wtorek, 2 maja 2017

Od Brooke CD Lewisa

Alkohol robi z ludźmi rożne rzeczy, ale żeby od razu wyruszać na poszukiwanie żab? Z takim pomysłem się jeszcze nie spotkałam. Oczywiście grawitacja przyciągała mnie do siebie z każdą sekundą i w końcu, w ciemnościach, potknęłam się o coś i wylądowałam na ziemi. Poczułam ból w kostce, a zaraz obok mnie pojawił się Lewis i Zain. Zdołałam zapamiętać z tego, że zaczęliśmy wracać, a Lewis namawiał Zaina aby wrócił z nami co było nie lada wyzwaniem w stanie jakim był. Jednak udało się mu go przekonać. Dobrą gatką da się dużo załatwić.
~***~
Zeszłam na dół. Kostka dalej bolała, ale jednak nieco mniej niż wczoraj. Nie miałam pojęcia jak znalazłam się na górze. W moim przypadku już niewielka dawka alkoholu robiła ze mną co chciała. Może to dlatego nigdy za dużo nie piłam aby na drugi dzień nie wyglądać jak świeżo zakopane zwłoki. W kuchni siedział tylko Lewis. Z tego co pamiętałam trzymał się z nas wszystkich najlepiej. Zresztą i teraz wyglądał dobrze. Spojrzał na mnie, a potem wzrok przeniósł na moją kostkę. Usiadłam przy stole w jadalni, naprzeciwko chłopaka. Gdy w końcu zaczął mi opowiadać o tym co wyrabiał w nocy Zain, najpierw mając się na superbohatera, który usiłował latać od okna do okna, a potem postanowił przypomnieć Lewisowi jakie odgłosy wydają poszczególne zwierzęta, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Powoli dochodziła trzynasta, a w kuchni jak na razie siedzieliśmy tylko my już od dłuższego czasu. Ból głowy powoli, bardzo powoli, zaczął ustępować, ale wiedziałam, że do wieczora się go nie pozbędę. W końcu usłyszałam na schodach kroki i jakieś rozmowy. W jadalni pojawiła się cała Trójca Święta. Na czele szedł Mike potem Nicolas, a na końcu Zain. Nie wyglądali za dobrze. Rose, Matt i Evangelina jeszcze nie zdecydowali się do nas zejść. Zain usiadł obok Lewisa, Nicolas usiadł najdalej od nas jakby chciał oderwać się od naszych rozmów. Mike zaś postanowił usiąść obok mnie.
- Ejej!- zerwał się nagle Mike i przeleciał wszystkich wzrokiem zatrzymując się na mnie i wlepiając we mnie swoje spojrzenie z krzywym uśmiechem
Jak będzie się tak dalej do mnie przystawiał to w końcu oberwie w tą twarz.
- A zakład?- spytał i zerknął przelotnie na Zaina
- Widzę, że cokolwiek udało ci się zapamiętać z wczoraj- mruknął Nicolas
- Nie ma mowy abym zatańczyła z którymkolwiek z was w takim stanie- spojrzałam na Mike'a i Zaina
Ich stan nie był najlepszy, a i moja kostka nie była w pełni sprawna.
- Ja miałem i mam wszytko pod kontrolą- próbował usprawiedliwić się Zain
Lewis rzucił mi przelotne spojrzenie, które  zdążyłam wyłapać. Czyli nie tylko ja miałam inne odczucia.
- Dobrze to innym razem- Mike puścił oczko z uśmiechem
Jasne, jasne. Już to widzę. W odpowiedzi chłopak otrzymał tylko chłodne spojrzenie.
- A skąd ta pewność, że ty wygrałeś?- wysapał Zain jakby zaraz miało zabraknąć mu tchu
- Sama Brooke mi przyzna rację, prawda?- spytał i znów spojrzał z nadzieją w moją stronę
- Po pierwsze nie miałam zamiaru tam niczego liczyć. Pewnie i tak zgubionym się w połowie- nie widziałam w tym nic śmiesznego, ale wywołało to u chłopaków delikatne uśmiechy- A tak poza tym miło by było widzieć po raz kolejny Zaina na przegranej pozycji- uśmiechnęłam się złośliwie do chłopaka, który przewrócił oczami- Ale z tobą nie mam zamiaru tańczyć- końcówkę skierowałam do Mike'a utrzymując dalej złośliwy uśmiech
- Ha! Szach mat przyjacielu- Zain uśmiechnął się triumfalnie
Pękała mi głowa, zapewne nie tylko mi, a ci dalej ciągnęli głupi temat jakiegoś zakładu, którego i tak pewnie pamietają jak za mgłą.
- To oznacza remis.
- Weźcie się już zamknijcie- warknął Nicolas kończąc temat
~***~
Pod wieczór postanowiliśmy opuścić to jakże cudowne towarzystwo. Lewis nas odprowadził twierdząc, że jeśli nas nie doprowadzi do auta to zapewne znów wpadniemy na jakiś genialny pomysł. Oczywiście nic nie robiąc i tak zostałam wrzucona do jednego worka wraz z Zainem więc zaszczyciłam Lewisa morderczym spojrzeniem. Wsiadłam za kierownicę. Na bank byłam w lepszym stanie niż mój towarzysz, który zasiadł na siedzeniu pasażera. Ból głowy doskwierał mi w dalszym ciągu. Nigdy więcej nie będę piła w towarzystwie Zaina i jego koleżków. Odpaliłam auto i zaczęłam wracać do domu babci, z którego musieliśmy jeszcze zabrać cichy i Everinę. W Morgan będziemy pewnie w nocy. Podróż minęła w ciszy, z której byłam w sumie zadowolona. Nie miałam zamiaru skupiać się na niczym innym oprócz drogi. Gdy dostaliśmy się pod dom, na tarasie, tak jak pierwszego dnia, siedziała starsza kobieta, a na ziemi obok leżała Everina. Wysiadałam z auta i powstrzymałam syknięcie bólu z powodu kostki. Zain zwrócił ku mnie zaniepokojone spojrzenie, ale nic nie powiedział. Nie wiem czy wiedział, ale nie chciałam martwić niczym babci. Weszliśmy do domu, zabierając bagaże. Na koniec serdeczne pożegnanie. Nawet jeśli babcia wyczuła od nas zapach alkoholu nic nie skomentowała. Nie zauważyła też, że kuleje. W sumie nie miała jak zauważyć gdyż starałam sie to ukryć. Zapakowałyśmy torby do bagażnika. Zain usiadł na swoje miejsce, a ja wpuściłam Ev na tyle siedzenie, po czym sama zasiadłam za kierownicą. Miałam nadzieje, że ból w nodze ustąpi jak najszybciej. Odpaliłem auto i ruszyłam w stronę akademii. Po pewnym czasie do naszych nosów dostał się nieprzyjemny zapach.
- Co tak śmierdzi?- spytał Zain
Zerknęłam na tylne siedzenie, z którego najbardziej było czuć.
- Everinaa- sapnęłam
Nie dosyć, że na chwile obecna jestem posiadaczka śmierdzącego psa to jeszcze auto będzie mi śmierdzieć.
- Zapewne się wytwarzała w czymś co dla niej było atrakcyjne- dodałam
- No właśnie, dla niej- zaznaczył chłopak

Zain?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz