poniedziałek, 5 czerwca 2017

Od Nicholasa do Graciany

   Odpowiedź na dwukrotne puknięcie w uszczerbione, cisowe drzwi otrzymałem niemal błyskawicznie. Uchyliły się najpierw nieznacznie, pozwalając spojrzeniu pary niezidentyfikowanych oczu prześlizgnąć się przez szczelinę między ich krawędzią, a progiem. Po chwili jednak drewniana bariera uległa pod  stanowczym naciskiem  mojej dłoni, ujawniając tym samym skrywane za sobą tajemnice.
-Cześć, słońce - przywitałem ją drgnięciem lewego kącika ust. Ona zaś spojrzała na mnie karcąco, znów niezadowolona z przypisanego jej przeze mnie tytułu. W odpowiedzi na ściągnięte brwi posłałem jej szelmowski uśmiech - Dobrze. Gracie.
Usatysfakcjonowana korektą zstąpiła z progu, pozwalając mi wreszcie rzucić okiem na bronione przed nim wcześniej pomieszczenie. Pobieżnie skanowałem każdy obiekt obecny w pokoju i gdybym miał trochę więcej czasu to może i skomentowałbym niektóre z nich śmiechem czy też zwyczajnym uniesieniem brwi. Teraz jednak moja uwaga skupiła się z powrotem na dziewczynie, która za nic nie dawała mi zrobić nawet kroku w głąb jej momentami komicznie wyposażonej nory. Ta chorobliwa defensywność była czasem nieco zabawna, choć zwykłem patrzeć na nią bardziej z politowaniem. Teraz jednak zaczynała mnie frustrować.
- Tłumacz się - rzuciła krótko czarnowłosa, unosząc przy tym podbródek w jakimś improwizowanym geście wyższości. Niemal z wysiłkiem skupiła chłód w źrenicach i obleciała mnie nim od stóp do głów, próbując pewnie wywrzeć jakieś upragnione wrażenie. Cały ten akt zupełnie się nie kleił mimo swojej spektakularności, którą, kochana Gracie, naprawdę podziwiam. Można było wycisnąć z tego jednak trochę zabawy. Bez słowa skierowałem spojrzenie w dół, prosto w jej oczy, zdając sobie sprawę z jego intensywności - ba, komponując je tak umyślnie. Pewność siebie uleciała z dziewczyny momentalnie, gdy ta, pod wpływem zakłopotania całą sytuacją, zaczęła frantycznie wodzić przerażonymi ślepiami  dookoła pomieszczenia, desperacko szukając czegoś, na czym mogłaby je zawiesić. Prychnąłem pod nosem. Zawsze bawiła mnie ludzka niezdolność do znoszenia kontaktu wzrokowego, traktowanie go jako coś tak intymnego i nienaturalnego, że pod jego wpływem każdy gest czy słowo stają się obrzydliwie niezręczne. Tak jak się spodziewałem, dziewczyna nie stanowiła wyjątku - osoba o personie ulepionej szybko i bez dokładności, jakby w strachu, pozostawiając w swoim tworze wiele luk (takich jak ta), które przez ludzi (takich jak ja) mogą zostać bardzo łatwo wykorzystane. Lecz cóż się jej dziwić, niewiele jest osób, które w wyselekcjonowaną postać potrafią się wcielić idealnie, a jeszcze mniej jest tych, które takowej nie posiadają. Dobrze wiem - ci ostatni brzmią jak mit w świecie zdominowanym orzez obłudę, karmiącym nas piersią nieufności, co skutkuje jedynie agresją, kłamstwem i coraz to wyższymi barykadami. Zdawało by się, że każdy z nas jest z góry skazany na umysł spętany głęboką paranoją, prezentując się na scenie życia w ciągłym strachu przed upadkiem. Zapewniam jednak, że istnieją ów czterolistne koniczyny (jak ciężko by nie było ich znaleźć), który cały spektakl mają głęboko w poważaniu.
-Tłumaczyć się z czego - skupiłem się z powrotem na mojej towarzyszce. - Dotrzymuję jedyynie obietnicy.
- Teraz? - oburzenie w jej tonie było nadzwyczaj dźwięczne. - Chcesz to robić teraz? Jest późno, jestem chora, mówiłam ci. Ja nigdzie nie idę.
Zakończyła wypowiedź chłodno i stanowczo, po czym skrzyżowała ręce na piersiach i wydęła usta. Naturalnie, potraktowałem to jako wyzwanie.
- Oj, słońce. Kto powiedział, że będziemy iść? - to mówiąc, wyciągnąłem z kieszeni skórzanej kurtki kluczki do vintage'owego chevroleta i pomachałem nimi, wabiąc ją jak zwierzę smakołykiem. Błękitne oczy momentalnke zabłysły, dopilnowała jednak, aby zmatowiały równie szybko. - No już, nie histeryzuj. Spłacam swoje długi
- Nie jestem przekonana - wymamrotała, wciąż głęboko ewaluując propozycję.
- Słuchaj - zacząłem, łapiąc jej spojrzenie. - Twój wybór, ale jak rozumiem to masz w mieście coś do załatwienia i akurat tak się składa, że oferuję bezpłatną podwózkę. A jeśli chodzi o katar, to zabiorę cię gdzieś, gdzie szybko o nim zapomnisz. Stoi?
Kończąc swój wywód wyciągnąłem dłoń w stronę dziewczyny z lekkim uśmieszkiem, czekając cierpliwie na odpowiedz, mimo tego, że miałem ją praktycznie w kieszeni.

Graciana?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz