Ranek był szary i ponury. Ciemne, deszczowe chmury utrzymywały się aż do późnego popołudnia. Depresyjna pogoda niemal doskonale odzwierciedlała mój aktualny humor. Naprawdę nie miałem najmniejszej ochoty z nikim gadać i gdy tylko zauważałem znajome twarze na horyzoncie zmieniałem kierunek, obchodząc szerokim łukiem skupiska ludzi. Nie było to łatwe na szkolnym korytarzu pełnym ludzi, ale dawałem radę. Na którychś zajęciach przysiadł się do mnie Samuel.
- Coś ty taki niemrawy dzisiaj, co? - szturchnął mnie łokciem w żebra, szepcząc.
Przewróciłem tylko oczami i westchnąłem wymownie.
- Wydaje mi się, jakby dawny Max wyjechał razem z Sammy. - mruknął
Rzuciłem bezbarwne spojrzenie w stronę brata. Próbuje mnie sprowokować? Czy też może sprawia mu niezwykłą przyjemność wpędzanie mnie w jeszcze większy dołek?
- Jak widać. I jakoś nie śpieszy u się na razie wracać. - odparłem i spuściłem wzrok, zakotwiczając go w podręczniku z chemii.
Kiedy po lekcjach, obiedzie i ostatnim treningu w końcu przyszedł czas wolny postanowiłem się przejść. Może trochę pobiegać. Kij z tym, że niebo w dalszym ciągu wylewało z siebie zimne krople. Wychodząc przed akademik dostrzegłem zmokniętą postać w towarzystwie konia. Przez myśl przebiegło mi, że musi to być jedna z nowych. Przystanąłem i stoczyłem sekundową walkę w duchu. Jedna strona mówiła: idź i jej pomóż. Chyba nie wie co ma ze sobą zrobić. Druga zaś szeptała: olej ją i poemosiuj sobie gdzieś daleko w ciemnym lesie. Czułem się prawie jak postać z kreskówki, której na ramieniu siedzą diabełek i aniołek i szepczą jej do ucha. Wygrała strona pierwsza i z cichym westchnieniem podszedłem do zagubionej nieznajomej.
- Cześć, pomóc w czymś? - starałem się by mój głos brzmiał hm, jakoś przyjaźnie, ale ostatnimi czasy naprawdę coraz trudniej mi to przychodziło.
Blondynka odwróciła się w moją stronę i nie odpowiadając wpatrywała się tylko we mnie szarymi jak pochmurne niebo oczami. Cisza. Słychać tylko szum deszczu.
- Yy... Jesteś nowa, tak? - przerwałem to milczenie.
Nieznajoma otrząsnęła się.
- Jak widać. - jej głos był melodyjny i miał ładną barwę.
Resztki grzeczności pobudziły mnie do przedstawienia się.
- Max. - wystawiłem w jej stronę dłoń i posłałem jej lekki uśmiech.
Loren? Wiem, słabe xd Wybacz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz