-Przepraszam za niego - powiedział z delikatnym uśmiechem.
-Nic się nie stało. Jesteś tu nowy? - przeszłam do rzeczy, wstając z ławki.
Nie za długo sobie posiedziałam. A naprawdę szkoda, bo była dosyć wygodna, a ja jak na mnie przystało... Cóż. Byłam nieco zazdrosna o Fitz i Rhodes. Jednak muszę przestać o niej myśleć.
-Tak. A ty nie masz czasem lekcji? - zapytał.
- Mam, ale zostałam zwolniona by oprowadzić nowego ucznia - powiedziałam nie kryjąc uśmiechu, który od dawna już nie zdobił mej twarzy - Matthew, tak?
Chłopak przytaknął. Ma się to coś. Od razu wiedziałam że to on. Wszyscy inni siedzą teraz w klasach i słuchają marudzenia nauczycieli. Współczuję im. Dzisiaj w klasach postanowiono nas udusić gdyż nie otwarli żadnych okien.
-Więc oprowadź skoro musisz - powiedział chłopak po chwili zawahania.
Ten pies, chyba Shiloh (za dużo chyba) podążył grzecznie za Matthew'em. Odkąd zmarł mój ojciec, nie przepadam za takimi zwierzakami. On kochał psy i koty. Były jego drugą rodziną. Kiedyś przyniósł do domu czarnego kotka, i nazwał go Tommahawk. Jednak kiciuś uciekł od nas, a raczej poszedł się włóczyć i się zgubił. Już go nie odnaleziono. Ojciec próbował jeszcze raz. Tym razem rudy kot, otrzymał miano Garrefield'a. U niego wykryto raka. Podła choroba zabiła kotka, a raczej zmusiła nas do uśpienia uroczego zwierzaka. Wtedy kolega namówił mojego świętej pamięci ojca do kupna dobermana. Zabrał matkę ze sobą, do Nowego Jorku. Miał tam coś do załatwienia a przy okazji chciał tam kupić psa. I... Nie wrócił. Dlatego ostatni pies jakiego miałam ochotę dziś zobaczyć to właśnie ta rasa. Kątem oka zerknęłam na psa. Nie warczał już więcej.
-Powiesz mi coś o tym miejscu? Czy po prostu przemilczysz całą drogę i nic się nie dowiem?
Głos pana Campbelle'a wyrwał mnie z zamyślenia po raz drugi w tym dniu. Faktycznie. Przecież miałam go oprowadzić, a nie przeprowadzić szybki spacer bez omówienia każdego miejsca.
-Najmocniej przepraszam - powiedziałam z lekkim sarkazmem - Tam jest stołówka. Po lewej stronie zauważysz szkołę jeśli jesteś mądry. A w tamtym kierunku... - wskazałam za siebie - idzie się do stajni.
Mój towarzysz pokiwał głową. Oby wszystko zrozumiał.
-A las? Słyszałem o nim co nieco - odparł.
Westchęłam.
-Racja. Las jest za halą... Mniej więcej - mruknęłam - A do czego ci te informacje? - dodałam już głośniej i pewniej.
Matthew? Wiem... Krótkie i słabe xd
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz