Znamy się już trzynaście lat. Do tej pory dokładnie pamiętam ten dzień
kiedy pojawiła się moim życiu. Miałyśmy wtedy obie tylko pięć. To było
jakoś parę dni przed tym jak zostałam zaadoptowana. Od tej pory byłyśmy
nierozłączne - jak siostry. Jednak ostatnio długo jej nie widziałam.
Czasem odzywała się do mnie, ale to wszystko. A teraz siedziała u mnie w
pokoju na parapecie. Tym razem miała czarne włosy, spięte w dwa niskie
kucyki, które jeszcze bardziej podkreślały jej bladą cerę. Dobrze
wiedziałam, że to nie jest jej naturalny kolor. Siedziała po turecku
skubiąc szew swoich niebieskich podkolanówek. Nie pytałam dlaczego jej
bluzka jest w połowie ucięta i założona na lewą stronę. Sama się
przecież podobnie ubierałam.
- Dawno się nie widziałyśmy - zaśmiałam się.
Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na mnie błękitnym i zielonym
okiem (i nie myślcie sobie, że to heterochromia - to po prostu
soczewki).
- Taaa - mruknęła leniwie.
- O co ci chodzi?
- Nie podoba mi się w tej Anglii - przewróciła oczami i spojrzała za okno na śnieg.
- Nie było cię, kiedy podejmowałam decyzję o wyjeździe - odparłam rozdrażniona.
- Nie uważasz, że tu jest trochę...za zimno? I tak...nijak...
- Jeśli o to ci chodzi, to nigdzie nie wracam - odparłam ostro.
Zaczynała mnie naprawdę denerwować. Najpierw znika na długi czas, a gdy
się pojawia stara się mnie namówić do powrotu? Nie ma mowy! Aż tak nie
dam sobą pomiatać!
- Czyli...Angie...nie chcesz współpracować? - spytała urażona albinoska.
- Nie - spojrzałam na nią wyzywająco.
Pokiwała spokojnie głową i powoli zaczęła otwierać okno.
- W takim razie... - zaczęła nawet na mnie nie patrząc - myślę, że
powinnam odwiedzić twojego czworonożnego przyjaciela. Wtedy
porozmawiamy.
Przerażona aż cofnęłam się o krok. Wiedziałam, że Ethel nie przepada za Mountain Dew.
- Nie masz prawa go skrzywdzić - odparłam ostro.
- Och, ale czy ja mówiłam coś o krzywdzeniu? - stanęła na parapecie.
Prosto przed nią ziała przepaść, ale na lewo rozciągał się dach budynku.
- Ja chcę się z nim tylko przywitać - dodała niewinnie i ruszyła w lewo
po ośnieżonym dachu.
Nie wierzyłam jej. Wskoczyłam na parapet i zaczęłam krzyczeć, żeby wracała.
- Angie? - czyiś głos dochodzący z wnętrza pokoju sprowadził mnie z
powrotem na ziemię. Byłam wściekła, ale w tym momencie musiałam się
ogarnąć.
W drzwiach stały dwie dziewczyny. Jedna wysoka, o krótkich włosach, w
okularach; druga mniej więcej mojego wzrostu, o długich włosach i ze
starannym makijażem. Obie miały tak samo zdziwione miny. Przysięgam,
byly identyczne!
- To ty jesteś Angie? - kontynuowała okularnica.
- Taak, a co? - spytałam niby od niechcenia.
Zeskoczyłam z parapetu i zamknęłam okno.
- Słyszałyśmy jak się drzesz. Myślałyśmy, że coś się stało - wyjaśniła ta druga takim tonem jakby to było oczywiste.
- Nic się nie stało - odparłam i spojrzałam na moje bagaże stojące na
środku pokoju niczym mur oddzielający mnie od tych dwóch dziewczyn. -
Muszę się rozpakować...
- Z kim rozmawiałaś? - przerwałam mi ta wyższa bardzo podejrzliwym tonem.
Niby od niechcenia wyjrzałam przez okno, jednak Ethel już tam nie było.
- Z nikim - wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę wyjścia. Wyprosiłam
obie zdziwione dziewczyny z mojego pokoju, po czym sama wyszłam. -
Muszę iść do mojego konia.
- Jeszcze przed chwilą mówiłaś, że musisz się rozpakować - drążyła temat
ta w okularach. - Co jest z tobą nie tak? - spytała takim tonem jakby
uważała, że coś kombinuję.
Nie mogłam im przecież powiedzieć prawdy. Nie uwierzyłyby mi. Podobnie jak wszyscy inni ludzie.
Kto dokończy? Édith? Czy Nucka?
*Ethel nie istnieje; jest tylko wyobrażeniem Angie, więc inni ludzie jej nie widzą*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz