czwartek, 4 maja 2017

Od Ruth do Maureen i Heather

- Maureen - pstryknęłam palcami oddalonymi zaledwie kilka centymetrów od twarzy jasnowłosej. Zero jakiejkolwiek, nawet najmniejszej reakcji. Wobec tego powtórzyłam czynność. - Halo, tu Ziemia. Mopsy? - spróbowałam, ale sukcesu nadal brak. - Cholera, na Mo zawsze działało.
Wystarczyło samo wspomnienie o tych psach, a Meredith dostawała pełnoprawnego ataku choroby zwanej fangirlem, w szerszych kręgach znanej pod nazwą "obsesja".
Przeniosłam spojrzenie z blondynki na jej znajomą. Heather, chyba nic nie pomyliłam.
- Jakieś pomysły? - zwróciłam się do nowo poznanej, która przyglądała się Maureen ze szczerym zaniepokojeniem.  - Cholera, ty też odpłynęłaś?
To wystarczyło, by zareagowała.
- Daj jej chwilę - wzrok Heather osiadł na mnie, ale w momencie, gdy ja również zaczęłam się przyglądać, uciekł w bok. Była śliczna, blond włosy okalały harmonijną, uroczą twarz, a i do jej figury nie miałam żadnych zastrzeżeń.
Zignorowałam jej wskazówkę i jeszcze raz spróbowałam dotrzeć do Reenie. Reenie. Dużo bardziej spodobało mi się ten skrót albo raczej przezwisko. Bardziej pasowało do dziewczyny, którą poznałam.
Maureen zamrugała kilkakrotnie, jakby właśnie wróciła do swojego ciała i nie za bardzo orientowała się w danej sytuacji. Skakała spojrzeniem ode mnie do blondynki.
Westchnęłam głośno z wyraźną ulgą, a Heather zareagowała podobnie, jednak mniej zauważalnie. Jakby nie chciała po sobie okazać, że jej też zależało na różowowłosej.
- Odleciałaś nam na chwilę - uśmiechnęłam się lekko, aby skuteczniej zamaskować zdenerwowanie. Między tą dwójką wyczuwało się napięcie, a atmosfera zdawała się być tak gęsta, że można by łapać i odrywać jej kawałki niczym watę cukrową. Z tą różnicą, że różowa chmurka jest dobra. I najlepsza pochodzi z wesołego miasteczka, a tam zdenerwowanie jest raczej rzadkim zjawiskiem.
Zapadła na chwilę ciężka cisza.
- Może chciałabyś pójść do higienistki? - zaproponowałam, przerywając ponownie milczenie.
Maureen pokręciła gwałtownie głową, ale zaraz pożałowała tego ruchu, bo przez jej twarz przemknął grymas.
- Spadłaś z konia, a przed chwilą wyglądałaś jakbyś miała zaraz zemdleć, Reenie... - machinalnie użyłam tego skrótu. Spodobał mi się mi miałam zamiar go używać, o ile dziewczyna nie będzie mieć z nim problemu. Cóż, nie wyglądało, żeby jej ono nie pasowało. - Co jeśli doznałaś jakiegoś wstrząsu mózgu albo...
- Nic mi nie jest - przerwała mi szybko, ściskając dość boleśnie moją dłoń. Wtedy zrozumiałam, że powinnam odpuścić. Sprzeczka była ostatnią rzeczą jaką w tamtej chwili chciałam.
- Ale trening cię ominie - z racji tego, że byłam ciut wyższa od Maureen czułam się trochę pewniej. Zwykle to ja byłam tą niższą i teraz, gdy nasze ramiona się stykały, miałam złudne wrażenie, że nie jestem hobbitem. Wystarczyło jednak krótkie zerknięcie na Heather i tę iluzję szlag trafiał.
- Nic się nie stanie, a ja powiem twojej trenerce... albo trenerowi, że nie najlepiej się czujesz - starałam się dać jej delikatnie do zrozumienia, że w jakiś sposób nadal to ja jestem na wygranej pozycji. - Szlag, mam trening. Heather, zaprowadzisz ją do pokoju? Ja muszę lecieć i tak pewnie jestem spóźniona.
Chociaż nie chciałam inicjować niezręcznej sytuacji, kiedy to zostaną same, nie miałam czasu. Co jak co, ale na treningu musiałam zrobić dobre wrażenie.
Blondynka wahała się chwilę, ale ostatecznie skinęła głową.
Ja pognałam w stronę stajni.

Maureen? Heather?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz