sobota, 7 stycznia 2017

Od Harry'ego CD Thomas'a

Stałem za sporym drzewem. Mój oddech gwałtownie przyspieszył kiedy usłyszałem jak ktoś tutaj podchodzi. Przycisnąłem się bardziej do drzewa. Nie chciałem aby ktoś mnie zauważył. Czułem jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej. Stałem bezruchu i słuchałem rozmowy Thomasa z moją siostrą, jeżeli dobrze rozpoznałem drugi głos. Niecierpliwie czekałam na to jak pójdzie w końcu. Minęło kilka minut. Jednak ich rozmowa się zakończyła. Nareszcie.
- N-ni-ni-nie mu-usiałeś być t-taki o-ostry - powiedziałam, wychylając się zza drzewa, gdy już upewniłem się, że moje rodzeństwo odpuściło.
- Inaczej nigdy by nie odpuściła, ale jak chcesz mogę ją zawołać - wzruszył ramionami.
- N-nie! - praktycznie wykrzyczałem.
- Ale na pewno? Może jednak ją zawołam? - powiedział z uśmiechem.
Widziałem jak już otwiera usta aby zacząć wołać Quinlan. Od razu wybiegłem zza drzewa i zakryłem mu dłońmi usta. Czułem jak chłopak uśmiecha się jeszcze szerzej. Po chwili odsunąłem ręce od twarzy Thomasa.
- Boże... N-nie strasz m-m-mnie tak - powiedziałem od razu.
Widziałem jak chłopak otwierał już usta aby coś powiedzieć. Jednak przerwały mu donośne krzyki. Był to najprawdopodobniej jeden z nauczycieli. Przypominał o tym, że za pięć minut jest cisza nocna.
- P-pa - powiedziałem jeszcze i szybko pobiegłem do swojego pokoju.
Na szczęście oprócz moich pupili nie było tam nikogo.
~*~*~*~
Powolnym krokiem wszedłem ze sprzętem Many'ego do jego boksu. Odłożyłem rzeczy na bok i pogłaskałem konia po łbie. Postanowiłem poćwiczyć z nim dzisiaj skoki. Sam byłem już ubrany. Pozostało jedynie oporządzić ogiera. Od razu się za to zabrałem. Jak zawsze Manhattan był spokojny i stał grzecznie. Dzięki temu uwinąłem się ze wszystkim dość szybko. Następnie chwyciłem za wodze i wyszedłem wraz z Hatty'm poza stajnia. Powoli kierowaliśmy się w stronę parkuru. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Wsiadłem na ogiera. Ruszyliśmy przed siebie. Na początek nakierowałem konia na cavaletti. Nie sprawiło to mu najmniejszego problemu. Po kolei pokonywaliśmy kolejne przeszkody. W końcu przyszła pora na triple bars. Przyspieszyliśmy trochę. Skupiłem się maksymalnie. Praktycznie przed samą przeszkodą Manhattan wybił się do góry. Zgrabnie ją przeszkodził, nie zawadzając o nic. Idealnie.
Już miałem kierować go na kolejną przeszkodę... Kiedy straciłem nad nim panowanie. Zauważyłem, że Hatty zaczął zmierzać w kierunku coffina. Czemu on to robi?! Przecież jeszcze nigdy nie udało mu się przez to przeskoczyć?! Zaczynałem panikować. Dopiero po chwili zrozumiałem o co w tym wszystkim chodziło. Manhattan najprawdopodobniej zauważył jakąś osobę i zachciał się popisać czego to on nie potrafi. Próbowałem sprawdzić kto to taki, ale nie dałem rady. Musiałem się skupić na tym co robi ogier. Byliśmy coraz bliżej przeszkody. Na sam koniec... Kiedy Many powinien się już wybić... Ten po prostu stanął dęba. Mocno chwyciłem się konia nie chcąc spaść. Po chwili opadł on na ziemię. Byłem na prawdę przerażony widząc jak koń ruszył do tyłu, a następnie zawrócił aby spróbować ponownie. Bałem się, że za którymś razem kiedy stanie dęba po prostu spadnę. Pomocy?

Thomas? Taki trochę BW... Następnym razem się poprawię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz