- Idź do hotelu i zacznij się przygotowywać, ja zajmę się końmi i sprzętem. - zdecydowała trenerka. - Chyba nie chcemy powtórki z Cambell. - uśmiechnęła się delikatnie posyłając mi perskie oczko.
- Oj tam, to było tylko małe obsunięcie. - odparła, i z nosem w telefonie wyszłam ze stajni.
Była równo dziesiąta, do zawodów zostały trzy godziny. Z tego co wiem, to będą transmitowane w telewizji.
~ Będę oglądać! Trzymam kciuki skarbie <3 ~ dostałam wiadomość od Jamesa.
~ Nie zapesz :((((((
~ <3
Nagle poczułam, jak gwałtownie centralnie w kogoś wchodzę. O mało co nie upadłam na ziemię, ale na szczęście ta osoba mnie złapała. Potrząsnęłam głową i nerwowo spojrzałam ku górze. I wiecie kogo zobaczyłam? Był to ten największy idiota na świecie. James.
- Co ty tu robisz? - uśmiechnęłam się szeroko widząc go.
- Przecież mówiłem, że będę ogląda. - przyciągnął mnie do siebie.
- Myślałam, że chodzi o telewizję. - wtuliłam głowę w jego ramię, a dłoń splotłam z palcami u mojej.
- Jakbyś mnie nie znała. - chłopak wywrócił oczami.
- Chodźmy już lepiej do hotelu, nie chcę się spoźnić na start.
- Z twoim ogonem to powinnaś już zacząć się przygotowywać. - James ruszył za mną.
Hotel znajdował się na terenie stadniny. Nie był on za duży, bo posiadał zaledwie parter i dwa piętra, ale był bardzo przytulny i zadbany. W moim pokoju znajdowało się dość duże, eleganckie łóżko z ciemnego drewna, nowoczesna łazienka, lustro, a nawet telewizor i obszerna szafa. Niestety idealnie ułożona pościel po chwili zmieniła się w istny burdel kiedy to tylko James na nie trafił.
- Nie będziesz tutaj spał. - rzuciłam torbę z ciuchami na ziemię i podparłam się rękami o biodra.
- W takim razie będziesz musiała wynieść mnie siłą. - wyszczerzył się.
Westchnęłam głośno kucając, odpinając torbę po czym zabrałam się za rozpakowywanie się. Czasem naprawdę ten głupek mnie irytuje, ale z drugiej strony czasami sama specjalnie działam mu na nerwy.
Gdy mniej więcej byłam ogarnięta z ciuchami zaplotłam moje do tej pory splątane przez lekki wiaterek włosy w dobierany warkocz od początku głowy. Wykonałam też nowy, pełny makijaż, gdyż wcześniejszy, wykonany z samego rana, pod wpływem czasu i temperatury nie wyglądał już tak estetycznie. Nim zakręciłam się wokół siebie z dobre pięć razy, okazało się, że jest już prawie dwunasta, a ja jeszcze muszę się przebrać i ogarnąć konia. Zrezygnowałam z fraka, bo jest zdecydowanie za ciepło, dlatego postawiałam na białą koszulę z krótkim rękawem, klasyczne białe bryczesy i wysokie, czarne oficerki. Chwyciłam kask i palcat w dłonie, zostawiając James'a samego, by posprzątał w pokoju (uwielbiam go wykorzystywać do tych celów) skierowałam się ponownie do stajni koni przyjezdnych. Pyrrus był już dokładnie wyczyszczony, a grzywa została zapleciona w koreczki.
- Brawo, czterdzieści pięć minut przed czasem. - Pani Ruby uśmiechnęła się zgryźliwie.
- Człowiek uczy się na błędach. - odłożyłam kask i palcat wchodząc do bosku. Wałach na chwilę podniósł głowę przestając szamać siano i trącił moją dłoń nosem.
Uśmiechnęłam się delikatnie gładząc go po szyi, a zaraz po tym udałam się po sprzęt. Słynny, oliwkowy czaprak i nauszniki ze złotą lamówką pojawiły się na koniu, chwilę potem wypastowany, brązowy rząd, a na nogach, moje ulubione ochraniacze z futerkiem. Chwyciłam za wodze i wraz z trenerkom udałyśmy się na rozprężalnie, gdyż do pierwszego startu zostało niecałe pół godziny. Wskoczyłam na rudego regulując popręg i zaczęłam go rozgrzewać. Parę minut później obok Pani Stewart pojawił się Loss, od razu widziałam ten telefon w ruchu i nagrywanie mnie na snapa. W dodatku jakiś fotograf robił zdjęcia podczas rozgrzewki, ciekawa ile tym razem w internecie pojawi się moich przypałowych zdjęć z zawodów, na którym moja twarz wygląda, jakbym była upośledzona. Przejechałam kilka razy rozstawiony na rozprężalni parkur. Ruby udzieliła mi kilku ważnych wskazówek, byłam teraz gotowa do wyjazdu. Gdy nadeszła moja kolej ruszyłam kłusem na główny parkur. Praktycznie z każdej strony otaczały nas tłumy widzów, błyskały flesze aparatów, grała muzyka, mimo wszystko Pyrrus był bardzo spokojny. W przeciwieństwie do mnie, stresowałam się tym, że dobre pięć kamer nagrywa mnie i tysiące osób ogląda mnie w TV w tym rodzinka. Dziewczyna na dużym, karym ogierze właśnie skończyła przejazd plasując się tym samym z najlepszym czasem i czystym kontem na pierwszym miejscu w tabeli. Podjechałam do kilku najtrudniejszych przeszkód, by koń mógł je ocenić. Sędzia dał sygnał do startu. Spięłam rudego, który ruszył ze stępa mocnym galopem. Początek poszedł bardzo przyjemnie i bez zrzutek, pomimo tego, że towarzyszyła nam znienawidzona przeze mnie piosenka Despacito. Nie wiem co za dureń to puszcza, ale chyba musi mnie nie lubić. W jednym łuku coś zaczęło się dziać. Kasztan strzelił niezłego barana, takiego, że o mało nie wyleciałam z siodła, a potem niekontrolowanie przyśpieszył, na szczęście udało mi się go szybko stonować. Zbliżaliśmy się teraz do jeden z trudniejszych przeszkód. Był to okser, w jaskrawym, żółtym kolorze ustawiony w kierunku rozprężalni. Rudy pewnie będzie próbował tutaj kombinować, więc spięłam go i przesunęłam ręce do przodu, w trakcie lotu już ustawiłam się na lewo, dzięki czemu uniknęliśmy jakiś nieporozumień. Reszta parkuru poszła na czysto. Widownia nagrodziła nas brawami, a my z wałachem załapaliśmy się na drugie miejsce w kwalifikacji. Poluzowałam wodze i nagrodziłam go mocno klepiąc dwiema rękoma po szyi. Będąc spowrotem na mniejszym parkurze zasiadłam z konia, oddając go Jamesowi, by trochę z nim pochodził.
- Bardzo ładnie Marie. - pani Stewart objęła mnie jedną ręką w pasie. - Jeśli pozostała pietnastka pojedzie gorzej i nie wylecimy z pierwszej dwunastki to mamy finały. - rzuciła żartobliwie. - Tylko nie spinaj się tak. - szepnęła mi na ucho szczypiąc w bok.
- To przez te kamery! - zaśmiałam się.
- Przepraszam. - odezwał się głos zza moich pleców.
Odwróciłam się. Moim oczom ukazał się elegancki mężczyzna ubrany w błękitną koszulę. W ręku trzymał mikrofon i podkładkę na kartki, a na szyi miał przewieszoną plakietkę TV.
- Tak?
- Witaj Marie, nazywam się Steve Jonsson. Jestem dziennikarzem, czy zgodziłabyś się udzielić wywiadu?
Spojrzałam zaskoczona ma moją trenerkę. Wcześniej rzadko kto prosił mnie o wywiad do telewizji.
- Yyy, jasne. - odparłam ścigając kask i oddając go Ruby, po czym ruszyłam za Steve'm.
Stanęliśmy przy ściance z rożnymi logami sponsorów.
- Wchodzimy za trzy, dwa, jeden. - kamerzysta gestykulował palcami.
~ Jest ze mną Marie Saint, australijska zawodniczka mająca na swoim koncie już nie jedną wygraną. Marie, powiedz, jak ci poszło? Stresowałaś się?
~ Parkur bardzo mi się podoba. Tutaj liczy się technika, nie szybkość. Poszło mi bardzo dobrze, a stres niemały, w przeciwieństwie do mojego wierzchowca, który był dziś oazą spokoju. ~ starałam się ciągle uśmiechać.
~ Na razie plasujesz się na czele stawki. Jaki masz plan na jutrzejsze finały?
~ Do Grays przywiozłam ze sobą dwa konie. Jutro wystartuję na mojej klaczy, którą specjalnie przygotowywałam na ten konkurs. Oczywiście jak każdy tutaj, chciałabym zając jakieś miejsce na podium.
~ A więc życzymy wszystkiego dobrego i oczywiście trzymamy kciuki. Dziękujemy, to była Marie Saint.
Odetchnęłam z ulgą kończąc ten piekielny wywiad. Nie lubię takich rzeczy. Swoją drogą dostałam dużo snapów od ludzi,którzy oglądają mnie w telewizji.
~*~
Następny dzień od rana był nieźle zawalony. Zawody startują o dziesiątej, a ja dopiero się ubrałam, uczesałam, pomalowałam i kończę śniadanie. W dodatku głowa nawala mnie niesamowicie. Wczoraj wieczorem jeźdźcy, którzy dostali się do finałów spotkali się w hotelowym barze, wiadomo co się tam działo. Jakie to szczęście, że mam ze sobą tutaj Panią Stewart i James'a, którzy pomagają mi ogarnąć tu wszystko. Trenerka kończyła zaplatać grzywę klaczy w koreczki,a James dokładnie ją wyczyścił.
- Oszalałaś! Przecież ona będzie wyglądała w tym jak wielka beza! - krzyknął brunet widząc, że chwytam na pudrowo-różowy czaprak i nauszniki.
- To dziewczynka James. - wywróciłam oczami. - Rozumiem, gdybym ubrała tak Pyrrusa.
- Przecież i tak mu to robisz! - chłopak chwycił się za głowę.
- Nie mam nic innego.
- Jak to nie masz? A komplet rudego? Albo ten czarny?
- Nie pokaże się dwa razy w tym samym komplecie. - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Kobiety..
Mimo wszystko uległam błaganiom Loss'a i na grzbiecie ciemnogniadej holenderki spoczął czarny czaprak, na uszach czarne nauszniki, pojawił się czarny rząd i ochraniacze z futerkiem. Kopenhaga wyglądała jednak w tym komplecie tak dobrze, że wstawiłam jej zdjęcie na snapa i instagrama. Na rozprężalni musiałyśmy szybko się rozgrzać, bo zostało nam mało czasu. Klacz zawahała się przy wyjeździe na główny parkur. Najwidoczniej lekko wystraszyła się fleszy i całego zamieszania. Jest jeszcze młoda. Pogładziłam ją delikatnie po szyi i spięłam, by bardziej ochoczo szła do przodu. Na razie kobyła była kompletnie spięta, a ja starałam się zachować spokój, by nie udzielać jej mojego stresu. Pokręciłam kilka wolt, poczułam jak Kopenhaga powoli zaczyna się rozluźniać. Zaczęłyśmy przejazd. Parkur wyglądał dzisiaj zupełnie inaczej niż wczoraj. Było więcej ciasnych zakrętów no i oczywiście był o wiele wyższy. Galopowałyśmy solidnym, umiarkowanym tempem. Część przejazdu poszła podobnie jak wczoraj, czyli płynnie i na czysto, niestety pod koniec zaliczyłyśmy zrzutkę na trudnym triple barze znajdującym się tuż obok widowni. Byłam zła, chociaż to moja wina. Za szybko podjechałam do przeszkody. Mimo wszystko byłam dumna z mojej klaczy, w takim wieku robić takie zawody. Nagrodziłam ją kilkoma klepnięciami. Osiem przejazdów później okazało się, że kończę zawody na trzecim miejscu, zaraz za wygrywającą cały cykl dziewczyną na karym ogierze i mężczyźnie z drugiego miejsca na siwej klaczy. Nasze konie dostały piękne, niebieskie flo, a my statuetki i medale. Wyjechałam dumnie do rudny honorowej. Coraz większy progres.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz