piątek, 14 kwietnia 2017

Od Łucji cd. Chloe

Chwilę później w drzwiach wejściowych ukazała się postać Christopher'a. Gdy zobaczył psiaka biegającego wokół nóg dziewczyny, spojrzał na nią przepraszająco, po czym podszedł bliżej. 
- O, widzę, że już się poznałyście. - Uśmiechnął się, stając między nami. Widocznie Chris znał już nową dziewczynę wcześniej, albo poznał ją dopiero jak przyjechała tutaj.
- Właściwie to nie, jestem Chloe. - Spojrzała na mnie, po czym wystawiła rękę w moją stronę.
- Lucy. - Odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam jej dłoń. Postanowiłam od razu podać angielską wersję mojego imienia, bo prawdziwe i tak mało osób jest w stanie poprawnie wymówić.
- Gdyby nie ona, ty musiałbyś szukać Chanel po całym miasteczku. - Spojrzała karcąco na Chrisa.
- Nie ma problemu. - Wzruszyłam ramionami - W sumie to znalazłam ją przez przypadek.
- Jak mogę ci się odwdzięczyć? Może spotkamy się kiedyś na jakiejś kawie poobgadywać chłopaków? Co ty na to?
- Nie musisz mi się za nic odwdzięczać, to przecież nic takiego - mruknęłam, zirytowana trochę jej przesadną życzliwością. Chris spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił "ogarnij się, bądź miła", więc no.. mogę spróbować i wysiliłam się na słaby uśmiech - aczkolwiek wyjście na kawę jest całkiem dobrym pomysłem.
- Oh, to super - odpowiedziała - Może jutro po lekcjach, dzisiaj pewnie nie wyrobię się z wszystkimi formalnościami, muszę się rozpakować i zrobić jeszcze kilka rzeczy. Pasuje ci?
- Jak najbardziej - westchnęłam, za wszelką cenę próbując utrzymać uśmiech - Em.. idziecie teraz na obiad?
- Myślę, że tak - odpowiedział Chris, zerkając na zegarek w telefonie. 
- Okej, ja nie jestem głodna, więc życzę wam smacznego i.. do zobaczenia później. 
Po usłyszeniu krótkiego pożegnania z ich strony, skierowałam się w stronę schodów i szybko pokonałam dystans, dzielący mnie od mojego królestwa, jeżeli w ogóle można tak nazwać akademicki pokój. Muszę jednak przyznać, że warunki jakie tu panowały były dobre, wręcz bardzo dobre. Kiedyś uczyłam się w szkole z internatem i niestety, była to tragedia. Wspólne prysznice, kilkuosobowe pokoje, niezbyt smaczne jedzenie, a w dodatku woda zazwyczaj była zimna, albo cholernie gorąca. Dlatego też obawiałam się przyjazdu tutaj, ale jak widać zostałam mile zaskoczona. 
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i znalazłam się w moim ukochanym pomieszczeniu w całym budynku. Wzięłam krótki rozpęd i dosłownie rzuciłam na łóżko, okrywając się jednocześnie kocem. Ostatnio ciągle było mi zimno, mimo, że za oknem była coraz ładniejsza pogoda. Nie wiedziałam dokładnie, czym było to spowodowane, jednak miała cichą nadzieję, że to zwykłe przeziębienie, a nie nic gorszego. Podniosłam się leniwie z łóżka i podchodząc do biurka, otworzyłam jedną z szuflad. Wyjęłam kilka książek, zeszytów, kredek i parę innych pierdół, aż natrafiłam na pudełko na czarną godzinę. Zazwyczaj nie paliłam, już dawno rzuciłam, jednak zdarza mi się okazjonalne sięgnąć po papierosa i chyba właśnie dzisiaj jest dobra okazja. Otworzyłam pudełeczko, w którym znajdowały się już tylko trzy sztuki i wyjęłam jedną z nich. Wygrzebałam z szuflady zapalniczkę i przykładając papierosa do ust, podpaliłam jego koniec, mocno zaciągając dym do płuc. 
Podeszłam do okna i uchyliłam je delikatnie, zajmując miejsce na parapecie. W Morgan University nie można palić, więc nie chciałabym mieć przez to zbytnich problemów. Wypuściłam dym, między szczelinę w oknie, a on po krótkiej chwili rozszedł się w powietrzu, stając się całkowicie niewidocznym. Nie lubiłam tego zawsze uważałam, że tytoń śmierdzi, nie znosiłam i wciąż nie znoszę tego zapachu, jednak uwielbiam to uczucie, gdy zaciągam się dymem, a on kłębi się w moich płucach. Kiedyś ciągle paliłam mentolowe o różnych smakach i zapachach, albo e-papierosy, jednak od nich ciężej było mi odejść. 
~~*~~*~~
Dopiero teraz zorientowałam się, jak pilnie muszę jechać na zakupy. Moja szafa aż krzyczy, by w końcu odświeżyć swoją garderobę. Zrobiłam szybki przegląd ubrań i zdecydowałam się na wyrzucenie połowy z nich, bo.. i tak już ich nie noszę. 
- Czas na konkretne zakupy - mruknęłam pod nosem, pakując wszystkie potrzebne rzeczy do torebki. 
Naciągnęłam trampki na nogi i w tym momencie pomyślałam, że muszę w końcu kupić creepersy. Uwielbiałam te buty, a moje stare są już tak znoszone, że do niczego się nie nadają. Normalnie nie przepadam za chodzeniem po sklepach, jednak dzisiaj, chyba wpadnę w szał zakupowy. 
Upewniając się, że zabrałam ze sobą telefon, portfel i kluczyki od auta, wyszłam z pokoju i zamykając go, udałam w stronę schodów. 
- Dokąd tak pędzisz? - Usłyszałam za sobą głos Chrisa.
- Jadę na zakupy. - Uśmiechnęłam się.
- Sama? To dobry pomysł? 
- Shh... nic nie mów - uciszyłam go, po czym wywróciłam oczami - Czuję się wyśmienicie, jak zawsze z resztą.
- No nie powiedziałbym - odezwał się poważnie, jednak już po chwili się uśmiechnął. 
Po chwili z pokoju, obok którego staliśmy wyszła dziewczyna, którą poznałam jakiś czas temu, Chloe jeżeli mnie pamięć nie myli. 
- O, może byście pojechały razem. - Wyszczerzył się chłopak.
Chloe obrzuciła go lekko zdziwionym spojrzeniem, a ja.. w sumie wolałabym jechać z kimś, nie byłoby mi tak nudno i zawsze ktoś mógłby mi doradzić, aczkolwiek z drugiej strony cenię sobie samotność.
- Ale o co chodzi? - Zmarszczyła brwi.
- Może masz ochotę pojechać ze mną na zakupy? - Spytałam uśmiechając się i mam wrażenie, że chyba zrobiłam to dość wrednie, mimo, że nie miało tak wyjść. 

Chloe? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz