisała pięć różnych tematów i wrzuciła je do pudełka. Przeszła się po klasie, by uczniowie losowali swoje zadania. Podeszła do naszej ławki, włożyłam rękę do kartonika i chwyciłam za karteczkę. Rozwinęłam i odczytałam temat, jakim była przemoc rodzinna. Spojrzałam pytająco nauczycielkę, uważam, że głupim pomysłem było dotykanie tak drażliwych tematów przy kilkudziesięciu różnych osobach, których przecież w ogóle nie znała. A po za tym, czy ta kobieta ma dobrze w głowie? Skąd mam wiedzieć co bym robiła, gdyby mnie tłukli w domu, albo nie wiem, molestowali? Angelina zapisała naszą parę i odeszła dalej.
Zadzwonił dzwonek, a ja sięgnęłam po wszystkie rzeczy i wpakowałam je naraz do torebki, by szybko opuścić klasę.
- Biblioteka w uniwersytecie będzie pewnie zapchana przez to zadanie, lepiej jeśli poszukamy jakiejś innej - rzuciłam do Lewisa i odeszłam nie czekając na odpowiedź. Pozostała mi jeszcze tylko jedna lekcja, a na dodatek była to biologia, którą bardzo lubiłam. Z racji, iż mieliśmy dziś wolne popołudnie stwierdziłam, że zabiorę Fifiego na halę i poćwiczymy troszkę jego zwinność.
Godzina minęła bardzo szybko, wróciłam do pokoju i przebrałam się w jakieś leginsy, oraz wygodną, ciepłą bluzę. Gdy zaglądałam do torebki, by poszukać mojej szczotki do włosów dostrzegłam między moimi rzeczami podręcznik Lewisa. Westchnęłam głośno, musiałam z rozpędu mu go zabrać. Rzuciłam go na biurko, oddam go przy okazji, nie będę teraz za nim latała.
Wyszłam do stajni i przywitałam się z moim podopiecznym, założyłam mu tylko kantar i przypięłam do niego lonżę, a potem zabrałam na halę, na szczęście była pusta, tylko jakaś dziewczyna ćwiczyła coś z boku, ale w ogóle nie przeszkadzała. Rozłożyłam prostopadle do siebie trzy przeszkody i rozgrzałam trochę Phillipe'a i poprowadziłam go przed jedną z przeszkód, całe ćwiczenie polegało na tym by szybko przeskakiwać i skręcać za niskimi przeszkodami, na tyle szybko by przeskoczyć wcześniej pokonaną, tyle że z przeciwnej strony. Trochę się nabiegałam, bo Fifi uparcie skręcał cały czas w lewo, zamiast w prawo i ewidentnie robił to celowo. Zorientował się jednak, że nie mam zamiaru mu dziś odpuścić i po bitej godzinie zrehabilitował się wreszcie i zaczął perfekcyjnie wykonywać moje polecenia. Zmachana, ale zadowolona z efektu pogłaskałam go po tym głupim łbie, a on zaczął niuchać w okolicach moich kieszeni. Zaśmiałam się tylko do niego cicho i podsunęłam mu ciastko zbożowe, a potem pocałowałam w nos. Wzięłabym go jeszcze dziś na krótki spacerek, ale niestety lało jak z cebra.
Zaprowadziłam wierzchowca do boksu i wyczyściłam dokładnie, wyjątkowo dużo czasu spędziłam dziś na wyczesywaniu mu brudu z ogona.
- Jak tylko zrobi się cieplej, pójdziesz pod prysznic - ostrzegłam go, a on wytrącił mi szczotkę z rąk. Pokręciłam głową i wyszłam ze stajni, akurat na korytarzu natknęłam się na Lewisa, idącego z psem u boku. Odsunęłam się bliżej ku ścianie, miałam zamiar trzymać się moich słów z retoryki.
Lewis?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz