niedziela, 8 stycznia 2017

Od Yekateriny



Stałam przed wielkim gmachem akademii. Przez kilka lat marzyłam by stać właśnie tu, trzymając walizkę i czekając na nie wiadomo co. Czy ja na pewno tu pasuje? Co jeśli nikt mnie nie polubi? Z tej pasjonującej konwersacji z samą sobą, wyrwał mnie dźwięk nadjeżdżającego pojazdu. Odwróciłam się i zobaczyłam auto mojego ojca, do jego samochodu była doczepiona niewielka biała przyczepa do przewozu koni.
Nawet nie chce wiedzieć ile czasu zeszło mu na same próby wepchnięcia tam Gaviego, wole się nawet nie pytać.
Chwile stałam i wpatrywałam się w małe okienko w przyczepie, gdzie było można zobaczyć niecierpliwie ruszający się zad mojego Achałtekina. Po chwili z auta wysiadł mój przyszywany ojciec, podszedł do mnie i przytulił mnie, oddałam przytulasa. Byłam mu wdzięczna że przyleciał tu ze mną prosto z ameryki, szkoda że nie ma tu mamy. Rozumiem że ma pracę ale jednak nie będziemy się widzieć przez może następne kilka lat, no ale co zrobisz? Po zakończeniu przytulasków, powiedziałam że muszę iść odebrać swój kluczyk do pokoju, poprosiłam też tatę o to by poszedł odprowadzić wałach do stajni. Potem się rozeszliśmy się w przeciwne kierunki. Słyszałam jeszcze krótkie “Gavilian uspokój się!”.
Weszłam do sekretariatu gdzie zobaczyłam sympatycznie wyglądającą starszą kobietę, uśmiechnęłam się do niej na co ona odpowiedziała tym samym.
- Dzień dobry, mogłabym poprosić kluczyk do pokoju ///? - Powiedziałam dalej ściskając walizkę, jestem taka podekscytowana.
- Proszę kochanie, miłego pobytu - kobieta wyglądała na naprawdę sympatyczną, dobra potem będę rozmyślała o tym kto jest fajny a kto nie. Teraz skupmy się na znalezieniu pokoju.

***
Chodziłam po akademii już przez dobre pół godziny. Teraz w mojej głowie głowie rozbrzmiewało pytanie “Gdzie ja do cholery jestem?”. Nie wiem ile jeszcze będę tak chodzić, mam nadzieje że jak najkrócej. Szczerze, mogłabym zapytać się kogoś. Jednak wolałam sama poszukać. Nie będę przecież robiła pierwszego wrażenia jako ta która zgubiła się w poszukiwaniu pokoju. Więc wracając do poszukiwania. Mijałam niektóre osoby już 4 raz, ciekawe co sobie myślą jak widzą mnie już któryś tam raz z walizką w ręce. Musi to naprawdę zabawnie wyglądać, przechodzę tędy już chyba setny raz myśląc że jakimś magicznym cudem pojawi się tu mój pokój.
Po jakiejś godzinie chodzenia w kółko wreszcie znalazłam ten cholerny pokój. Było już późno więc postanowiłam rozpakować się jutro, pewnie i tak rozpakuje się za tydzień czy dwa. Tylko się umyłam i runęłam na łóżko nie zwracając uwagi czy nawet ktoś ze mną mieszka, jutro się dowiem.

***
Od kilku godzin przewracałam się z boku na bok. To z tym łóżkiem jest coś nie tak, czy ze mną? Muszę się chyba przejść. Założę się że potem się znowu zgubię, może będę w czasie spaceru rozrzucać okruszki żeby na pewno się nie zgubić. No cóż, co mnie nie zabije to mnie wzmocni. Wstałam do siadu i przetarłam oczy. W kącie łóżka spała moja perska kotka o imieniu Ankara, teraz zadaje sobie pytanie co podkusiło mnie by nazwać kota nazwą stolicy Turcji? No cóż, nie powiem że jest brzydkie, jednak teraz nazwałabym ją na przykład Mona lub Hellira. Wstałam i chwiejnie podeszłam do walizki. Grzebałam w niej przez dobre 5 minut tylko po to by znaleźć kurtkę. Wreszcie ją znalazłam, nie chciało mi się już szukać czapki i szalika. Mam dobrą odporność, nie rozchoruje się, mam nadzieje.
Cicho szłam przez akademickie korytarze. Nie mam zamiaru nikogo budzić, takie rzeczy będą później. Wreszcie znalazłam wyjście z budynku. Włączyłam latarkę w telefonie i szłam powoli by nie wywrócić się o na przykład kamień. Zobaczyłam coś co przypominało stajnie, zapewne nią też było. Niech tylko drzwi będą otwarte bo będę musiała się włamać. Bóg chyba usłyszał moją prośbę, popchnęłam mocno drzwi i przecisnęła się przez niewielką szparę. Poczułam jak w moją osobę wpatruje się kilkadziesiąt par błyszczących oczu.
Świeciłem latarką po kolei na każdego wierzchowca, wreszcie zobaczyłam znajomą parę ślepi.
- Cześć Gelviś, jak ci się tu podoba? Poznałeś już jakąś ciekawą klaczkę? - Zaśmiałam się cicho - Przykro mi ale nie możesz już liczyć na potomstwo, przepraszam że pozbawiłem cię męskości ale musiałam. Bez tego nachodził byś każdą możliwą przedstawicielkę płci pięknej. Miałabym kłopoty przez ciebie.
Wałach jedynie skubnął rękaw mojej kurtki jakby dobrze wiedział co powiedziałam. Wpadłam na pomysł, nie był mądry no ale jestem dorosła, sama ponoszę za siebie odpowiedzialność.
Chwyciłam za wiszący przy wejściu do boksu kantar i uwiąz. Odpięłam uwiąz i założyłam koniowi kantar. Ten dziwnie posłuszny dziś Achałek coś knuje. Podpiąłem uwiąz i otworzyłam szerzej boks. Wyprowadziłam Gaviliana przed boks. Przywiązałam Wałaszka na chwile i podeszłam do wejścia żeby je otworzyć, chwile mi to zajęło ale w końcu się udało.
Wróciłam do wierzchowca i od wiązałam go. Pociągnęłam za uwiąz i poprowadziłam wierzchowca przed siebie. Jeszcze nikomu nie zaszkodził krótki spacerek, no może jest trochę zimno, ale jednak dalej pięknie. Biały puch skrzypiał pod moimi nogami a Gavilian nie wyglądał na zadowolonego tą przechadzką. W końcu postanowił postawić na swoim, stanął w miejscu i nie miał zamiaru się ruszyć dopóki nie zawrócimy.
- Gavilianie, rusz swoje grube cielsko! Proszę nie rób scen! Już miałam cie pochwalić! - ciągnęłam za uwiąz ale to nic nie dawało, koń stał jak słup soli. Czemu on zawsze mi to robi?! Kiedyś zrobię sobie z niego mielone obiecuje!
Po kilku minutach bezowocnych prób zawróciłam do stajni, Gaviś był tym bardzo zadowolony. Kiedy szliśmy spokojnie on postanowił zrobić coś “zabawnego”. Wałach nagle ruszył galopem przez co ja zostałam pociągnięta do przodu, upadłam na zimną, pokrytą śniegiem ziemię. Popatrzyłam na swojego jakże wspaniałego wierzchowca, gdybym potrafiła zabijać wzrokiem nie wiem ile razy te zwierze musiałoby zmartwychwstawać.
- Czy to według ciebie było zabawne głupia koniopodobna kupo futra? - nie chciałam go obrażać, jednak w takich okolicznościach nie umiałam się powstrzymać.
Wstałam i otrzepałam się od śniegu. Podeszłam do mojego kochanego płoda i złapałam go zaraz przy kantarze. Po kilku próbach odgryzienia mi palców wreszcie się ogarnął.

***
Po odprowadzeniu tej dziwnej kreatury do boksu wróciłam do pokoju i walnęłam się na łóżko przy tym zrzucając Ankare z pościeli. Kotka niezadowolona wspięła się na materac i położyła się centralnie na mojej twarzy. Zepchnąłem kotkę na co ona odpowiedziała mi wbiciem pazurów w policzek.
- Ała! Czy naprawdę wszyscy dziś mnie nienawidzą? Proszę was, co ja takiego zrobiłam? - Powiedziałam trzymając jasno szarą kotkę nad głową. Ta tylko zamachnęła mi łapą kilka centymetrów przed twarzą - A idź śmierdzielu!
Zrzuciłam kotkę na podłogę i przekręciłam się na drugi bok. Ta tylko wspięła się na krzesło stojące pod ścianą, kilka razy okręciła się i mrucząc zasnęła. Posłałam jej piorunujące spojrzenie i zasnęłam.

***
Z błogiego snu wybudził mnie dźwięk budzika. Otworzyłam leniwie oczy, przetarłam je. Poco szłam spać tak późno? Spojrzałam na swoje kolana, były pozdzierane i miały kilka siniaków, głupia kobyła. Leniwie wstałam i zaczęłam kierować się w stronę walizki. Wzięłam pierwszą lepszą bluzkę i spodnie. Spojrzałam na to co wybrałam, sweter i spodnie z dziurami, super moje siniaki będzie widać. Wzięłam telefon do ręki i wyszłam w pokoju, już miałam zejść po schodach gdy przypomniałam sobie że nie zrobiłam nic z włosami. Zawróciłam w stronę pokoju.
Chwyciłam szczotkę i zaczęłam czesać włosy, czasem wydłubując z nich jakieś patyki czy inne brudactwa. Po zakończeniu wojny z włosami znów ruszyłam w stronę drzwi. Zeszłam do stołówki. Zabrałam swoją porcję i zapatrzona w telefon ruszyłam do najbliższego stolika. Nagle poczułam jak uderzam w coś, a raczej kogoś.


Samantha?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz