czwartek, 1 czerwca 2017

Od Nialla cd. Charlotte

Po śniadaniu od razu udaliśmy się na zajęcia, mając nadzieję, że nie będą nam się one zbytnio dłużyc. Okazało się być całkiem inaczej, bo każda kolejna lekcja, trwała dla nas coraz dłużej. Przez ten czas, a dokładniej podczas lekcji historii z na której nigdy nie uważałem, udało mi się zauważyć pewną ważną dla mnie rzecz. Charlotte rozmawiała z ludźmi i to na dodatek z własnej woli. Zazwyczaj ograniczała kontakty z rówieśnikami tak bardzo, jak tylko było to możliwe, a teraz.. nie miała z tym takiego problemu. Przychodziło jej to z łatwością, jednak wciąż trzymała się na dystans.
Gdy tylko zadzwonił dzwonek, zerwałem się z miejsca i poczekałem przy drzwiach na Charlotte. Dziewczyna wyszła z klasy ze znudzoną miną i w sumie jej się nie dziwię. Nasz nauczyciel nie jest w stanie powiedzieć czegoś, co by zaciekawiło chociaż jedną czwartą klasy.
- Co dzisiaj robimy? - Uśmiechnąłem się, obejmując ją ręką.
- Jedyne o czym teraz myślę, to położyć się i pójść spać - westchnęła, opierając głowę na moim ramieniu. 
- Myślę, że da się to załatwić - zaśmiałem się, całując ją w czoło.
Wyszliśmy z budynku i pierwsze co udaliśmy się do akademika. Poszliśmy do swoich pokoi, żeby ogarnąć się przed obiadem, a zaraz potem wyszedłem po Charlie, żeby wspólnie udać się na stołówkę. 
Gdy wszedłem do pokoju dziewczyny, ta właśnie zakładała buty. 
- Gotowa? - spytałem, opierając się o framugę drzwi. 
- Daj mi jeszcze chwilę - odpowiedziała, sięgając po szczotkę leżąca na biurku i szybko rozczesała nią włosy, po czym podeszła bliżej i zatrzymała się z uśmiechem przede mną. - Gotowa. 
- W takim razie możemy iść. - Uśmiechnąłem się, odgarniając jej kosmyk włosów za ucho i zatrzymując dłoń na jej szyi. - Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham? 
- Chętnie usłyszę to jeszcze raz. - Uśmiechnęła się uroczo. 
- Panno Reynolds, musisz wiedzieć, że bardzo, ale to bardzo mocno cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. 
Tym razem to Charlotte jako pierwsza wyszła z inicjatywą i zbliżyła nas do siebie, z uśmiechem łącząc nasze usta. 
- Panie Horan, proszę się tak nie podlizywać - zaśmiała się, po czym złapała za moją dłoń - Chodźmy już. 
Udaliśmy się korytarzem w stronę schodów, a zaraz potem zeszliśmy na parter. Stołówka już zapełniała się ludźmi, jednak trafiliśmy na odpowiedni moment, bo nie było już, albo jeszcze, kolejki po posiłek. W pomieszczeniu unosił się zapach dnia bogów, bo inaczej spaghetti nie można nazwać. Szybko wzięliśmy tacki i usiedliśmy przy pierwszym lepszym stoliku. 
- Czyli po obiedzie idziemy spać? - Spojrzałem na dziewczynę, która właśnie nawijała makaron na widelec.
- Naprawdę pozwolisz mi się trochę zdrzemnąć? 
- Dlaczego miałbym nie pozwolić? - Zmarszczyłem brwi. 
- Myślałam, że twoje ADHD nie pozwoli ci w ciągu tak pięknego dnia "nic nie robić".
Wywróciłem jedynie oczami i zabrałem się za swój posiłek. Mimo, że Charlotte miała dużo mniejszą porcję ode mnie, to i tak jak zawsze zjadłem pierwszy i musiałem na nią czekać.
- A ja wciąż nie mam pojęcia, jakim cudem tak dużo jesz, a wcale nie tyjesz - odezwała się, wstając z miejsca. 
- To przez mój urok osobisty. - Wyszczerzyłem się, na co dziewczyna pokręciła z uśmiechem głową. 
Odnieśliśmy talerze i trzymając się cały czas za ręce weszliśmy na piętro. Nie potrafię opisać uczucia, jakie towarzyszyło mi, gdy trzymałem Charlotte za rękę. Nigdy wcześniej nie pomyślałbym, że nasze relacje się tak potoczą, jednak jestem z tego cholernie zadowolony. Teraz gdy mogę po prostu podejść do niej i ją przytulić, czuję się naprawdę szczęśliwy. Ciągle się boję. Boję się, że zrobię coś nie tak i nie będę w stanie sobie tego wybaczyć. 
- Wszystko w porządku? - spytała, zamykając za nami drzwi od jej pokoju. 
- Tak, a czemu pytasz? - Otrząsnąłem się szybko, nie chcąc pokazać jej, jak bardzo się tego obawiam. 
Wiem, że za każdym razem zaczyna się denerwować, gdy poruszam ten temat, ale ja naprawdę chcę dla niej jak najlepiej. Mimo, że już kilkukrotnie zapewniała mnie, że gdy zrobię coś nie tak, na pewno mi o tym powie, jednak nie zneutralizowało to moich obaw. Charlie spojrzała na mnie uważnie i wtuliła się w mój tors. Od razu czule ją objąłem, chcąc już cały czas mieć ją przy sobie. 
- Przecież widzę, że coś się stało. Nie uśmiechasz się, a ty się zawsze uśmiechasz - szepnęła. 
- Wiesz czego się boję.
- Żab? - Uniosła wzrok, patrząc mi w oczy. 
- Ja się ich nie boję! Po prostu są obleśne, blee - zaśmiałem się. 
- O co chodzi, Niall? - Tym razem zabrzmiała o wiele poważniej.
- Nie chcę cię stracić - odpowiedziałem, a mój głos w pewnym momencie się załamał. 
- Przecież mnie nie stracisz - szepnęła, patrząc mi w oczy - Zapomnijmy o przeszłości, obiecuję ci, że jeżeli coś będzie nie tak, na pewno ci o tym powiem. Obiecuję. 
Uśmiechnąłem się słabo, chcąc uwierzyć w jej słowa. Kocham ją i nie wyobrażam sobie, bym mógł zrobić coś, co by ją zraniło. Nigdy bym sobie tego nie wybaczył. 
Charlotte złapała mnie za rękę i usiadła na łóżku. Położyłem się obok niej, a chwilę później Charlie poszła w moje ślady, kładąc głowę na mojej klatce. Przytuliłem ją mocno do siebie, chcąc by takie chwile jak ta, trwały wiecznie. 
~~*~~*~~
- Niall - usłyszałem zaspany głos Charlie - Chyba ta drzemka trwała odrobinę za długo. 
Dziewczyna sięgnęła po swój telefon, leżący na szafce nocnej i odblokowała ekran. 
- Jest już po szóstej - mruknęła przecierając oczy. 
- Mogliśmy spać do rana - odpowiedziałem, przekręcając się na drugi bok. 
Po chwili poczułem, jak Charlotte dotyka moich pleców, a potem już tylko.. podłoga. 
- Wybacz, nie sądziłam, że dasz się tak łatwo zrzucić - zaśmiała się, wychylając głowę znad łóżka. 
Szybko chwyciłem ją za rękę, ściągając na dół, tak, że w tym momencie leżała na mnie. Przejechałem dłonią wzdłuż jej talii i zacząłem łaskotać. 
- Przestań - pisnęła, próbując się wyrwać - Niall, proszę. 
- A co z tego będę miał? - Uśmiechnąłem się, na chwilę zaprzestając swoich "tortur".
- Już nigdy więcej nie zrzucę cię z łóżka.
- Słaba propozycja. - Zmarszczyłem brwi, powracając do poprzedniej czynności. 
- Okej! Okej! - zaśmiała się - Wymyślę coś innego, ale błagam, przestań już! 
- A buziaka dostanę? 
- Pozwól, że to przemyślę. - Uśmiechnęła się triumfalnie. 
Dziewczyna przez dłuższą chwilę przyglądała mi się w całkowitej ciszy i za wszelką cenę chciała powstrzymać uśmiech cisnący się jej na twarz. 
- Nie trzymaj mnie w takiej niepewności - jęknąłem. 
Charlie już nie wytrzymała i z szerokim uśmiechem cmoknęła mnie w policzek. 
- No wiesz ty co.. mogłaś się bardziej postarać. - Zrobiłem smutną minę. 
- Nie określiłeś się dokładnie, chciałeś buziaka, to dostałeś buziaka.
- No Charlieeeeeee... - jęknąłem, robiąc "dziubek" w jej stronę. 
- Lepiej? - zaśmiała się, cmokając mnie w usta. 
- Lepiej. - Uśmiechnąłem się szeroko. - Idziemy do stajni? Możemy się gdzieś przejechać, albo chociaż pojeździć na ujeżdżalni, co ty na to? 
- W sumie możemy. Daj mi tylko trochę czasu, mam ochotę na zimny prysznic - powiedziała, podnosząc się z podłogi. 
- Mogę iść z tobą. - Poruszyłem brwiami, na co w odpowiedzi oberwałem.. chyba poduszką - Dobra, dobra. Poczekam w stajni, Andorra pewnie będzie wymagała długiego czyszczenia. 
Dziewczyna kiwnęła głową i wyjmując z szafy ubrania, udała się do łazienki. Wyszedłem z pokoju, rzucając przelotne spojrzenie na psiaki śpiące pod biurkiem, gdy na chwilę podniosły swoje głowy, by sprawdzić co się dzieje. Przebrałem się szybko w coś wygodniejszego i razem z Corą udaliśmy się do stajni. Pierwsze co, to zabrałem z siodlarni skrzynkę że szczotkami Andorry, a suczka od razu pobiegła pod odpowiedni boks. Miejsce obok zawsze było puste, jednak tym razem stał tam koń rasy achał-tekińskiej, jeżeli dobrze zauważyłem. Obok niego krzątał się jakiś chłopak, który.. wydawał mi się znajomy. Na pewno już go gdzieś widziałem, jednak za cholerę nie byłem w stanie przypomnieć sobie skąd go kojarzę. 
Nie chcąc tak stać jak kołek, wszedłem do boksu i zacząłem szczotkować klacz. 
- Em.. cześć. Wiesz, gdzie jest siodlarnia? Bo nie za bardzo wiem, że zanieść sprzęt klaczy- Odwróciłem się i zobaczyłem jak blondyn opiera się o wejście do boksu Andorry. 
- Tamte drzwi - odpowiedziałem, wskazując odpowiednie miejsce. 
- Dzięki - rzucił i żwawym krokiem wyszedł ze stajni, by zaraz wrócić z ekwipunkiem jego konia. 
Postanowiłem zignorować denerwujące uczucie, że już kiedyś go widziałem, bo najpewniej tylko mi się wydaje. Andorra zaczęła zaczepiać Corę, leżąca w kącie boksu, a ja miałem czas na spokojnie ją wyczyścić. 
- Andorra ma nowego sąsiada? - Usłyszałem wesoły głos Charlie. 
Odwróciłem się i wyszedłem na chwilę z boksu. 
- Chyba sąsiadkę - zaśmiałem się. 
- Aż tak nie zaglądałam. - Wywróciła oczami, uderzając mnie delikatnie w ramię. 
Boks Fridee znajdował się po drugiej stronie i kawałek dalej niż boks Andorry. Charlotte miała już iść do siodlarni po sprzęt jej konia, jednak usłyszeliśmy za sobą czyjś głos. 
- Charlie? 



Charlotte?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz