Kiedy tylko Maureen uwolniła moje nadgarstki, mogłam swobodnie ją dotknąć. I pewnie gdyby nie fakt, że padam z nóg, zgodziłabym się na kolejną rundę. Wiedziałam, że powinnam zrewanżować się jasnowłosej, ale jeśli zasnęłabym w połowie, jedynie bym ją zirytowała.
Zamiast kontynuowania zabawy, odnalazłam po omacku rozgrzane ciało Rhodes i z zadowoleniem chłonęłam jej ciepło. Przy każdym ruchu wzdłuż kręgosłupa przechodziły mi dreszcze, a policzki okryły się purpurą. Nienawidziłam, kiedy tak się działo.
Uśmiechnęłam się słabo, czując delikatne pocałunki Maureen na swoich ustach. Miękkie wargi dziewczyny były niczym jedwab w porównaniu z moimi, suchymi i spękanymi. Przez moment przeszło mi znowu przez myśl, że nie powinno tak być. Reenie zasługiwała na kogoś lepszego niż ja, kogoś kto będzie pewny swojego uczucia do niej. Ja niestety, wciąż wahałam się czy postępuję słusznie.
Po kilku minutach leżałam już w ramionach Rhodes, która bawiła się moimi włosami, leżąc tuż obok. Raz po raz przeczesywała moje długie fale, później zjeżdżając dłońmi na mój kark. Z czasem palce zostały zastąpione przez jej usta.
- Reenie, zaraz zasnę - westchnęłam, chowając twarz w poduszkę. Z każdą chwilą powieki coraz bardziej mi ciążyły i byłam pewna, że zaraz senność zwycięży moją wolę.
- A co ze mną? - naburmuszyła się niczym siedmiolatka, wydymając wargi. - Chociaż buziaczek.
Jęknęłam w odpowiedzi, przewracając się na brzuch. Chciałam spać. Tylko.
Widząc jednak iskrzące psotnie oczy Maureen, podniosłam się nieznacznie i szybko ją cmoknęłam.
- Dobranoc? - spytałam z nadzieją.
- Dobranoc leniuchu - przytuliła mnie na łyżeczki. Czując jej ciepły, regularny oddech na swojej szyi, nie mogłam nie poddać się i uciec do krainy snów.
Ostatnie poranki były wyjęte niczym z typowego fanfiction o zakochanej parze. Budzona przez złociste promienie słońca, przedzierające się przez jaśniutkie firanki. Śpiew ptaków dochodzący zza uchylonego okna i bliska mi osoba leżąca tuż obok.
Dziś oczywiście musiało być inaczej, bowiem zostałam zrzucona z łóżka, tuż po głośnym huku, który najpewniej był grzmotem. Z podłogi mogłam przyjrzeć się ogromnym kroplom deszczu, uderzającymi szaleńczo w okno, jakby usiłowały rozbić szkło. Minęło kilka minut, a niebo niczym igła przecięła błyskawica, rozświetlając na moment burzową ciemność.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że to Maureen mnie zepchnęła, a teraz siedziała pod kołdrą z załzawionymi oczami.
- Reenie - podniosłam się szybko, odruchowo przygładzając włosy, które przez noc zdążyły się okropnie poplątać i zmierzwić. Szybko wskoczyłam na miejsce obok niej i objęłam drżące ciało dziewczyny. - To tylko burza, nic się nie dzieje
Odpowiedziało mi tylko krótkie łkanie i zaraz po tym, dziewczyna wtuliła się we mnie. Dopiero wtedy zorientowałam się, że spędziłam noc nago i nadal nie mam na sobie nic. Tylko na chwilę puściłam Rhodes, by wciągnąć na siebie bieliznę. Do tego biała, luźna koszula i dżinsowe szorty. Czyli całkiem klasycznie.
Zamiast ponownie usiąść obok jasnowłosej, stanęłam naprzeciwko niej i wyciągnęłam w jej stronę rękę.
- Chodź, powinnaś poznać uroki burzy - uśmiechnęłam się lekko, widząc zaskoczenie malujące się na jej uroczej twarzy.
- Nie ma uroków - odpowiedziała stanowczo, ale chwyciła moją dłoń, splatając nasze palce.
- Nie szkodzi spróbować, prawda? - pociągnęłam ją lekko, a kiedy stanęłyśmy twarzami do okna, wskazałam dłonią na piorun, który odznaczył się przez ułamek sekundy na nieboskłonie. Drobne ciało Mauren drgnęło niespokojnie w moich objęciach. Jednak to grzmot wywołał gwałtowniejszą reakcję, bo dziewczyna nieświadomie wbiła paznokcie w grzbiet mojej dłoni.
- Wróćmy na łóżko - poprosiła cicho. Nie pozwoliłam się jej jednak cofnąć.
- Błyskawice są śliczne, poczekaj tylko na następną - poleciłam jej cicho, muskając ustami jej odsłoniętą szyję. Nie minęła chwila, a rozluźniła się znacznie, a mimo iż stała tyłem do mnie, wiedziałam, że się uśmiecha.
Maureen? ;3
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz