-Hej, uspokój się.- powiedziałam do Édith.
-Sama próbuj być spokojna!-wykrzyczała w moją twarz.
Nie wytrzymałam. Zawołałam Lunę, wsiadłam na konia i ruszyłam galopem.
Nie zwracałam uwagi na Édith która wołała mnie.Ścisnęłam boki klaczy,a
ta parsknęła ze zdziwieniem i ruszyła szybciej. Luna zaskomlała.
-Wybacz.- powiedziałam i zwolniłam klacz.
Nakazałam przejść klaczy do szybkiego kłusa. Shanti potrząsnęła głową.
Była mokra od potu i śniegu. Byłam głupia. Przecież ona może się
przeziębić!
-Lunka, pobiegnij po Édith i przyprowadź ją tutaj.-powiedziałam do psa.
Ona zaszczekała i z nosem przy ziemi ruszyła po nich.
***
15 minut później Édith z Luną, swoim psem i koniem przyszła.
-Przepraszam.-powiedziałam.
-Ja też. W nerwach jestem explosif.-powiedziała
-Co to znaczy?-zapytałam.
-Wybuchowa.-odpowiedziała
-No ok.Trzeba zaleźć drogę do akademii.-westchnęłam
<Édith>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz